8 [Maraton cz.4]

1K 76 7
                                    

Przez noc praktycznie nie zmrużyłem oka. Myśl, że będę zmuszony na więcej kontaktu i to w dodatku bliższego z osoba której szczerze nienawidzę, przyprawiała mnie o ból brzucha. Przewracałam się z boli na bok. Było to bardzo denerwujące bo byłem zmęczony a nie umiałem. Zasnąć. W końcu nad ranem mój organizm nie wytrzymał i sam zmusił się do snu. Czułem się choćbym tylko zamknął oczy i już musiał je otworzyć, ponieważ cholerny budzik dawał o sobie wstać.

Zaspany wstałem i wyciszyłem urządzenie. Podszedłem do szafy i wybrałem ubrania, które bardzo lubiłem - czarne jeansy z dziurami na kolanach, a do tego biała koszulka i kurtka jeansowa. Następnie udałem się do łazienki i załatwiłem potrzeby fizjologiczne. Rozczesałem i ułożyłem swoje włosy, a na twarz nałożyłem krem, a gdy wsiąknął, w miejscach pozostałości po nie dawno wyciskanych pryszczach postanowiłem zakryć korektorem. Zadowolony z efektu ale wciąż pewny że będę wyśmiewany zszedłem na dół do kuchni. Zwykle nie jadałem śniadań, ale aby się przebudzić musiałem coś zjeść i napić się kawy chociaż za nią nie przepadałem. Po wykonaniu wymienionych wcześniej czynności zerknąłem na zegarek i zostało mi wystarczająco dużo czasu. Poszedłem do pokoju rodziców. Ojca już nie było, bo od rana chodził do pracy, a mama cała blada leżała nie równo oddychając. Zagryzłem wargę aby powstrzymać łzy i podszedłem do niej. Dałem jej buziaka w czoło i wyszedłem do szkoły uprzednio idąc do pokoju po plecak, który pakowałem poprzedniego dnia. Wyszedłem.

Kierowałem się znowu tą samą drogą do szkoły rozmyślając nad tym duetem i czy nie zrezygnować.

- Przy nim na pewno stanę się pośmiewiskiem - szeptałem do siebie. Nie zauważyłem nawet momentu w którym znalazłem się pod bramą na parking szkolny. Westchnąłem głośno i wszedłem. Niepewnie kroczyłem w stronę wejścia. Pchnąłem drzwi i pomijając pójście do szafki od razu skierowałem się na salę gimnastyczną. Wszedłem do szatni. Byłem pierwszy i samotnie zacząłem się przebierać.

***

Dzisiaj miał się odbyć pierwszy trening z samym JungKook'iem. Bardzo się denerwowałem bo wiedziałem, że nie odpuści sobie komentarzy na temat mojej słabej techniki. Chciałem uniknąć tego spotkania ale było ono niestety konieczne. Zreszta nie miałem zamiaru rezygnować z pasji przez jednego debila którego napotkałem na swojej drodze, wiec spakowany właśnie wychodziłem z domu gdy usłyszałem napad kaszlu mojej matki. Rzuciłem torbę na ziemie i pobiegłem do niej. Podałem jej leki wziewne. Od razu zauważyłem ulgę na jej i tak już bladej twarzy.

- Może ja lepiej zostanę mamo... - powiedziałem siadając na jej łóżku.

- nie Jimin-ssi. Idź na trening, wiem że to kochasz. Ja sobie poradzę - próbowała się uśmiechnąć ale jej nie wychodziło.

- mamo... martwię się o ciebie, a ten jeden trening mnie nie zbawi - odparłem stanowczo.

- idź i pokaz im jak się tańczy - szepnęła. Wstałem i pocałowałem ją w policzek.

- dobrze mamo... jakby co to dzwoń, leki zostawiam ci przy łóżku - bałem się zostawić ja sama ale nie chce aby myślała ze jestem tylko na pokaz i chciałem być posłuszny.

- naprawdę dam sobie radę a ty już idź bo się spóźnisz - dodała tak jakby czytała w moich myślach. Powolnym krokiem opuściłem pokój i zarzuciłem torbę na ramie. Poszedłem na trening.

Trening sam na sam z moim wrogiem - JungKook'iem.

One dance || KookMin [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz