1.

6.2K 241 3
                                    

Dźwięk dobiegał ze środka, z głębin umysłu, z czeluści piekielnych. Bo piekło istniało, tego była pewna. To nie był jakiś tam zwykły dźwięk tylko krzyk cierpiących, zawodzenie uciekających z ciała dusz, brzęk pękających więzi i chrzęst łamanych kości.

Otworzyła oczy, oddychając głęboko, rozpaczliwie łapiąc powietrze w obolałe płuca. Jej ciało spływało potem - lepkim i śmierdzącym strachem. Splątane kasztanowe włosy przykleiły się do czaszki powodując, że cała sylwetka zagubionej dziewczyny sprawiała ponure wrażenie.

- L-lumos - Wyszeptała przerażona napierającą zewsząd ciemnością.

Delikatne światełko pojawiło się na końcu różdżki, którą musiała ściskać przez sen. Niedobrze, następnym razem powinna ją odłożyć na komodę. Popada w paranoję. Przecież nie musi spać z różdżką pod poduszką...

"Nieustanna czujność!" ryknął w jej głowie głos Alastora Moody'ego. Prawie się uśmiechnęła z czułością. Stary auror miał nierówno pod sufitem, ale jakże go było brak! Tak jak wszystkich innych...

Przed oczami stanęły jej sylwetki wszystkich, których stracili. Łzy zabłysnęły w jej oczach i nawet nie starała się ich powstrzymać, gdy popłynęły większym strumieniem. Poczuła ulgę, gdy pozwoliła sobie na tę chwilę słabości. Lepiej to z siebie wyrzucić, nie tamować uczuć, myśli i łez. Tak twierdził Pan Tangler.

Zawsze przed, w trakcie i po każdej wizycie w św. Mungu miała ochotę umrzeć z nerwów. Te spotkania nie tylko przyprawiały ją o mdłości, ale także powodowały chwilową bezsenność, potem koszmary i zanik apetytu.

Terapeuta próbował odwołać się do jej rozumu, zdając sobie sprawę, że ma przed sobą wybitną czarownicę, może nawet najwybitniejszą od czasów Roweny Ravenclaw. Jednak rzeczowe argumenty wypadają słabo na tle poranionej psychiki i wojennej traumy.

- Uspokój się Hermiono, bądź rozsądna. - Mruknęła do siebie i ruszyła do łazienki doprowadzić się do porządku.

Ginny w sąsiednim pokoju jeszcze spała, wyraźnie było słychać lekkie pochrapywanie. Na końcu długiego korytarza znajdowały się pokoje Harry'ego i Rona, stamtąd z kolei dobiegała cisza. Na dole dwupiętrowego domu mieszkał Neville i Luna. Do uszu Hermiony docierała melodia jakiejś piosenki, którą często teraz puszczała Magiczna Rozgłośnia Radiowa. To oznaczało, że oni już nie śpią.

To, że wszyscy zamieszkali w jednym domu wydawało się oczywistym wyborem. Potrzebowali siebie nawzajem. Bitwa na każdym z nich odcisnęła swoje piętno, pozostawiając w sercach ziejącą pustkę. Szukali pocieszenia, zrozumienia i spokoju. Wszyscy i każdy z osobna. Terapeuta bardzo to pochwalał.

Hermiona - została sama, wysyłając rodziców do Australii i zmieniając im wspomnienia skazała się na samotność;

Harry - rzecz jasna nie zamierzał już nigdy wracać do Dursleyów, dom po Syriuszu budził w nim zbyt wiele bolesnych wspomnień (pomijając fakt, że wszytko tam przeżarte było czarną magią), a Nora... To teraz nie było miejsce dla nikogo o zdrowych zmysłach.

Ron i Ginny - postanowili opuścić Norę na jakiś czas; po śmierci Freda, Molly Weasley była w głębokiej depresji, leczyła się silnymi eliksirami - Pan Weasley sam im doradził wyprowadzkę tłumacząc, że matka potrzebuje po prostu trochę czasu...;

Neville - po śmierci babci, której ciało i umysł nie wytrzymały trudów walki, postanowił wyprowadzić się z jej domu i ochoczo przystał na nieśmiałą propozycję Luny by zamieszkali razem z przyjaciółmi;

Luna - tortury i więzienie przez Śmierciożerców pozostawiły w jej głowie trwały ślad; z lekko stukniętej dziewczyny zmieniła się w emocjonalne zombie i tylko czasem przypominała dawną siebie; potrzebowała Neville'a, jego wesołych oczu pełnych ciepła i czułości, tylko przy nim zapominała o okropnościach, które przeżyła, oraz o śmierci ojca.

Jedynym powodem, dzięki któremu było ich stać na wynajęcie tak dużego domu w całkiem szanowanej i eleganckiej dzielnicy czarodziejskiego Londynu było to, że Harry otrzymał nagrodę za zabicie Voldemorta. Kto mógł się spodziewać, że za Czarnym Panem puszczono list gończy, a nagroda za jego zabicie lub skuteczne schwytanie jest tak duża? Potter zrobił wielkie oczy, gdy z listu dostarczonego przez ministerialną sowę wynikało, że stał się właścicielem pokaźnej fortuny.

Przez dobre pół godziny po otrzymaniu wiadomości zanosił się histerycznym śmiechem, co sprowadziło do salonu Nory wszystkich jej mieszkańców. Ron i Hermiona wymieniali zaniepokojone spojrzenia słysząc jak Harry mruczy pod nosem, że "Knota powinni byli już dawno zamknąć w Mungu za takie rzeczy". Bo wspomniany list gończy był desperackim pomysłem byłego Ministra Magii, który czepiał się wszystkiego czego tylko mógł by pozbyć się Sami Wiecie Kogo.

- Nie chcę tego złota. - Prychnął, gdy pozwolił przyjaciołom przeczytać treść listu.

- Możesz je oddać na cele charytatywne. - Podsunęła szybko Hermiona. - Wiesz, cały czas mam zamiar rozwijać W.E.S.Z...

- Harry, zastanów się. - Przerwał jej Ron, przeczuwając, że dziewczyna zaraz zabrnie w świat biednych skrzatów domowych i ich czarodziejskich oprawców. - Przecież, jakby nie patrzeć, nie zrobiłeś tego dla kasy. A że się trafiła? No i dobrze! Możemy z niej zrobić naprawdę niezły użytek. Na przykład... - Tu spojrzał z przestrachem w kierunku swojej matki, która łkała cicho w kącie. - Możemy się stąd wynieść.

Harry spoważniał. Wiedział, że złoto należało się im wszystkim za to co zrobili i jakie ponieśli ofiary. Miał też świadomość, że Państwo Weasley nie wezmą od niego złamanego knuta. I doskonale zdawał sobie sprawę, że jeszcze parę dni w Norze i wszyscy będą mogli się spakować i zamieszkać razem z Gilderoyem Lockhart'em na oddziale zamkniętym w skrzydle Trwałych Uszkodzeń Psychiczno - Magicznych.

Dlatego długo się nie zastanawiali - trzeba by poszukać jakiegoś lokum. I to najlepiej do wynajęcia od zaraz.

Terapia // DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz