Łzy Bólu

32 0 0
                                    

Yoshiki:

Powoli ze spuszczoną głową, i łzami w oczach, wyszedłem ze szkoły. Chociaż wiedziałem że powinienem iść prosto do domu, to wcale nie chciałem... Wolałem zostać na podwórku szkolnym, skulić się i zostać tam na zawsze.... Bo gdybym teraz wrócił do domu to....
‐Co ja mówię....? "Domu"? Jakiego Domu....? *To że tam mieszkam...nie oznacza wcale że tam jest mój dom.... Wkońcu jaki to dom, skoro nie mam w nim żadnej rzeczy, ani rzadnej osoby, nic....co bym kochał.... W końcu co dzień mój ojciec i moja matka biją mnie, okaleczają, krzyczą, kopią i.....mówią mi że jestem nikim.... Czasami zastanawiam się...po co w ogóle istnieje? Dlaczego moi rodzice zdecydowali się mnie urodzić i wychować, skoro mnie nawet nie kochają? Po co komuś takiemu jak oni dziecko? Żeby się nad nim znęcać!? Żeby je katować!? Żeby mówić mu że nie powinno się w ogóle urodzić!?..... Nie wiem..... Nic już nie wiem....
‐Echhhhh....może powinienem ze sobą dzisiaj skończyć......?‐W sumie gdybym to zrobił moji rodzice i "koledzy"ze szkoły, pewnie by się ucieszyli..... Ale kogo ja oszukuję. W końcu już wiele razy próbowałem się zabić i ja chyba po prostu.....nie.....nie potrafię tego zrobić....

Chłopak szedł powolnym krokiem po szkolnym podwórku, zastanawiając się czy ma kogoś, dla kogo powinien żyć?
‐Chyba nie ma takiej osoby.... *wyszeptał. Jednak teraz ważniejsze było to gdzie, ma teraz pójść. Yoshiki wiedział że jeśli pójdzie do "domu" to rodzice najprawdopodobniej mocno go okaleczą... Jednak jeśli zostanie gdzieś w szkole znajdą go koledzy z klasy... i znów będą się nad nim znęcać...Chlopak doszedł do wniosku, że zostanie w szkole aż do zamknięcia i gdzieś się schowa.

Odwróciłem się więc na pięcie i powoli zacząłem iść w stronę szkoły. Mając nadzieję, że dzisiaj już nikt nie zrobi mi krzywdy, i że uda mi się jakoś schować. Przeszedłem zaledwie kilka kroków, gdy ktoś złapał mnie od tyłu... Jedną ręką zakrył mi usta, bym nie mógł wołać o pomoc.... Drugą natomiast zakrył mi oczy...pewnie żebym nie wiedział kim on jest. Wtedy ktoś podszedł do mnie od przedu złapał za ręce, i razem zaciągnęli mnie gdzieś na bok. Choć jeszcze przez chwile bróbowałem się wyrywać.....po chwili jednak zrozumiałem.....że opór jest bezcelowy.... Wtedy dobrowolnie dałem związać sobie ręce,nogi oraz załorzyć chustę na buzie, bym nie mógł mówić. Wtedy napastnicy podnieśli mnie, i wrzucili  do bagażnika, cały czas zakrywając mi oczy. Gdy wrzucili mnie już do samochodu i poczułem że auto rusza, otworzyłem oczy. Przekręciłem się na bok, i poczułem jak do moich czerwonych oczu napływają łzy. To takie dziwne.... Jeszcze chwilę temu byłem przerażony...... A teraz, było mi wszystko jedno.... Niby coś czułem, ale nie mam pojecia co to było za uczucie... Nie byl to smutek, żal, ból, złość, czy obojętność.... Te uczucia były mi akurat dobrze znane..... Ale to uczucie było inne..... To chyba było.....zmęczenie.....? Sam właściwie nie jestem pewien..... Wiem tylko że na tym świecie nie ma dla mnie już miejsca...... Rodzice mnie biją, w szkole się nademną znęcają..
..a Nana....

Do oczu chłopak mapłynęły łzy na wspomnieniu dziewczyny.

Po chwili poczułem jak samochód sie zatrzymuje. Nie bałem się w sumie, może nawet lepiej by było gdyby ci ludzie  mnie teraz zabili.....może....nie musiałbym już cierpieć.... Bagażnik otworzył się w tym momęcie, a moi oprawcy wytargali mnie z niego. Rozwiązali mi ręce i nogi i rzucili mną o betonową ściane. Jakbym był zabawką, której żadne dziecko już nie chce... Lekko zakręciło mi się w głowie, jednak dla mnie było to naturalne. W moim życiu działo się tak praktycznie codziennie. Jeden z nich podszedł, przygwoździł mnie do ściany. Wtedy  zaczeli kopać mnie, bić po twarzy i mnie szarpać.... Na koniec ich "zabawy", jeden zdjął mi chustę z buzi, złapał mnie za szyję i podniósł do góry. Dusiłem się, ledwo oddychałem....a oni się śmiali.... Od razu poznałem ten śmiech, to byli moi "koledzy" ze szkoły. To oni codziennie się nademną znęcają.... Gdy puścił mają szyję, upadłem na ziemie ledwo żywy, próbując złapać powietrze... Drugi wtedy kopnął mnie w brzuch.
‐Może niedługo to powtórzymy!
Powiedział, kopnął mnie mocno w głowe......i oboje odeszli, zostawiając mnie pobitego, ledwo przytomnego, gdzieś w małej uliczce... Widząc ich odchodzące powoli sylwetki, zakręciło mi się w głowie.....a potem.....już nie pamiętam....

Kolor Twojej KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz