1. Przemiana

63 10 0
                                    


- Dlaczego znowu mnie unikasz? - rzucił sfrustrowany Mikleo. Był zły, na co oprócz intonowania głosu wskazywało u niego skrzyżowane ręce na piersi i bardzo zniesmaczona mina. Odbiorca tego poważnego oskarżenia był chyba zbyt zajęty płukaniem drewnianej miski po posiłku w rzece - nawet nie odwrócił się w stronę białowłosego serafina, który już czwarty dzień walczył z wybitną niedostępnością swojego Pasterza. Sorey w rzeczywistości słyszał wyraźnie nawoływanie, jednak bał się rozmowy, jej ewentualnej treści i wątków które tak bardzo chciałby zacząć. Rzeczy, które tylko czekają na to aż je wykrzyczy. Niczego nieświadomy Mikleo był zwyczajnie zmęczony niewielką ilością dialogów głównie o tematyce praca-użyteczność, np. dyskusja na temat źródła zainfekowania złem lub wybranie miejsca na nocleg. Z jego perspektywy zobaczyć można bowiem tylko dwie opcje - w dodatku obie nacechowanie szczególnym pesymizmem. Pierwszą była swego rodzaju depresja, której rzekomo mógł dostać Sorey po długotrwałym pobycie w otchłani. Druga nasuwała myśl, że Pasterz się zmęczył swoim ostatnim pomocnikiem. W pierwszym przypadku dla Mikleo skalą mierzącą nieobecność Pasterza nie był czas, lecz siła którą zdobył podczas swojej podróży w oczekiwaniu na Sorey'a. Ponieważ zwiększyła się ona znacznie, Mikleo czuł doskwierającą tęsknotę o wiele silniej niż powinien. Fakt, że Sorey był tuż obok niego - cały i zdrowy, nie sprawiał, że serafinowi było lżej na sercu. Nic dziwnego, skoro zachowania nie przemawiały za jego egzystowaniem. Nie było co do tego wątpliwości - Sorey przeszedł przemianę i to wcale nie na lepsze...

W końcu, pewnego chłodnego wieczoru, wyczerpana dwójka pogromców splugawienia zatrzymała się w głębokim kanionie po wyczerpującym dniu obfitującym w między innymi oczyszczenie smoka. Ostatni oczyszczony smok, a zarazem pierwszy dla Sorey'a pochłonął całą jego energię witalną, podobnie jak Alishy i Rose. Od tamtego czasu Sorey i Mikleo przeszli tyle, że byli w stanie oczyścić bestię jedynie w dwójkę. W konsekwencji tego czynu, wspomnianego już wieczora byli skrajnie zmęczeni - Mikleo zasnął prawie natychmiast po zamknięciu oczu. Inna sprawa przydarzyła się Pasterzowi, który pomimo fatalnego stanu fizycznego nie był w stanie uciec się w sen. Mówiąc ściślej - nie chciał zasnąć. Zarówno jego ciało, jak i dusza stały w płomieniach patrząc na śpiącego, pięknego serafina. Sorey z niewiarygodnym wyrazem twarzy patrzył odważnie na twarz Mikleo. Widząc jego rozchylone usta, automatycznie przełknął ślinę i powoli wyciągnął rękę w stronę jego twarzy. Nie chciał wiele w tamtej chwili - wiedział, że wystarczy mu samo dotknięcie skóry, zwykłe pogładzenie po twarzy... może jeden lekki pocałunek... a jeżeli by się nie obudził to drugi, nieco odważniejszy...
Sorey potrząsnął nagle gwałtownie głową i poklepał się po policzkach. Po raz kolejny przyłapał się na niebezpiecznym poddaniu się gwałtownej żądzy. To małe zamieszanie spowodowało, że Mikleo otworzył oczy rozbudzony, choć wydawało się, że prześpi twardo całą noc.
- Co robisz? - spytał przyciszonym, zaspanym głosem. Sorey rozpalony na twarzy z buzującą w żyłach adrenaliną odpowiedział pomimo swoich absurdalnych ślubów milczenia.
- Nie mogę spać. - rzucił z wymuszonym uśmiechem, na który miał się nabrać jego towarzysz. Niestety, ten w odpowiedzi z powątpiewającym wyrazem twarzy zbliżył się do Sorey'a i przystawił swoje czoło do jego czoła.
- Jesteś chory? - spytał zmartwiony. Serce Pasterza oszalało i rozpędziło się do rekordowych obrotów. Jego krew obracała się po ciele tak szybko, że dostał zawrotów głowy, lecz mimo tego, czuł się wniebowzięty. Bez wątpienia, było to dla niego wspaniałe uczucie. W tamtej chwili swoje granice przekroczyła również wytrwałość.
W głębi duszy zrezygnowany Sorey upojony krótką chwilą zaczął podnosić swoją rękę ku głowie niczego nieświadomego Mikleo...


Kochanek Serafina (Sormik) Fanfiction PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz