— Powinno być już wszystko w porządku, dostał leki uspokajające. Dość mocne co prawda, ale przynajmniej pójdzie spać. — mówił lekarz, nie odrywając wzroku od chłopca — Musi to wszystko sobie ułożyć, uspokoić się. To dość traumatyczne, znaleźć się w takim miejscu, tym bardziej w jego przypadku. Nieprawdaż?
Doktor Eric położył ręce na biodrach i zerknął na pielęgniarkę.
— Tak... Rzeczywiście tak może być. — odpowiedziała zmartwionym, lekko załamanym głosem.
Kobieta nie przywiązała się do chłopca, gdyby przywiązywała się do każdego z pacjentów leżących na tym — bądź innym — oddziale, najprawdopodobniej popadłaby już w stany depresyjne i sama niedługo później by tam wylądowała. Mimo tego martwiła się, bardzo, była skrajnie empatyczną osóbką. Znała każdego swojego pacjenta, co się z tym wiąże, historie życia każdej osoby, która się tu pojawiła. Dzięki jej urokowi pacjenci ufali jej i opowiadali co się dzieję. Jego historie również chciała poznać, ten chłopiec niezwykle ją zaintrygował, nawet mimo tego, że widziała go dopiero kilka — krótkich — godzin.
— Niech odpocznie, sprawdzaj co jakiś czas czy wszystko jest okej. — mężczyzna lekko się uśmiechnął i odszedł powolnym krokiem w nieznanym jej kierunku.
Rudowłosa podeszła do Edwarda i delikatnie pogłaskała jego włosy
— Będzie okej, obiecuje ci to — po tych słowach odwróciła się i wyszła, udając się do swojego pokoiku.***
— Myślicie, że u Eds'a jest wszystko okej? — zapytał zaniepokojony Richard dwojga znajomych. — Nie odzywa się już drugi dzień... — Chłopak opuścił oczy i kopnął czubkiem buta jakiś kamyczek.
— Pewnie znowu dostał szlaban od mamy, a nie mam zamiaru mieć z nią styczności po ostatnich naszych wygłupach — odpowiedział, jak gdyby nigdy nic Stanley.
— Może masz rację... — westchnął okularnik, chociaż w głębi duszy czuł, że stało się coś złego i nie dawało mu to spokoju.
Nastolatek bardzo martwił się o Edwarda, wszyscy o tym oczywiście wiedzieli, ale on był przekonany, że nikt nawet tego nie podejrzewa.
Przecież zawsze sobie dokuczali, tylko, że inaczej, ich sytuacja była zupełnie inna. Tak jak cali oni.— Ja już lecę do d-domu, pa! — Tozier gwałtownie powiadomił przyjaciół o swoim postanowieniu i szybkim krokiem udał się w inną stronę.
— On wcale nie idzie do domu, to w inną stronę. Prawda, Bev? — zapytał blondyn.
Rudowłosa powoli odpaliła papierosa i z niezwykłym spokojem zaciągnęła się szarawym, nieprzyjemnym w zapachu dymem. — oczywiście, że nie— odpowiedziała i oparła się o ceglany murek.
Ona doskonale wiedziała po co idzie w inną stronę, za dobrze go zna, nie bez powodu nazywa ją najlepszą przyjaciółką. Wiedziała, że Richie czuje coś do Eddie'go, on jej o tym nie powiedział, ale nie trudno jest rozszyfrować Toziera. W szczególności, że rumieni się w każdym momencie, kiedy opowiada o delikatnym chłopcu, którego tak bardzo lubi. Jego ton, a również zachowanie się zmienia. Z głupiego bachora zamienia się w czułego, kochanego chłopaka.
— Ah, Richie... — westchnęła rudowłosa, delikatnie się uśmiechając. — Idziemy? — zapytała chłopaka, który stał obok niej i bez namysłu ruszyli w stronę ich własnych domostw.
A w tym samym momencie, ich przyjaciel, który odszedł w innym kierunku niż zwykle, toczył swoją własną walkę, w swoim umyśle.Jezu, jezu, jezu... — powtarzał sobie w głowie Richie z każdym kolejnym, robionym przez siebie krokiem.
Był zdenerwowany – nic dziwnego. Mama jego ukochanego chłopaka go nienawidzi, najbardziej z całej ich paczki. Twierdzi, że jego grupka nie jest dla niego, a co dopiero ten rozpuszczony dzieciak – Richie.
Zawsze odzywała się do niego z wyższością, niezwykłą pogardą w głosie, nawet teraz, teraz, kiedy już nie są małymi dziećmi, które trzeba karać wzrokiem, aby się wystraszyły i czuły respekt. Tozier już umie opanować swoje zachowanie, dalej jest nastolatkiem, ale rozumie już o wiele więcej niż dwunastolatek i potrafi zahamować emocje, co przecież takie łatwe nie jest. W szczególności jeżeli ktoś traktuje cię jak nic nie wartą istotę.Szatyn dotarł pod skromny dom Kaspbrak'ów. Kiedy tylko myślał o rozmowie z mamą Eds'a, przechodziły go nieprzyjemne ciarki.
— Spokojnie, to przecież nic takiego... Nie ma nic trudnego w zapytaniu się o swojego... Przyjaciela. — powtarzał sam do siebie, jednocześnie błagając niebiosa o to, aby chłopakowi nic nie było. Przecież to może być zwykłe przeziębienie, może ma uczulenie? Albo jakaś inna błaha choroba. Nie wiadomo co może się wydarzyć, prawda?
Małoletni zamknął oczy i westchnął, w końcu wziął się w garść.
Rozluźniony nagle ruszył małymi krokami pod drzwi, w tamtej chwili poczuł się jak chłystek, tak jak kiedyś. Drzwi wydały mu się ogromne, a on jednocześnie był taki mały i kruchy.
W końcu zapukał, nie mógł więcej zwlekać, jeszcze by stchórzył. A teraz nie ma odwrotu, nie ucieknie nagle spod drzwi i nie ukryje się za najbliższym drzewem, nie ma takiej możliwości. Jedyne co mu zostało to czekanie na dźwięk otwieranego zamka, nic więcej..・゜゜・siema, wracam już .・゜゜・
Taki mam zamiar
✧༺♥༻✧
CZYTASZ
Green Hills |Reddie [PL]
Fanfic♡Nie każdy człowiek, który chce targnąć się na własne życie, ma na to jakiś szczególny, uzasadniony argument. Zabić się można z wielu powodów. Między innymi z powodu nieodwzajemnionej miłości, ze strachu, czy nawet zwyczajnie z nudów. Z reguły...