Zmierzchało. Wszystko robiło się coraz ciemniejsze, coraz bardziej ponure i bezlitosne. Ptaki przestały już ćwierkać, świadome tego, że teraz czeka je już tylko mrok. Łagodna mżawka pieściła ziemię i soczyście zieloną trawę, świeżo kiełkujące rośliny pochylały się w stronę ożywczej wody spadającej z nieba.
Deszcz nie mógł jednak zmoczyć pewnego elementu krajobrazu.
Aurelia roniła gorzkie łzy.
Stała na balkonie rodzinnego domu, nie mogąc powstrzymywać dłużej swych uczuć. Przez cały obiad trzymała się dzielnie i wytrwała do końca, lecz teraz, gdy znalazła się sama ze swoimi myślami, nie potrafiła się opanować. Patrzyła z góry na zbierających się pod wodzą jej brata, Adama, Krakusów. Płochliwa i jednocześnie wiecznie rozchichotana Aurelia w zwykłych warunkach zapewne machałaby do młodych mężczyzn i wypatrywała co urodziwszych, śląc im ukradkowe spojrzenia i obdarzając swym najsłodszym uśmiechem, lecz teraz nie było jej do śmiechu.
Powstanie rozpoczęło się nagle i zamierzało odebrać jej brata, najlepszego przyjaciela i ukochanego.
To było za dużo dla młodej dziewczyny.
O Adama obawiała się najmniej. Był silny, dojrzały, dzielny, biegły w operowaniu bronią wszelkiego rodzaju. Był po prostu idealnym materiałem na żołnierza. Mimo tego, przyglądając się jego zadowolonej, dziarskiej minie, rozumiała, iż on nie zdaje sobie w pełni sprawy z tego, dokąd zmierza i co to może dla niego oznaczać. Był uosobieniem młodości, która naiwnie wierzy w swe szczęście, w swą niezniszczalność i nieśmiertelność. Aurelia wiedziała, iż to nie działa w ten sposób i brawurowa postawa brata ją martwiła.
Postanowienie jej przyjaciela Tadeusza o wzięciu udziału w powstaniu zupełnie zwaliło ją z nóg. Drobny i szczupły, wydawał się na to zbyt kruchy, zbyt delikatny. Niestety, zrozumiała prędko, że jego serce i hart ducha były potężniejsze niż jego fizyczność. To jego odwaga, jego pragnienie ujrzenia ojczyzny wolną sprawiały, że wiecznie potargany, ciemnowłosy chłopak imponował Aurelii. Sama nie uważała się za odważną, raczej za tchórzliwą i podziwiała tę cechę u każdego innego człowieka. Trwożyła się jednak na myśl, że jej przyjaciel wyrusza w niebezpieczne miejsca, że może się to dla niego skończyć tragicznie.
Ostatnią osobą, która zajmowała serce i myśli Aurelii, był Stanisław, syn rodziny zajmującej sąsiedni majątek. Dziewczyna nie znała go zbyt dobrze, jednak skradł szybko to, co miała w sobie najcenniejszego: jej uczucia. Gdy patrzyła na niego co niedzielę w kościele, czuła ciepło rozchodzące się w jej wnętrzu. Gdy się uśmiechał, niemal się topiła, niczym śnieg pod wpływem wiosennego słońca. Jego oczy były dla niej czymś niezbadanym: czy tylko jej się wydawało, że na nią spojrzał, czy też to nie był sen na jawie, a najbardziej rzeczywista prawda? Stale go wypatrywała, szukała okazji do rozmowy, lecz w końcu, gdy już znajdowała okazję, zawsze tchórzyła i uciekała. Czuła się w jego obecności tak strasznie, zwracała uwagę na każdy swój ruch, by wywrzeć odpowiednie wrażenie.
Zupełnie odmienne to było od jej swobodnych rozmów z Tadeuszem, ale nie zwracała na to zbytnio uwagi.
Kiedy więc wszyscy trzej postanowili walczyć, dziewczyna była zdruzgotana. Wszystkie jej marzenia legły w gruzach. Już wolałaby iść i móc walczyć razem z nimi niż tkwić w bezruchu i bezsilności w domu i zastanawiać się, czy jej trzej mężczyźni, z których każdego darzyła innym rodzajem miłości, wciąż żyją.
Pozostało już tylko pożegnanie.
Wszyscy mężczyźni zbierali się przed domem. Aurelia postanowiła wreszcie przestać tchórzyć i odwlekać tę chwilę w nieskończoność i zejść na dół.
YOU ARE READING
Styczniowy szept
Ficción históricaW 1863 r. rozpoczyna się powstanie styczniowe. Wezwanie do przelania krwi za ojczyznę decyduje o losach wielu młodych ludzi. Diana nie może pogodzić się z tym, że nigdy nie jest najważniejsza dla swego męża, Piotra, który pragnie pomóc krajowi w odz...