Wielkie spotkanie.

11 0 0
                                    

Mężczyzna był coraz bardziej widoczny, z każdym krokiem widać było coraz więcej szczegółów jego ubioru. Założone miał gumowe kalosze, brudne spodnie na szelkach, płaszcz do kolan przesiąknięty wodą, oraz rybacki kapelusz, chroniący przed deszczem. Płaszcz był w brązowym kolorze, z pewnością był wysłużony, gdzieniegdzie widoczne były jasne odbarwienia. Od momentu uderzenia kamieniem zmieniło się tyle, że poszkodowany zaczął szurać jedną z nóg po ziemi, zmieniając tym samym częstotliwość stawiania kroków. Nie wyglądał jednak na przejętego tym, co się stało. Beznamiętnie kontynuował swoją wędrówkę. Był na tyle blisko, że dało się usłyszeć pomrukiwania i jęki, które z siebie wydawał.

- Muszę ustalić plan działania. Co mam robić?- spytał sam siebie, z wyraźną, zakłopotaną miną na twarzy.
- To człowiek. Ludzie z natury są strachliwi, ten pewnie trzęsie wszystkim, czym może, ze strachu. Pewnie nie wie co ma uczynić na tej wyspie. Załóżmy, że wie gdzie się znajduje i…

Rybak był już na wyciągnięcie ręki, nie było czasu na dalsze rozmyślania. Drzewiec odepchnął się od ściany, za którą się krył, po czym wyskoczył potężnie przed mężczyznę i uderzył łapą w ziemię tak, że cała zadrżała i popękała.
Fala uderzeniowa sprawiła, że mężczyzna znowu się wywrócił, jednak tym razem po prostu na zad.
Budowla, za którą się skrywał, pod wpływem siły z jaką wybił się Maokai, zawaliła się, a ten nadal trwał w groźnej pozie - pochylony z większą ręką w ziemi.

Po chwili powstał potęgując monumentalność tej chwili i uderzył małą gałęzią w wielką piąchę.
- Jam jest prastary strażnik tego, co zostało z tych dziewiczych wysp. Stoisz przed ostoją i jedynym prawowitym panem tego miejsca, więc lepiej wytłumacz, dlaczego zakłócasz mój święty spokój, szkaradny człowiecze.
Szkaradny dalej siedział w miejscu, opadła mu szczęka.
- To miejsce posila się twoją esencją życiową, po co przybywasz na martwe wyspy?!

Rybak dalej siedział z rozwartymi ustami.
-

Jeśli przybyłeś tutaj w poszukiwaniu prastarych artefaktów to wiedz, że ich nie dostaniesz. Jeżeli przybyłeś walczyć to wiedz, żeś głupi.
-pomóż mi - wydusił z siebie zachrypniętym, ledwo co słyszalnym głosem.
-Powiedz tylko w czym, a ustalę, czy jesteś godzien.
-Być może ty wróóóócisz z odpowiedziami.-Gigant podał mu rękę i pomógł wstać, rybak skorzystał z pomocy, jednak dalej nie zamknął ust.
-Mówże jasno, czym się trudzisz.
- Pomóż miiii - mówiąc to wykonał manewr wymijający stojącego przed nim Maokaia, który blokował mu drogę.
- Stójże człeku!
- W ciemności szukam skarbów co hen, w oddali skryte są. Rękoma za dnia, rękoma w nocy wyciągam je chyżo z dna. Hej ho, prawa do lewej i nazot, rozglądam się wśród fal. Hej ho, prawa do lewej i nazot, rozglądam się wśród fal.

- O czym ty pleciesz?! Stój!
- W ciemności szukam skarbów, co hen …
- Mówię stój, to masz stać - chwycił i podniósł go za frak tak, że widać było dotychczas skrywaną twarz.

Pod krzaczastymi brwiami widać było mętne, nieobecne oczy, źrenice prawie niewidoczne. Policzek był poszarpany, jednak nie lała się z niego krew, rana była raczej biała, aniżeli czerwona. Już dawno utracił większość swojej krwi.
Twarz była blada w tak samym stopniu, co rozcięcie.
Widać było zmęczenie na twarzy, wory pod oczami i liczne zmarszczki. Usta były skrajnie wysuszone. Płaszcz nie był do końca zapięty, widać było, że koszula pod spodem była rozerwana.

Maokai rozchylił płaszcz, odgarnął resztki koszuli i zobaczył pożółkły, rozpadający się i suchy opatrunek, owinięty równie suchym bandażem. Całość wyglądała na bardzo starą, jednak służyła jako wciąż pełniący swoją funkcję opatrunek, który miał zabezpieczyć rozległą ranę, zadaną najwyraźniej cięciem.
- A co my tu mamy – spytał sam siebie, rozrywając opatrunek.
Rana wyglądała, jak gdyby pojawiła się wskutek jakiegoś wypadku. Wyraźnie widać było cięcie czymś ostrym, jednak nie do końca z każdej strony. Rana na samym wylocie była lekko poszarpana, co świadczyło o chropowatości tylniej części narzędzia, jakim została zadana. Nie została nawet zszyta, czy chociażby oczyszczona. Opatrunek robiono naprawdę szybko.
Maokai wsadził zgrabniejszą gałąź w wewnątrz rany, odchylił płat wiszącej skóry. Ranny nawet nie drgnął. W środku, tuż pod sutkiem, nad żebrami widać było kawałek drewna, który pozostał w ciele.
-

WojażOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz