1

1K 53 1
                                    


           Rzadko kiedy bywała tak piękna pogoda w Anglii jak tamtego dnia. Ludzie wychodzili na zewnątrz w krótkich rękawkach, spodenkach i kapeluszach. Na niebie nie było ani jednej chmurki, a słońce mocno grzało. Na cmentarzu nie było żywej duszy, oprócz pewnej dziewczyny, która postanowiła odwiedzić swoich zmarłych rodziców. Postawiła znicz na grobie, po czym go odpaliła. Nieduży wiatr rozwiewał jej włosy we wszystkie strony, co i tak nie robiło jej dużej różnicy. Uśmiechnęła się delikatnie, a następnie zaczęła mówić:

– Widzicie? Dzisiaj mija wasza dwudziesta rocznica śmierci, a ja czuje się jakby to było wczoraj. Przepraszam, że przez tyle lat was nienawidziłam. Myślałam, że mnie zostawiliście, bo mnie nie kochaliście, ale przecież mnie uratowaliście... Kocham was. 

Przetarła pojedynczą łzę, która spłynęła jej po policzku. Po chwili pożegnała się z rodzicami i aportowała przed dom Harry'ego Pottera. Ruchem ręki przetarła swoją czarną spódniczkę sięgającą do kolan, a następnie zapukała do drzwi. Otworzyła jej Ginny, która od razu pochwyciła ją w objęcia. Dziewczyna poklepała ją delikatnie po plecach, po czym się odsunęła. To nie tak, że nie lubiła Ginny Potter, jednak uściski nie były jej mocną stroną. 

– Adara! Wszyscy już czekają! – zawołała podekscytowana, brunetka wysiliła uśmiech i weszła do pomieszczenia gdzie roiło się od rudych czupryn. Prawie wszyscy zbiegli się z nią przywitać. Była tylko trzy miesiące na delegacji, a nie trzy lata. Nawet przywitała się z nią Fleur, z którą od zawsze miała na pieńku. Usiadła koło Rona i nałożyła sernik na talerz, po czym spojrzała na wszystkich wyczekująco. 

– A więc... Co jest powodem tego spotkania? – zapytała składając dłonie. Ginny i Harry spojrzeli na siebie porozumiewawczo. 

– Poza twoim przyjazdem, chcieliśmy wam coś ogłosić. Jestem w ciąży. – powiedziała rudowłosa trzymając swojego męża za rękę. Znowu nastąpił gwar. Wszyscy zaczęli wstawać i składać parze gratulację. Adara przeczesała ręką swoje czarne, falowane włosy i wypuściła powietrze. Nie spodziewała się takiej nowiny, niedawno co brali ślub, a teraz już Ginny była w ciąży... Bardzo szybko chcieli założyć rodzinę. Stanęła w kolejce, a za nią Fred i George, z którymi nie miała okazji się wcześniej przywitać. 

– Witam, panią Black. Jak życie mija? – zapytał starszy z bliźniaków. 

– Czego chcesz, Wealsey? Pochwalić się swoimi zyskami w tym waszym sklepie? 

Fred wywrócił oczami. Adara była bardzo trudną osobą i nawet się zaprzyjaźnili w latach szkolnych, dopóki podczas wojny nie musiała wybierać między uratowaniem jego, a swojego byłego chłopaka, którego wtedy nadal bardzo kochała. On zmarł, natomiast Fred dzięki Adarze przeżył. Był jej za to bardzo wdzięczny, jednak ani razu z nią o tym nie porozmawiał. 

– Otóż tak! Chcieliśmy dać ci zniżkę minus pięćdziesiąt procent, ale chyba nie wyglądasz na zainteresowaną. – zauważył błyskotliwie George, który nie przestawał się uśmiechać. Dziewczyna parsknęła śmiechem pod nosem.

– George, ja tą zniżkę mam od otwarcia waszego sklepu i ani razu z niej nie skorzystałam. 

Chłopak wzruszył ramionami, tymczasem nadeszła kolej Adary na składanie gratulacji. Szybko złożyła życzenia, po czym z powrotem usiadła przy stole. Zaczęła zajadać się ciastem, kiedy Hermiona postanowiła się ją wypytać o Francję, w której spędziła trzy miesiące. Adara normalnie odpowiadała na pytania, dopóki dziewczyna nie zaczęła znowu opowiadać o skrzatach. Miała nadzieję, że już jej przeszło. Cóż, niestety tak się nie stało. Rozejrzała się po wszystkich w pomieszczeniu. Charlie rozmawiał z bliźniakami, Harry i Ginny przyjmowali życzenia od Bill'a i Fleur, Ron słuchał Artura, natomiast Molly szykowała coś w kuchni. Dom Potter'ów musiał być wielki, żeby pomieścić tak dużą rodzinę, która się powiększała. 

Przez ten czas, kiedy była sama za granicą, tęskniła za domem. Molly traktowała jak matkę, a Artura jak ojca, natomiast Harry'ego jak młodszego brata, który ciągle wpakowywał się w kłopoty. Fakt, że mieli wspólnego chrzestnego, bardzo ich do siebie zbliżył i oboje mocno przeżyli jego śmierć. 

Wyciągnęła rękę po kolejny kawałek ciasta, jednak przeszkodził w tym jej Fred. 

– Weź te drugie. Do tego sernika dosypaliśmy proszek na wysypkę. 

Dziewczyna otworzyła szerzej oczy. 

– Przepraszam, co? Ty sobie żartujesz? – warknęła zezłoszczona. Co prawda nic ją jeszcze nie swędziło prócz ręki, którą miała ochotę pobić rudego chłopaka. Fred uniósł ręce w górę. 

– Żartem było właśnie te dosypanie tego proszku do ciasta. W tym momencie nie żartuję. – wyjaśnił żywo gestykulując, widząc zaś spojrzenie brunetki zaśmiał się nerwowo – Słyszysz? Chyba mama mnie woła. Mamo, już idę!

Chłopak szybko zniknął, natomiast dziewczyna starała się uspokoić. 

Rzeczywiście czuła się jak w domu.

Lwy ryczą, kruki latają ▪Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz