3. Bliźniacze strzały.

42 9 0
                                    

Wodospad w nieskończonym zapętleniu zrzucał hektolitry wody kryjąc za sobą tajemnicę, której rozwiązanie było kluczem do odzyskania świadomości Sorey'a. W głowie Mikleo nie istniało żadnych wątpliwości, ani oporów - nie wahał się ani sekundy by przekroczyć wodną barierę. Małymi krokami zbliżał się do szumiącego wodospadu tłumiąc swoją obecność. 

Stojąc tuż przy krawędzi spojrzał w górę, jednocześnie zasłaniając ręką intensywnie świecące słońce. Góra z której spływał wodospad była ogromna, z czarnej skały, zdobiona nieregularnymi wzniesieniami i szpiczastymi wierchami. Zza strumienia dał się słyszeć ociężały oddech i powtarzające się kroki, których dźwięk był wielokrotnie powielony przez echo i na tym etapie z łatwością docierał do Mikleo, który próbował na podstawie dźwięków ocenić jak duża przestrzeń znajduje się za wodospadem. Niestety, przez szum wodospadu ocena nie była precyzyjna, więc serafin nie miał innego wyjścia, jak przekroczenie pionowej tafli wody i wstąpienie do jaskiń. 

Siła naporu sprawiała, że drobnemu Mikleo ugięły się nogi. Po kilku sekundach uczucie ciężkości zniknęło, a przemoczony serafin otworzywszy oczy ponownie poczuł, że w szoku traci równowagę. Sklepienie było niemal niezauważalne, podtrzymywane masywnymi, grubymi filarami pnącymi się przez całą długość potężnego korytarza. Na jego odległym końcu znajdowało się źródło dźwięków, które udało się wychwycić uważnym uszom Mikleo jeszcze zza wodospadu. Potrzebował chwili na ocenę sytuacji i opanowanie zaskoczenia.

- Wygląda prawie jak miasto rzeźbione w górach... - powiedział sam do siebie pod nosem i ruszył biegiem przed siebie ponaglany pogarszającym się stanem Sorey'a. 

Gdy Mikleo był prawie w połowie dystansu do swojego celu usłyszał przerażający ryk, który zmusił go do zasłonięcia uszu i zatrzymania się. Krótko po tym, coś uderzyło w ziemię tak mocno, że niemalże cała góra zadrżała w posadach, a okruchy drobnych skał zaczęły spadać na ziemię. W tamtej chwili Mikleo poczuł przytłaczające zło wywołujące ból w klatce i zawroty głowy. Tąpnięcia były coraz silniejsze, głośniejsze i bliższe. Jakby tego nie było mało, stworzenie które je wywoływało musiało być gigantyczne. 
Sytuacja patowa zmusiła Mikleo do dobycia artefaktu i schowania się pomiędzy filarami, licząc na to, że cokolwiek nadejdzie - przebiegnie obok niego. Wówczas mógłby opracować dokładniejszy plan. 

Gdy przerażająca szarża zdawała się być kilka metrów od Mikleo, niespodziewanie wszystko ustało. Potwór wypuścił kilkakrotnie powietrze i tym razem powoli zaczął posuwać się przed siebie. Mikleo zaryzykował spojrzenie zza filaru - jego oczom ukazał się smok. Trudno opisać strach, jaki poczuł Mikleo. Był to strach przed nieznanym - smok był bowiem czerwonej łuski, wpadającej w karmazyn przez ciemność która otaczała całe to miejsce. W żadnej księdze nie było żadnej wzmianki o podobnym odcieniu łuski smoków. Gdy serafin zebrał się w sobie na tyle, aby spojrzeć na bestię jeszcze raz, okazało się, że ta już czekała aż ich spojrzenia się spotkają. Serce Mikleo stanęło na sekundę, tylko po to, aby w następnej ruszyć w arytmii poganiane adrenaliną.
Smok zaryczał i nieznacznie cofnął się, przygotowując po raz kolejny swoją szarżę. Myśli Mikleo pogrążone w chaosie starały się jak najszybciej odnaleźć jak najbardziej racjonalne i rozsądne wyjście z sytuacji. Odskoczył więc trzykrotnie i naprężył cięciwę swojego artefaktu czekając na najlepszy moment. To był pierwszy raz kiedy celował do smoka. Dawno temu obiecał Soreyowi i sobie, że celem ich wędrówki będzie między innymi oczyszczanie tych nieszczęsnych stworzeń. Każdy zasługuje na drugą szansę,  nawet ci serafini którzy dali się pochłonąć nieczystości i zamienić w te pozbawione woli bestie. W tej kryzysowej sytuacji było jasne, że przeżyć może tylko jeden. 

Smok rzucił się ku serafinowi. W tej samej chwili zostały wystrzelone dwie strzały - jedna po drugiej, przepełnione esencją elementu wody Mikleo, który tuż po ataku rzucił się do odwrotu. Wszystko zdawało się trwać o wiele za długo. Niespodziewanie, rozległ się łomot kruszonej skały. Mikleo odwracając się przez ramię zobaczył coś nieprawdopodobnego - smok runął na ziemię bez zmysłów przewracając się w pędzie który osiągnął i niszcząc zdobienia ogromnej sali. Strzała uderzyła tuż pod pyskiem, skąd unosiła się para wodna i dała się dostrzec skruszona, przebita łuska. Mikleo ostrożnie podszedł bliżej, by wszystko uporządkować w głowie. Założył, że natrafił na smoka, który z jakiegoś powodu posiadał element ognia. Wyglądało na to, że jego ciało było rozgrzane do niezwykle wysokiej temperatury, tak więc po trafieniu pierwszej wodnej strzały łuska stała się łamliwa i krucha na tyle, że bliźniacza strzała ją przebiła. Po tej spontanicznej, lecz koniecznej analizie Mikleo zauważył, że smoka otoczyła łuna światła, które powoli nabierało kształtów. Były coraz wyraźniejsze, aż przybrały formę człowieczych sylwetek. Jedna z nich wydała się być Mikleo przerażająco znajoma. W głowie pojawiły się ciężkie do wyjaśnienia przypuszczenia, który zamieniły się w jeszcze straszniejszą pewność, gdy postać przemówiła. 

- Mikleo, co ty tu robisz?

Kochanek Serafina (Sormik) Fanfiction PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz