Yesterday

354 43 13
                                    

W Lawrence High School, w Lawrence w stanie Kansas, odbywał się właśnie bal dla uczniów klasy maturalnej. Bal z pozoru był taki, jak każdy inny - była grająca na scenie kapela, dekoracje, poncz i inne napoje oraz jakieś dobre przekąski. Praktycznie każdy przyszedł z parą. W sporej części były to związki, w mniejszej ilości przypadków przyjaciele, a w pojedynczych były to ustawione randki. Jedynie część osób zdecydowała się na przyjście samemu, bez pary, ale wtedy byli zazwyczaj w grupkach znajomych. Na palcach jednej ręki można by było policzyć liczbę uczniów, którzy faktycznie przyszli sami (chociaż pewnie głównym powodem tego stanu rzeczy było to, że jeśli ktoś wiedział, że będzie tu całkowicie sam, to po prostu zdecydował się nie przychodzić na bal). Wśród tej garstki osób był wysoki szatyn o nieco dłuższych włosach niż reszta chłopców - sięgały mu za uszy, niedawno postanowił je zapuścić - atletycznej budowie ciała i zielonych oczach (a przynajmniej tak twierdził jego paszport, ale to zawsze była kwestia sporna, bo w zależności od natężenia światła, kolor jego oczu wahał się od brązu, przez piwne i zielone, po szare, a momentami nawet niebieskie). Nazywał się Sam Winchester i jeszcze tydzień temu wierzył, że nie będzie tu sam. Tak teoretycznie to nie był tu sam, bo byli tu jego koledzy, ale byli zbyt zajęci sobą, aby spędzać czas z użalającym się obecnie nad sobą kompanem. 

Miał tu być ze swoim byłym już chłopakiem. Zerwali zaledwie sześć dni temu. Przez głupotę - padło parę słów za dużo. Z ust obu z nich, ale i tak Winchester powiedział o wiele mniej złego niż jego wybranek.  Sam miał nadzieję, że się pogodzą, ale jego druga połówka nie odzywała się od tamtego czasu, poddając się z nawiązaniem kontaktu po kilku odrzuconych połączeniach. Oczekiwał jednego słowa: przepraszam. Zaczął podejrzewać, że się go nie doczeka.

Nagle wybuchło zamieszanie. Gdy tylko zaproszony przez dyrekcję zespół przestał grać kolejny utwór, na scenę wszedł stosunkowo niski i szczupły szatyn o piwnych oczach i włosach, które zapewne sięgałyby mu niemal do ramion, gdyby nie układał ich do góry. Ubrany był podobnie jak wszyscy inni chłopcy na balu - spodnie od garnituru, koszula, marynarka i muszka. Z tą różnicą, że jego marynarka nie była jednolita, a tęczowa. Przez ramie miał zawieszoną gitarę. Zaczął nerwowo rozmawiać z frontmanem zespołu. Wszyscy go znali - Gabriel Speight. Nie był anonimowy - był celebrytą, jednym z młodszych wokalistów na świecie, który już teraz mógł się pochwalić całkiem sporym dorobkiem. Był też jawnym gejem. Jego menadżer upierał się, że powinien to początkowo ukrywać, bo to może wpłynąć na rozwój jego kariery, ale on stwierdził, że ma gdzieś karierę zbudowaną na kłamstwie. Nie miał zamiaru nikogo okłamywać, dlatego już podczas przemówienia na swoim pierwszym w życiu koncercie wyznał światu prawdę, a potem konsekwentnie ją potwierdzał na koncertach, w wywiadach, w spotkaniach z fanami. O dziwo przełożyło się to na dobre relacje z fanami i nawet polepszyło jego wizerunek - ludzie byli mu wdzięczni za szczerość.

Sam nie zwrócił uwagi na całe zamieszanie. Uniósł wzrok znad ponczu, który smakował okropnie, ale postawił sobie za cel wypicie go, dopiero wtedy, gdy usłyszał dobrze znany mu głos.

- Dobry wieczór uczniowie, nauczyciele, rodzice uczniów i drugie połówki uczniów z Lawrence High School - zaczął nerwowo, widocznie zestresowany Gabriel. - Nazywam się Gabriel Speight, najpewniej kojarzycie mnie z mediów. Wiem, że nie byłem zaproszony, ale czuję, że powinienem tu dzisiaj być, wyjaśnić wszystko pewnej osobie... - głos mu drżał, bo stresował się tak, jakby to był najważniejszy moment jego życia. I może faktycznie nim był. - Kilka dni temu zachowałem się jak dupek - kontynuował. - Skrzywdziłem kogoś mi bliskiego. Chcę to naprawić. Mam nadzieję, że chociaż trochę mi pomożecie. Zaśpiewam za chwilę piosenkę, na pewno ją znacie, możecie śpiewać ze mną, jeśli chcecie. To ulubiona piosenka tej osoby, a paradoks jest taki, że idealnie pasuje do powstałej między nami sytuacji, jeśli dokona się naprawdę minimalnej korekty w tekście... - im więcej mówił, tym głos mniej mu drżał, uznał, że to dobry znak. - Dobra, koniec gadania, bo nie chcę przedłużać i psuć wam wieczoru. Mam nadzieję, że moje wykonanie tej piosenki wam się spodoba, bawcie się dobrze. A ciebie, kochanie, przepraszam. 

Yesterday [Sabriel]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz