Prawie jak dawniej

159 21 6
                                    

   Nasze pierwsze spotkanie w nowym mieście. Nie byłam pewna, czy to był dobry pomysł. Do tej pory nowe miejsce działało na mnie niemal terapeutycznie. Nic tu nie przypominało Ciebie. Żaden skwer, żaden park, żaden sklep, żadna kawiarnia, żadna ławka, żadna uliczka. Niemal żadnych dręczących wspomnień przy chodzeniu po mieście. Mogę powiedzieć, że było już nawet dobrze. Zaczęłam wracać do siebie. Nie myślałam już o tym, coraz rzadziej myślałam też o Tobie. Przestałam się martwić i zaczęłam odzyskiwać dawną radość i pogodę. Tylko to nocne niebo... Było cholernie takie samo jak wtedy. Przypominało te nasze wszystkie nocne spacery. Oraz to, jak byłam wtedy szczęśliwa. To dobre wspomnienia. I to jest w tym chyba najgorsze.

   Siedziałam w autobusie i zastanawiałam się, jak to będzie. Ze stresu zaczął już boleć mnie żołądek. Zobaczyć Cię znów, po ponad dwóch miesiącach. Dwóch miesiącach, przez które myślałam, że już więcej nie spotkamy się nieprzypadkowo. A jednak! Już widziałam oczami wyobraźni, jak kupujesz kwiaty na pobliskim straganie i wręczasz mi je na powitanie wraz z przeprosinami, przyznaniem się do błędu i prośbą o powrót. I choć wiedziałam, że nic takiego się nie wydarzy, wciąż miałam w sercu jakiś głupi cień nadziei na to, że może jednak. Potem pomyślałam, że właściwie nie wiem, co bym zrobiła, gdybyś chciał wrócić. Przecież funkcjonowanie jak dawniej powoli zabijałoby mnie od środka. Ale przecież jeszcze parę miesięcy temu byłam taka szczęśliwa... Z głośnika rozległ się nagle sympatyczny, kobiecy głos wyczytujący nazwę mojego przystanku. Zaraz wysiadam. Potrząsnęłam głową, żeby przestać już o tym wszystkim myśleć.

   Wysiadłam z autobusu i ruszyłam na miejsce spotkania. Plac, na którym się umówiliśmy, był spory - nie wiedziałam, z której strony nadejdziesz. Zaczęłam się rozglądać. Było już ciemno, więc widziałam tylko kształty ludzi na tle oświetlonego budynku stojącego na placu. Przez chwilę przestraszyłam się, że nie znajdziemy się w tych ciemnościach. A potem tylko spojrzałam i od razu zobaczyłam Ciebie. Wiedziałam, że to Ty. Byłam pewna. Poznałam Cię, od razu, nawet po ciemku, po samym cieniu. Aż zaklęłam na siebie pod nosem, że nadal tak doskonale to potrafię. Nasze spojrzenia skrzyżowały się. Też mnie rozpoznałeś. Ruszyliśmy w swoim kierunku. Nie było kwiatów ani przeprosin, wybaczeń i rzuceń na szyję. Zamiast tego było szybkie, bezuczuciowe przywitanie, drobna rozmowa podczas spaceru i ciepła herbata w jakimś całkiem przyjemnym barze. Właściwie nie było tak źle. Poczułam się trochę jak dawniej - znów piliśmy razem herbatę, znów rozmawialiśmy i znów nie mogliśmy się ze sobą zgodzić. Można nawet powiedzieć, że było całkiem miło. Potem odprowadziłeś mnie na autobus. Czekaliśmy na niego prawie pół godziny. Ujęło mnie to, że kazałeś mi napisać do siebie, czy bezpiecznie dojechałam do domu. Nie spodziewałam się już po Tobie takiego altruizmu. Naprawdę poczułam się jak dawniej. Tak bardzo, że na pożegnanie miałam ochotę Cię pocałować. Stanęło jednak na szybkim przytuleniu, krótkim podziękowaniu za spotkanie i wejściu do autobusu.

   Wracając do domu przypomniałam sobie swoją rozterkę sprzed paru godzin. "Że niby nie wiesz, co byś zrobiła? Oczywiście, że wiesz. Bez zastanowienia wpadłabyś mu w ramiona." Bo, choć z troski o siebie i własne dobro, nigdy nie powinnam chcieć do Ciebie wrócić, tak niestety ciągle chcę.

Prawie jak dawniejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz