Normalnie już o tej godzinie pracowałam, ale dzisiaj jakimś cudem nadal leżałam w łóżku. Miałam otwarte oczy i długo myślałam o pewnej rzeczy.
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi po czym donośny głos Pyskacza.
- Rosa! Ile jeszcze?
Natychmiast niemal wyskoczyłam ze swojego "świętego miejsca" i ruszyłam do kuchni. Oczywiście nie mogło to być idealne. Prawą nogą zachaczyłam o tylną nóżkę krzesła. Pewnie myślicie, że moja twarz złączyła się teraz z ziemią. Ale stało się wręcz przeciwnie. Wykonałam pad w przód z przewrotem i bezpiecznie wylądowałam na nogach. Jednym z moich zajęć w wolnym czasie jest trenowanie i wymyślanie właśnie czegoś takiego.
Kiedy w końcu zjadłam szybkie śniadanie - kawałek smażonego łososia - wzięłam fartuch roboczy i otworzyłam drzwi. Chciałam jak zwykle z dobrym humorem zeskoczyć ze schodów pod domem, ale tego co się stało nikt się nie spodziewał. Zamiast dotknąć stopami drogi prowadzącej do pracy, wpadłam do taczki mojego "pracodawcy".
- Pykacz! Co ty wyprawiasz?! - krzyknęłam przerażona.
- No co? Już dość czasu straciliśmy - odparł z uśmiechem.
Zatrzymał się, a ja w sekundę wstałam. Otrzepałam strój z pyłu po czym założyłam fartuch. Mogłam to zrobić wcześniej... W każdym razie mojej uwadze nie umknęły moje ręce i nogi. Co z nimi nie tak? Trzęsły się jak galareta. Pokręciłam głową i poszłam na swoje stanowisko. W sumie było takie samo jak Pyskacza, ale co dwie głowy to nie jedna. Pewnie pamiętacie czym się zajmował Czkawka... Ale teraz po tylu latach warsztat służył do naprawiania sprzętu czy też tworzenia go. Nie mam już o czym opowiadać. Zajęłam się pracą i zatopiłam w zamówieniach...
🐲🐉🐲🐉🐲🐉🐲🐉🐲🐉🐲🐉🐲🐉🐲🐉
Minęło sześć godzin, po których moje palce są całe w odciskach. Sczerze? Nie lubię tej pracy. Ale krótko pożegnałam się z Pyskaczem i wyszłam. Podeszłam do mojego domu. Przez otwarte okno wrzuciłam fartuch. Spojrzałam na mój własnoręcznie zrobiony kalendarz. To jest to o czym rano myślałam - dzisiaj jest pełnia. Co w tym dziwnego? Przecież to tylko księżyc... Otóż nie. Tutaj ta noc jest co pięćset lat. Ale co to zmienia? Jest wiele legend i opowieści odnośnie tej fazy księżyca, ale najbardziej wiarygodna z nich mówi, że podczas niej dzieją się dziwne i wspaniałe rzeczy.
Uśmiechnęłam się i odeszłam. Na 100% spodziewacie się po mnie czegoś szalonego. I tutaj macie rację. Udałam się w stronę portu. Usłyszałam zbliżające się kroki, była to pora, o której rybacy wracają z połowu. Natychmiast schowałam się w szczelinie skalnej i nie wychylałam się. Odczekałam parę minut. Kiedy nie słyszałam żadnego dźwięku prócz szumu morza, ostrożnie wyszłam ze swojej kryjówki. Rozejrzałam się dookoła, nikogo nie było. Mimo braku żywej duszy i tak musiałam być cicho. Gdybym stanęła na skrzypiącą deskę, ktoś mógłby to usłyszeć. Dlatego mijały kolejne minuty, a ja nadal szłam. Gdy znalazłam się przy łodziach, podeszłam do tej średniej wielkości.
*Tak... Ta będzie idealna...*
Odwiązałam statek z żaglem i wskoczyłam do niego. Płynęłam. Mój "pojazd" nie był zły. Nade mną rrozpościerał się duży, biały żagiel. Prócz tego miał niewielki ster i ładownię. Statki tego typu zwykle były stosowane do handlu lub przewożenia czegoś. Woda była tej nocy piękna. W moich błękitnych oczach odbijała się teraz okrągła, jasna tarcza księżyca. Delikatny wiatr poruszał wodą i moimi jasno-brązowymi włosami, czasami dopadł bardziej ukryte niebieskie pasma. Wszystko było takie wspaniałe...
💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙
545 słów!
Hej, ogromnie proszę Was o gwiazdki jeśli ta książka Wam się spodoba. Będą dla mnie motywacją do dalszego pisania!
💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙
CZYTASZ
Pełnia
FantasyCoś mnie podkusiło... Wyruszyłam całkiem sama w nicość. Opłacało się... Chcesz wiedzieć co mam na myśli? Wiedz jedno... Ta historia nie ma końca...