Rozdział 2

21 4 1
                                    

     Książka o Ufo leżała spokojnie na moim biurku, jednak nie miałam ochoty zagłębiać się w jej treści. Siedziałam zamyślona przed komputerem i próbowałam wymyśleć, jakim sposobem liścik znalazł się akurat w tym tomie. Do głowy nie wpadało mi niestety nic konstruktywnego, więc postanowiłam porozmawiać o tym z Klaudią.

      Cloode: O mój Boże! On cię prześladuje. Może lepiej by było, gdybyś przyjechała do mnie na kilka dni? Zostało niewiele czasu do ferii zimowych, a do szkoły możesz jeździć razem ze mną.
     Ja: Nie przesadzaj, nic mi nie będzie.
     Cloode: Ty i ta twoja wiara w ludzi. A co, jak napad-nie na ciebie, kiedy będziesz szła do sklepu? Nie możesz być taka spokojna!
     Ja: Nie martw się. Jak mnie ktoś napadnie, będę krzyczeć z całej siły i uciekać. A potem zadzwonię na policję.
     Cloode: Uważaj, bo ci na to pozwoli. Przestępcy są nieobliczalni. Nie bądź głupia. Zadzwoń chociaż do Maćka, niech się tobą zaopiekuje.
     Ja: Nie. Nie chcę mu o tym mówić. Ty też nic mu nie mów.
     Cloode: Zwariowałaś? Musi wiedzieć.
     Ja: Nie. Obiecaj, że tego nie zrobisz.
     Cloode: No dobrze... Niech ci będzie, ale jak usłyszę w telewizji, że znaleziono na ulicy martwą blondynkę, to pójdę tam i cię jeszcze dobiję, zobaczysz.

     Nie spodziewałam się, że tak zareaguje, ale w sumie miała rację. Nie potrafiłam jednak przyjąć tego do wiadomości. Byłam strasznie ciekawa, kim jest A i coś w głębi duszy mówiło mi, że nie ma morderczych zamiarów.

     Następnego dnia, była sobota, więc postanowiłam spać do południa. Obudził mnie dopiero dzwonek do drzwi i szczekanie Kiara. Ze zdziwieniem zauważyłam, że oprócz mnie nie było nikogo w domu. No tak, mama pewnie poszła do pracy. Ostatnio się przeciążała, a ja nie mogłam zrobić nic, co by ją od tego odwiodło. Tata natomiast dostał fuchę u sąsiadów i miał im wykładać kafelki.

     Kto to mógł być? Maciek? Nie. Przecież on na weekendy wyjeżdżał do Warszawy. Kuba się ostatnio na mnie ob-raził, więc pewnie to też nie on. Więc... Serce zaczęło mi szybciej bić. Czyżby A znał mój adres?

     Ktoś się dobijał do moich drzwi. Dzwonił i pukał po pięćdziesiąt razy na sekundę. Nie wiedziałam, co zrobić. Nie ruszałam się z miejsca dopóki nie zadzwonił mój telefon.

     - Halo?
     - Rusz dupę i otwieraj! – usłyszałam krzyk tak głośny, że chyba w Himalajach go było słychać i wszędzie bym go rozpoznała. To była Klaudia, która powiedziawszy to, co miała powiedzieć, rozłączyła się.

     Powlokłam się zatem w piżamie do przedpokoju i otworzyłam przyjaciółce z przepraszającym uśmiechem. Ta bez słowa weszła do mieszkania i wrzuciła swoją wielką torbę do mojego pokoju.

     - Co to jest? – zapytałam.
     - Moje ciuchy, kosmetyki, trochę książek i ciuchy.
     - Powtarzasz się – zauważyłam, na co ta tylko wzruszyła ramionami.
     - Nie wiem ile tu zostanę, ale dopóki ten gość ci nie da spokoju, nie będziesz sama.
     - Nie napastuje mnie przecież. I nie jestem sama.

     Klaudia rozejrzała się po mieszkaniu i spojrzała na mnie sceptycznie.

      - Cudownie – udała entuzjazm. – Może mnie przed-stawisz?

      Przewróciłam oczami. No dobrze, teraz byłam sama, ale przecież nie o to mi chodziło.

      - Nie obraź się, cieszę się, że tu jesteś – zaczęłam – ale nie potrzebuję opiekunki.
      - Mówiłaś coś?

      O tak, właśnie tak to robisz.

      Westchnęłam. Skoro tak bardzo chce zostać, to przecież jej nie zabronię. Przyjechała taki kawał drogi specjalnie dla mnie. Może to i lepiej, że nie mieszkamy blisko siebie. Inaczej bym się jej nigdy nie pozbyła.

Rays of the SunOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz