Miłość...

15 2 1
                                    

'Miłość. Świadomość, że dla szczęścia drugiej osoby zrobisz... Właściwie wszystko. Czemu odczuwam ją akurat w stosunku do ciebie? Jesteś tyranem. Kocham cię, oddaję ci serce. Ty je rozdzierasz na kawałki. Ja je zszywam każdej nocy, ty nie potrafisz go złapać delikatnie. Dzisiaj jednak z tym kończę. Kocham cię i wiem, że mnie nienawidzisz. Więc dla twojego szczęścia dzisiaj zniknę.'

Myśląc w ten sposób Arthur siedział na dachu szkoły, jedząc lunch z rówieśnikami. Właściwie nie jedząc, a patrząc jak oni jedzą. Czuł się gruby i od dłuższego czasu z trudem wmuszał w siebie choć jeden posiłek dziennie. Od kiedy zaczął się domyślać, że jego chłopak go zdradza czuł się... Źle ze swoim ciałem. Skoro o nim mowa... Arthur poczuł, jak ktoś od tyłu przytula go w pasie.
- Znowu nie jesz, Arthur? Wiesz, że to nie skończy się dobrze...
- Umm... Znowu mi niedobrze - zaczął się tłumaczyć. Nie mógł przecież powiedzieć Riotowi, że się głodzi. Może chłopak znowu zacząłby okazywać mu litość, a Arthur nie chciał litości. Nie dzisiaj, kiedy decyzja już zapadła.
- Znowu? Kochanie, co ci jest? To już drugi tydzień. I wyglądasz coraz mizerniej...

Arthur odepchnął lekko chłopaka i wstał z ławki. Mniej więcej w tym momencie zadzwonił dzwonek na lekcję, więc pobiegł czym prędzej do klasy.

---

'Pamiętam, jak zostaliśmy parą. Moja matka zginęła w wypadku, a ojciec zaczął pić. Opuściłem się w nauce, więc regularnie czułem się w moim domu jak wróg. Kiedy pewnego dnia wychowawca kazał mi przyjść po lekcjach z ojcem nie wytrzymałem psychicznie. Poszedłem na dach. Zdjąłem buty i podszedłem do krawędzi. Nie sądziłem, że tuż przed skokiem usłyszę twój krzyk i silne dłonie wciągające mnie spowrotem wgłąb dachu. Pamiętam, że przez dobre pół godziny obejmowałeś mnie i uspakajałeś. Nie rozmawialiśmy wcześniej - minęliśmy się parę razy na korytarzu, ale byłem zbyt straumatyzowany sytuacją w domu, żeby dbać o relacje z ludźmi. Kiedy w końcu przestałem płakać opowiedziałem ci o wszystkim, co się stało. Wtedy jedynie uśmiechnąłeś się, powiedziałeś mi, że wszystko będzie dobrze. Zaproponowałeś mi nocleg u ciebie. Chyba przez tydzień siedzieliśmy tam bez przerwy, olewając szkołę i dbając jedynie o siebie nawzajem. W trakcie tego tygodnia wyznałeś mi miłość... Oczywiście zdążyłem się w tobie zadużyć. Może to trochę dziwne, ale podświadomie pragnę, abyś dzisiaj też przybiegł na dach i mnie uratował. Żebyś znowu mnie przytulił i pokazał, że naprawdę mnie kochasz...'

Lekcja dłużyła się jeszcze bardziej. Na co mu wiedza, kiedy jego świat właśnie roztrzaskuje się jak róża zamoczona w ciekłym azocie? Z każdą minutą Arthur myślał tylko o tym jednym miejscu w szkole - dachu. A jeszcze parę miesięcy temu myślał o tej wiśni za szkołą... Priorytety się zmieniają, prawda? W końcu zadzwonił dzwonek. Lekcja się skończyła. Zajęcia na dzisiaj się skończyły. Nadszedł czas...

---

'Pamiętasz, jak wspaniale się dogadywaliśmy? Nasze randki, niekończące się rozmowy, ciągłe nocowania u siebie nawzajem. Może byliśmy ze sobą tylko pół roku, ale dalej jestem w stanie powiedzieć, że uczucie, którym cię darzę, to szczera miłość. Dlatego się usunę. Kochasz ją, nie mnie. Pozwolę wam na bycie razem. Pewnie spytałbyś się mnie skąd wiem? Dodawanie jej na Snapchacie nie było dobrym pomysłem... Poza tym widzę, jak na siebie patrzycie. Nie mam ci tego za złe. Jak już mówiłem, chcę twego szczęścia. Kocham cię, Riot. Do śmierci będę mieć nadzieję, że ty też mnie kochasz... Żegnaj.'

Żegnaj... Właśnie to słowo było ostatnim, które zapisał Arthur. Zamknął dziennik i popatrzył w niebo. Było pięknie, słońce zachodziło i niebo przybrało idealny brzoskwiniowy odcień. Chłopak wstał. Położył obok barierki torbę, a na niej dziennik. Powoli zdjął buty i po raz ostatni spojrzał za siebie. Ostrożnie przeszedł przez barierkę, odetchłnął głęboko, przymknął oczy.
- To dla ciebie, Riot... - i z tymi przechylił się do przodu, lecąc prosto w ramiona śmierci...

†††

... Gdyby tylko Riot zrozumiał swój błąd chwilę wcześniej i nie wahał się z wejściem na dach o sekundę za długo, może po raz kolejny uratowałby swojego chłopaka.

-----

Witajcie! Oto mój kolejny nocny gniot nazwany opowiadaniem. Bardzo was proszę, nie bądźcie jak bohater. Jeśli poczujecie, że macie problemy i wasze życie jest do dupy, że wasze istnienie nie ma sensu nie uciekajcie się do samobójstwa. Umówcie się na spotkanie ze specjalistą, to naprawdę działa. Jesteście ważni, jestem pewna, że wasze życia mają sens. I nie myślcie również, że ja mam takie problemy jak bohater. Co prawda na sam pomysł wpadłam przy okazji rozmyślań na temat miłości, ale podany problem mnie nie dotknął. Jest wytworem rozmyślań o miłości, samobójstwach i bohaterach romantycznych. Trzymajcie się, kochani!

Miłość...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz