All I Need

852 70 4
                                    

Cóż, przebywanie w kozie zdecydowanie nie było moim ulubionym zajęciem.

Zabierają telefony, nie pozwalają nawet słuchać muzyki na słuchawkach. Można jedynie na wpół leżeć na ławce i po raz setny czytać wiszący na ścianie plakat informujący o uzależnieniu młodzieży od urządzeń elektronicznych.

Można też się uczyć, no ale błagam. Kto by się uczył.

Gdyby tylko kozy pilnowała pani Connell, dałoby się wytrzymać. Ale że za biurkiem usadowił się nasz sztywny nauczyciel angielskiego, bałam się choćby oddychać głośniej. Teraz jednak był pochłonięty obgryzaniem swoich paznokci, więc uznałam to za szansę na odezwanie się do mojego towarzysza niewoli.

— Chyba zaraz zwariuję — szepnęłam najciszej jak potrafiłam do osoby siedzącej przede mną. 

Usłyszałam ciężkie westchnienie, po czym Peter powoli obrócił się do mnie. Jego ciemne oczy patrzyły na mnie ze współczuciem.

— Heather, siedzimy tu dopiero piętnaście minut — przypomniał mi. — Jeszcze jakieś... — przerwał, by zerknąć na umieszczony przy drzwiach zegar — trzy godziny?

Jęknęłam ze zrezygnowaniem. Byłam świadoma, że ucieczka z wycieczki będzie miała swoje konsekwencje, ale kilkugodzinne siedzenie po lekcjach było ponad moje siły.

I to jeszcze dwa tygodnie przed końcem roku szkolnego. Harrington chyba nie wiedział, jaka to była dla nas tortura, tkwienie tutaj podczas gdy na dworze pięknie świeciło słońce.

— Za jakie grzechy — mruknęłam, przewracając oczami. Doskonale wiedziałam za jakie. Co nie zmieniało faktu, że byłam bardzo niezadowolona.

Z moją energicznością ciężko było usiedzieć na miejscu. Świeżbiło mnie, by w tej chwili rzucić to wszystko w cholerę. Kopnęłam Petera w łydkę. Chyba trochę za mocno, bo stęknął z bólu.

— Wybacz — przeprosiłam skruszona. — A teraz, błagam cię, zwijajmy się stąd.

Pokręcił głową.

— Wiesz, że nie możemy.

— Peter, jasna cholera, uciekliśmy z wycieczki. Zerwanie się z odsiadki to pikuś.

Swoją uwagą trafiłam w punkt, co mogłam uznać za sukces. Wymyśliłam choć jeden porządny argument.

Peter przez dłuższą chwilę się wahał, niepewny co do mojej propozycji. Ten pomysł może i nie należał do najrozsądniejszych, ale w tamtym momencie wydawał się właściwy.

Cokolwiek, byle by się stąd wydostać.

Gdy w końcu zobaczyłam potwierdzenie wykonania planu, jakim było skinięcie głowy, szybko przystąpiłam do realizacji. Schowałam zeszyt, w którym wcześniej rysowałam kwiatki i motylki do plecaka, i zajęłam pozycję na krańcu ławki, gotowa do skoku.

Odliczyliśmy do trzech i co sił w nogach rzuciliśmy się do drzwi.

— A wy dokąd? — wydarł się za nami nauczyciel.

— Do toalety! — wykrzyknęłam, rechocząc ze śmiechu.

Biegliśmy przez korytarz, prosząc Boga, by nie postawił nam więcej profesorów na naszej drodze. Na szczęście nasze modły zostały wysłuchane.

Wyszliśmy ze szkoły na dziedziniec, który skąpany w słońcu wydawał się być niczym niebo.

Jeszcze tylko furtka i byliśmy wolni.

— Co robimy? — zagabnęłam, z trzaskiem zamykając to metalowe cholerstwo.

— Idziemy na lody?

entourage ◆ spider-man far from home² ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz