Rozdział XIX

27 5 4
                                    

IZABELA

Zasnęłam dopiero o świcie, a krótka drzemka wcale nie sprawiła, że poczułam się lepiej. Wręcz przeciwnie ― miałam wrażenie, że ochota na sen spłynęła na mnie dopiero o siódmej, tuż po tym, jak mama zastukała wesoło do moich drzwi i zakomunikowała:

― Śpiochu! Pora wstawać!

Zwlekłam się z łóżka wyjrzałam przez okno. Słońce bezlitośnie grzało już o tak wczesnej porze, co będzie po paru godzinach...? Wygrzebałam z szafy szorty, które ostatnio miałam na sobie rok temu nad morzem. Okazało się, że są na mnie o cały rozmiar za duże ― chyba ciągły stres sprawił, że kości sterczały mi jak wysłużonej chabecie. Trudno, będę się więc smażyć w moich szarych rybaczkach.

Mój plan na piątek nie był specjalnie ambitny i zawierał tylko jeden punkt: przetrwać. Miałam iść do szkoły tą samą drogą co zwykle, przesiedzieć bezczynnie pięć lekcji, a na przerwach krążyć po szkole tak, by broń Boże nie natknąć się na Kamila. Nie mogłabym spojrzeć mu w oczy i wysłuchiwać jego tłumaczeń. Postanowiłam ostatecznie przestać się mieszać do dzienników. Już nigdy nie będą zajmować moich myśli dłużej niż minutę i nigdy nie wspomnę o nich Kubie. Niech on sobie robi co chce, ja nie mam z tym nic wspólnego. Kropka.

Niestety mój dzień nie miał przebiegać zgodnie z planem. Tuż po wyjściu z domu natknęłam się na Kamila.

― Jesteś wreszcie! Czekam na ciebie od dobrych piętnastu minut i już myślałem, że spóźnię się przez ciebie do szkoły! ― zawołał ze śmiechem i nachylił się ku mnie, by pocałować mnie w policzek, ale ja zręcznie mu się wyślizgnęłam.

― Cześć ― mruknęłam tylko.

Co on w ogóle taki wesoły? Czy wczoraj tylko mi się zdawało, że został oskarżony o kradzież najważniejszych w szkole dokumentów? Czy to moja nadwyrężona wyobraźnia zaczęła już płatać mi figle...?

― Jesteś na mnie zła?

― Nie.

― Jeśli chodzi ci o wczoraj... To przysięgam, ja nic nie zrobiłem.

Więc jednak mi się nie przywidziało. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że w sumie nic a nic mnie to już nie obchodzi. Jeśli Kamil jest taki szczęśliwy, to widocznie wszystko rozeszło się po kościach i tym lepiej dla niego. Nawet nie byłam w stanie ucieszyć się z takiego obrotu spraw. Kiedy znowu zobaczę Kubę...?

― Wierzę ci.

Spojrzałam na jego twarz i już wiedziałam, skąd u mnie ten brak zainteresowania. Owszem, Kuba stał się dla mnie o wiele ważniejszy niż dotychczas, wkroczyliśmy w zupełnie nowy etap i postanowiłam dać mu wolną rękę. Ale nie tylko o to chodziło ― uświadomiłam sobie, wpatrując się w stalowoszare oczy Kamila. Przegrałam. Nie uzyskałam tego, o co walczyłam, nie udało mi się ochronić najlepszego przyjaciela przed niesłusznymi oskarżeniami i ani łzy, ani prośby nie nakłoniły mojego chłopaka do zmiany postępowania. Najlepsze jednak w tym wszystkim było to, że moja przegrana nie zaowocowała żadnymi konsekwencjami. A przecież spodziewałam się, że ja i Kuba (potem także Kamil) zostaniemy z hukiem wyrzuceni ze szkoły, a popłoch, który zapanuje wśród uczniów po zaginięciu dzienników, doprowadzi do apokalipsy.

I nic takiego się nie stało! Nie dość, że przegrałam na całej linii, to jeszcze nie mogłam z uśmiechem wyższości przyglądać się katastrofie i mówić: „Ja wiedziałam, że tak będzie. Trzeba było mnie posłuchać!"

Świat nadal był do bólu zwyczajny, a ja czułam się podle.

― Coś się stało, prawda? ― Kamil nadal się nie poddawał.

Dzienniki '09 [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now