– Valencia Colver. - słyszę twardy głos tuż nad swoją głową. Przymykam powieki, jednocześnie wykrzywiając usta w szerokim uśmiechu.
– Selvio Dugerto - odzywam się tym samym tonem jednocześnie odchylając głowę do tyłu, gdzie spotykam się z uśmiechniętą twarzą mojego przyjaciela. - Jak się tu dostałeś?
Chłopak wzdycha, odsuwając się, by następnie usiąść po mojej prawej stronie na ławce przy moim biurku.
- Wpuściłem się. - odpowiada wzruszając ramionami, na co prycham.
- Jak zwykle. - komentuje jedynie, wracając spojrzeniem do mojego zadania domowego.
- Nie ładnie tak przepisywać zadanie z internetu. - mruczy po chwili chłopak kładąc swoją głowę na moim ramieniu.
- Mówi ten, co robi tak za każdym razem. - wytykam, nie odrywając wzroku od wyrażenia, które kończe przepisywać.
- Nie wytyka się komuś jego błędów. - upomina mnie, na co nie mogę zareagować inaczej niż śmiechem, ponieważ jego niewinny głos brzmiał niczym pięcioletniego dziecka.
- Przepisywanie zadań domowych z matmy z internetu jest twoim błędem? - pytam ironicznie, odkładając jednocześnie długopis do piórnika, gdy w końcu kończe przepisywać zadanie. Zamykam klapę od laptopa i spoglądam na przyjaciela.
- Cała matma jest błędem. - mamrocze posyłając mi wymowne spojrzenie, równocześnie odklejając się ode mnie. Obserwuje z uniesioną brwią jak wstaje ze swojego miejsca i niczym pingwin maszeruje do mojego łóżka, na które opada z cichym jękiem.
Kręce głową również podnosząc się z miejsca i przechodze kilka kroków, by w końcu zająć wygodną pozycję na łóżku, bokiem do Selvi'a.
- Co jest? - pytam otwarcie.
Kiedy nie uzyskuje odpowiedzi, wzdycham lekko przysuwając się bliżej chłopaka. Kłade jedną z dłoni na jego plecach i od razu wprawiam ją w kojący ruch.
- No dalej Selv, wiesz, że możesz powiedzieć mi o wszystkim co cię trapi. - przekonuje go. - Oczywiście, jeśli chcesz. - dodaje.
- Będziesz zła. - słyszę ciche mamrotanie. Po chwili przyjaciel przekręca głowę, tak że mogę patrzeć w jego oczy, które wyrażają niepewność.
Wzruszam ramionami uśmiechając się delikatnie.
- Zapewne tak.
Prycha przewracając oczami, ale zaraz poważnieje.
- Wkopałem nas w coś. - zaczyna powoli. Obserwuje mnie z rezerwą, kiedy od razu marszcze brwi. - Znaczy...bardziej ciebie.
- Mam nadzieję, że nie w budkę z całusami. - zaznaczam od razu, ponieważ to jest najgorsza rzecz na świecie. I naprawdę nie mam pojęcia kto wymyślił taki pomysł na tegoroczny festyn charytatywny w naszej szkole. Przecież takie rzeczy powinny być zakazane.
- Nie. - mówi, a ja oddycham z ulgą. - Ale..zapisałem siebie do pomocy w dopingowaniu na finałowym meczu, no wiesz będę trzymał te transparenty i tak dalej...
- Do rzeczy. - przerywam mu, obawiając się tego co ma nadejść.
- Cheerleaderki potrzebowały chętnych dziewczyn do drużyny tylko na ten dzień, aby zrobić jakiś specjalny układ, więc pomyślałem, że dla czego nie, będziemy tam razem i..zapisałem cię. - kończy unosząc na mnie swoje spojrzenie i praktycznie od razu odsuwa się na drugi kraniec łóżka.
- Ty naprawdę chcesz skończyć ze złamaną, którąś częścią ciała. - podsumowuje. Wstaje ze swojego miejsca i ignorując spojrzenie chłopaka przechodze przez pokój.
- Gdzie idziesz? - pyta, a ja zatrzymuje się z dłonią na klamce.
- Po lody, na trzeźwo tego nie przetrawie.
W dalszej drodze na dół towarzyszy mi śmiech Selvi'a, który naprawdę nie ma pojęcia jakie ma szczęście, że jestem dzisiaj w dobrym humorze i nie mam ochoty na nikogo się wydzierać. Bo niby ja jako cheerleaderka? Dobry żart.
Mrucząc pod nosem przypadkową piosenkę zapalam światło w kuchni i podchodze do lodówki skąd najpierw zabieram sos czekoladowy, następnie pochylam się i wyciągam kubełek czekoladowo - truskawkowych lodów. Wszystko razem odkładam na blat i zabieram się za przekładnię lodów do dwóch kubków. Kończąc polewam obie porcje dużą ilością sosu. Upycham rzeczy z powrotem w lodówce i zamrażarce i odwracam się w stronę stołu, na który wcześniej odłożyłam łyżeczki. Kiedy sztućce są w mojej ręce unosze wzrok na pogrążony w mroku przedpokój i wystarczy mi jedynie chwila, by zauważyć, że coś jest nie tak. Światło z kuchni odbija się o jedyny przedmiot widoczny w tej ciemności, srebrny nie śmiertelnik. Mając świadomość, że nikt z mojej rodziny ani Selvio nie nosi takiej biżuterii zaciskam zęby cofając się do blatu, w międzyczasie układając swoje ręce za plecami i zaciskając je na czymś ciężkim.
Wypuszczam powoli wstrzymywane powietrze widząc wyłaniającą sie z ciemności postać. Począwszy od czarnych tenisówek, dżinsowych spodni i ciemnego swetra, a kończąc na twarzy opruszonej zarostem, z ostro zarysowaną szczęką i mieniącymi się brązowymi oczami oraz czarnymi gęstymi włosami. Postać zdecydowanie była chłopakiem, może nawet już mężczyzną około dwudziestu kilkuletnim. Jednak tym czego byłam pewna było to, że był piekielnie przystojny.
Zaciskam mocniej dłoń na trzymanej rzeczy, widząc jak chłopak w skupieniu przygląda się mojej osobie. Dodatkowe oględziny pozwalają mi upewnić się, w tym że tajemnicza postać nie ma przy sobie broni. No przynajmniej nie na wierzchu.
- Zamierzasz zrobić coś z tym młynkiem?
Zaskoczona spoglądam na chłopaka, który patrzy w moją stronę z przechyloną głową. Uświadam sobie, że w taki sposób może idealnie zobaczyć co trzymam za plecami, dlatego odkładam swoją pseudo broń i mruże oczy czując jak strach we mnie przeradza się w rozdrażnienie.
I żeby nie było tak, że niezwróciłam uwagę na barwę jego głosu, która była idealnym basem, bo jak najbardziej poświęciłam jej kilka sekund mojej uwagi. Tylko teraz jednak miałam ważniejsze rzeczy na uwadze. Na przykład dowiedzieć się kim jest ten mężczyzna i jak się tu dostał.
- Kim jesteś? - pytam zaciskając dłonie, aby dodać sobie chyba tym odwagi.
Chłopak w milczeniu pokonuje dzielącą nas odległość z rozwagą stawiając każdy krok, tak że jest prawie nie słyszalny. Nie mija chwila, a jego osoba jest na wyciągnięcie ręki. Co dziwne nie wzbudza to we mnie strachu, lecz ciekawość.
- Kim jestem? - powtarza po mnie spoglądając z góry na moją osobę, chociaż wzrostem prawie się nie różnimy. Zerka jakby w zadumie w bok i wzdycha. Kiedy patrzy z powrotem na mnie mam szansę przyjrzeć się jego oczom, którą są czystym karmelem. I im dłużej w nie spoglądam tym karmel staje się mocniejszy i wyrazisty, dlatego też przerywam ten kontakt wzrokowy i chrząkam kiwając głową.
- Kim? - pytam twardo, co nie robi na nim żadnego wrażenia. Jak każda poprzednia rzecz, no może sytuacja z młynkiem jedynie zasłużyła na ledwo widoczne rozbawienie.
Chwila się przedłuża i kiedy już stwierdzam, że mam dość i po prostu to musi być jakiś głupi żart, on wzdycha i bez cienia emocji mówi:
- Możesz nazywać mnie swoim aniołem stróżem, Colver.
Oo, chciałabym żeby było to żartem. Ale jak miało się okazać, nie było.
############################
Witam was serdecznie w pierwszym rozdziale nowego opowiadania!
Jestem bardzo ciekawa waszych wrażeń, więc odsyłam was do komentarzy😋
Ps.Rozdziały jak na razie będą wstawiane nie regularnie, bo muszę jako tako ustawić sobie przyszłą fabułę.
Na razie startujemy na spokojnie, ale później rokręcimy się coraz bardziej.
PS.2. W tym rozdziale poprawiłam niewiele, bo jako tako pasuje mi do nowszej wersji.
CZYTASZ
It's Just My Trial | Z.M
Novela JuvenilJak dużą rolę może odegrać w życiu ktoś kto twierdzi, że jest twoim aniołem stróżem? Może się wydawać, że znikomą, ale osobnik, który trafia się mi jest nad wyraz upierdliwy i nie potrafi odpuścić. Dlatego odgrywa ogromną rolę, która potrafi przyspo...