Piątek, 30 listopada.

13 1 0
                                    

Kocham i nienawidzę. Stabilizator, który noszę od tej środy jest jedynym wyjściem, żebym mogła jak najszybciej wrócić na lód. Mimo to, momentami mam ochotę rozszarpać go na strzępy. Z polecenia doktora Garrela muszę ograniczać nadwyrężenie nogi do minimum. Długie spacery są absolutnie wykluczone. Pieszo chodzę tylko tam, gdzie to naprawdę konieczne. 

Skończyłam lekcje jakieś trzy godziny temu, więc powinnam już dawno siedzieć w domu, ale mama kategorycznie zabroniła mi wracać samej, powołując się na słowa lekarza. Dlatego zaraz po szkole przyszłam na lodowisko, gdzie mam czekać, aż tata przyjedzie po mnie, kiedy skończy pracę. 

Dziś zmianę na recepcji ma Connie, a jako że u niego słabo z ogarnianiem tej całej papierkowej roboty, to razem z Evanem pomagamy mu wszystko uporządkować. 

- Co to jest wykaz aktywów i pasywów za miesiąc XI? - pyta Connie, przeglądając grubą niebieską teczkę - Za dużo cyferek, to nie dla mnie - stwierdza i podaje mi dokument. 

- Gdyby tylko Teddy tu była - wzdycha Evan - To ona zawsze zajmuje się tymi rzeczami. A my, nawet w trójkę, nie potrafimy sobie poradzić. 

- Hej, Margo, mogę ci się podpisać na tym śmiesznym czymś? - Connie wypuszcza z rąk wszystkie ważne i nieważne papiery i łapie za czarny marker. 

- Czasem wydaje mi się, że ty masz trzynaście, nie trzydzieści lat - kręcę głową z rozbawieniem - Rób, co chcesz.

Siadam na ladzie i ostrożnie ściągam but i skarpetę. Connie bazgrze coś chwilę na szarym materiale stabilizatora, a potem prezentuje nam swoje dzieło. 

Po wewnętrznej stronie stopy tuż nad kostką napisał: byłem tu, kondraki wazowski. 

- Oryginalnie - komentuję. 

Evan wyrywa mu pisak z ręki i również zaczyna coś tworzyć. Przekręcam głowę w prawo, żeby zobaczyć rysunek małego pingwina na deskorolce. 

Kondraki zaczyna się śmiać i prosi, żeby Evan namalował mu takiego na ręku. Nasze zajęcia plastyczne przerywa dzwonek nad drzwiami. Zeskakuję z lady, a moim oczom ukazuje się niewysoki chłopak, na oko czternastoletni. Kiedy podchodzi bliżej rozpoznaję w nim Daxa, młodszego brata Evana. 

- Co ty tu robisz? - Evan wychodzi zza lady, podchodzi do Daxa i ciągnie go w stronę wyjścia. 

- Ojciec chce z tobą rozmawiać - słyszę oddalający się głos chłopaka - Przyjechał tu ze mną...

Potem wychodzą. Widzimy ich z Connie'm po drugiej stronie szklanych drzwi. Dax ciągnie gdzieś Evana, ale on mu się wyrywa. Spogląda w stronę parkingu, a potem przytula brata i wraca do nas. 

Kiedy tylko wchodzi, udajemy z Connie'm, że rozmawiamy o czymś bardzo ważnym i wcale przed chwilą ich nie podglądaliśmy. Evan kieruje się na główne lodowisko, zostawiając nas bez słowa. 

- Ciekawe o co poszło - zastanawia się Kondraki.

- To nie nasza sprawa - odpowiadam, wracając do przerzucania papierów na poszczególne stosy - Zajmij się robotą. 

Connie wzdycha i pochyla się nad biurkiem. Z sytuacją w domu Evana na pewno jest coś nie tak. I czuję się trochę dziwnie z tym, że prawie nic o nim nie wiem. 

- Ale spójrz na to z innej strony - Connie znowu przerywa pracę i odwraca się w moją stronę - Evan to nasz przyjaciel. A przyjaciele pomagają sobie w trudnych chwilach, no nie?

Spoglądam na niego, marszcząc brwi. 

- Nie wydaje mi się, żeby Evan chciał naszej pomocy akurat teraz - odpowiadam krótko. 

Milczymy oboje przez moment, a potem Kondraki znów się odzywa:

- Myślę, że mimo wszystko powinnaś iść i go pocieszyć. 

Kręcę głową z rozbawieniem. Ten gość nigdy nie daje za wygraną. Patrzę na niego chwilę i ostatecznie kapituluję. 

- Dlaczego sam nie pójdziesz, tylko wysyłasz mnie? - pytam, przeskakując ladę i kierując się w stronę wejścia na lodowisko. 

- Bo ja na niego nie lecę - słyszę jego złośliwy głos za plecami i zaciskam pięści ze złości.

Pcham szklaną powłokę i momentalnie ogarnia mnie przeszywający chłód. Rozcieram ręce na ramionach i rozglądam się. 

Evan siedzi na końcu trybun po prawej. Zauważa mnie, kiedy wspinam się po schodkach w jego stronę. 

- Nie jest ci tu zimno? - pytam, siadając obok w bezpiecznej odległości - Ja zaraz chyba zamarznę. 

Evan nie odpowiada, tylko wpatruje w jeden punkt na lodowisku. Nie patrzę na jego twarz, żeby go nie zrazić. 

- Wszystko gra? - zagaduję. 

- Jasne - odpowiada zdawkowo. 

Siedzimy w ciszy. Kiedy miałam czternaście czy piętnaście lat, widywałam tu Evana raz na jakiś czas. Rodzice przywozili tu jego i jego brata, żeby mogli zagrać w hokeja na drugim lodowisku. Wyglądali na szczęśliwych, gdy spędzali razem czas. Nie mam pojęcia, co mogło się wydarzyć od tamtego czasu, że tak bardzo zmieniły się ich relacje.

- Hej - odzywa się nagle, wyrywając mnie z zamyślenia - Może pójdziemy na gofry? 

Zaskakuje mnie tą propozycją, zważywszy na to, jak zachowywał się kilka minut temu. Jednak kiwam twierdząco głową i razem wychodzimy z lodowiska. 



Jak zostać błękitnym słonecznikiem o smaku miodu - poradnik dla opornych.Where stories live. Discover now