rozdział | 3

2K 231 104
                                    

Wyjątkowo mroźne powietrze muskało Izuku po nagiej skórze wywołując nieprzyjemne dreszcze. Siedział on na balkonie, gdzie zresztą spędził całą noc. Opatulony kocem, siedział na wilgotnych kafelkach nie mając na sobie nic poza bielizną. Dygotał z zimna, jednak nie potrafił wstać o własnych siłach. 

Przy nodze mężczyzny leżała prawie pusta butelka alkoholu. Spojrzał na nią otępiałym wzrokiem. Ledwo zdołał podnieść, jak dla niego, ciężkie naczynie. Przychylił je oceniając zawartość przezroczystej cieczy. 

— Co za cholerstwo… — wymamrotał pod nosem. Złapał się nagle za głowę doświadczając napływu zawrotów. Kac powoli dawał się we znaki, przez co z ust Izuku wymsknęło się niewyraźne słowo przypominające przekleństwo.

Wstał powoli okrywając się szczelniej kocem. Złapał za barierkę wychylając się lekko. Jego wzrok zawiesił się na chodniku znajdującym się pod nim. Szereg latarnii oświetlał go ciepłym światłem. Mieszkał na dziewiątym piętrze. Za każdym razem, gdy wpatrywał się w dół, jego żołądek wywracał się na drugą stronę. Tym razem nie czuł nic konkretnego, a na jego ustach pojawił się mały uśmiech. 

Oczami wyobraźni widział bezwładne ciało mężczyny skąpane w kałuży gęstej krwi. Roztrzaskana czaszka zdeformowała mu głowę, a z oczodołów wypływała szkarłatna ciecz. Leżał tam w zupełnej ciszy, czekając na szczęściarza, który znajdzie ten żałosny, wychudzony worek kości. 

Spojrzał dokładniej w dół wytężając swój słaby wzrok. Był w stanie go dostrzec. Nienaturalnie wygięte kończyny zwróciły całą jego uwagę. Zielone włosy stanowiły idealny kontrast na tle jaśniejszej krwi. Szklistym wzrokiem wpatrywał się w swoje ciało nie potrafiąc już odróżnić realnego świata od fikcji. Mimo przerażenia w oczach i tak chciałby urzeczywistnić ten obraz.

Zawsze miał wybujałą wyobraźnię, co jedynie szkodziło mu na zdrowiu. Myśli z roku na rok robiły się mroczniejsze. Midoriya nie mógł zaprzeczyć, że nie wyobrażał sobie każdego dnia, jak świat wyglądałby bez niego. 

Za każdym razem rozbawiał go moment, w którym uświadamiał sobie, że nie było nikogo, kto mógłby go pochować. Zaraz po tym dopadała go fala pustki i smutku, ponieważ był dosłownie sam na tym świecie i to na dodatek z własnej głupoty. Pół roku temu wtrącił do grobu jedyną osobę, której na nim zależało. Od tego czasu było jedynie gorzej. 

Po jego policzkach zaczęły spływać łzy. Pociąganie nosem było jedynym dźwiękiem, który rozchodził się teraz po cichej okolicy. Zaraz potem dołączył do niego nierówny oddech przeistaczający się w szloch. 

Stał tak przez chwilę próbując się uspokoić. Nienawidził wracać myślami do tego okropnego dnia, w którym poczucie winy i wyrzuty sumienia na dobre zamieszkały w jego głowie.

Nagły, głośny dźwięk sprawił, że podskoczył. Alarm w telefonie rozwiał mgłę unoszącą się wokół jego umysłu. 
 
Piegowaty złapał się nagle za głowę próbując powstrzymać mdłości. Odsunął się chwiejnie od barierki podpierając się o ścianę. Jakimś cudem doszedł do sofy, na którą od razu padł. Pochwycił telefon w rękę. Przeraźliwie jasne światło poraziło go w oczy, na co się skrzywił. Głowa rozbolała go jeszcze bardziej. W końcu ostatnie godziny spędził w zupełnej ciemności. 

Wyłączył alarm nastawiony na godzinę piątą dwadzieścia. Położył telefon obok siebie. Podparł się łokciami o kolana łapiąc za swoją głowę.

— Praca… — wymruczał jeszcze bardziej roztrzepując włosy. — Nie mogę tam iść. — Mężczyzna wyprostował się. Westchnął cicho chowając twarz w dłoniach. Trwał w takiej pozycji przez dłuższy czas, nie mogąc się poruszyć. Migrena pogłębiła się, czego jego słaby organizm nie mógł znieść. — To już… tydzień — szepnął zastanawiając się, ile dni spędził w domu doprowadzając się nieustannie do obecnego stanu. — Nie… Wyrzucą mnie. Muszę iść. 

my escape | teacher!izuku x katsuki | bakudeku [zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz