dzień dziewiąty

23 4 0
                                    

Maurelle nie opuszczał dziś wyjątkowo dobry humor. Jej wczorajszy debiut w kabarecie okazał się całkiem niezły. Co prawda, technice jej tańca daleko było do perfekcji, ale starała się odtworzyć choreografię przećwiczoną na próbie, jak najlepiej potrafiła. Następny występ odbywał się dopiero za dwa dni, więc dziewczyna miała trochę czasu dla siebie.

Udało jej się nawet dogadać z madame Inès w sprawie przedłużenia wynajmu pokoju. Obiecała, że jak tylko dostanie pierwszą wypłatę, ureguluje wszystkie zaległe rachunki. Miała ogromne szczęście, że trafiła pod dach tej ciepłej i pomocnej kobiety. Najbardziej cieszył ją fakt, że gospodyni nie zadawała jej niewygodnych pytań, na które ciężko by było racjonalnie odpowiedzieć.

Dzisiejszy poranek przywitał ją śniegiem, delikatnie prószącym z nieba. Gdy tylko zobaczyła za oknem wirujące śnieżynki, natychmiast wcisnęła się w pożyczoną suknię i wybiegła z pensjonatu, przedtem porywając jeszcze bułeczkę brioche ze śniadania.

Radośnie stąpała po białym puchu pokrywającym paryski bruk. Wdychała rześkie zimowe powietrze, tak świeże i wolne od smogu, wszechobecnego w dwudziestym pierwszym wieku. Po raz pierwszy od tajemniczej podróży w czasie, poczuła się naprawdę szczęśliwa. Cieszyła się tą beztroską chwilą, chwilowo zapominając o tym przeklętym zegarku.

Postanowiła wykorzystać ten dzień jak najlepiej się da, czyli spacerem uliczkami miasta. Odwiedzi wszystkie znajome zakamarki, posucha pieśni w katedrze Notre-Dame, a na koniec obejrzy sklepowe witryny, przechadzając się nieśpiesznym krokiem Champs-Élysées. Jak mogła wcześniej nie zauważyć uroku tego miejsca bez dźwięku klaksonów i krzykliwych billboardów?

Z płatkami śniegu w miodowych włosach i uśmiechem błąkającym się na ustach, zanurzyła się w wir miasta.

Przetrwać do Bożego NarodzeniaWhere stories live. Discover now