Rozdział 10

793 69 35
                                    

Czułem niezwykłe szczęście, a zarazem ulgę, gdy Amadeusz zaprosił mnie do siebie, abym sam sprawdził, jak przyjął się kotek. Z góry założyłem, że chłopak nie był zły, a przynajmniej nie tak bardzo, jak sobie wyobrażałem.

Nie zamierzałem tracić dnia i po ubraniu się, przejrzeniu swojej fryzury więcej razy niż powinienem i finalnym zmienieniu niebieskiej koszulki na czerwoną, w której wydawało mi się, że lepiej wyglądałem, wyszedłem do domu chłopaka. Nie chciałem się jeszcze konfrontować z matką, a co gorsza udawać, że wszystko jest okej, jak to często mieliśmy w zwyczaju.

Chłopak powitał mnie w drzwiach delikatnym uśmiechem, który ja podwoiłem na swojej twarzy. Weszliśmy do salonu, a na jego środku siedziała mała, futrzasta kulka, którą wczoraj widziałem. Koło niej leżał kawałek włóczki, co powiedziało mi, że Amadeusz musiał się przed chwilą bawić ze zwierzakiem.

— Jest ktoś w domu? — Zabrzmiałem zupełnie, jak w podstawówce, gdy chodziło się do domu kolegi po szkole.

— Nie, mama pojechała niedawno do miasta.

W czasie, gdy chłopak mówił, ja zbliżyłem się do zwierzątka, po czym powiedziałem:

— Mam nadzieję, że się nie przeziębiłeś. — Usiadłem naprzeciwko kota, którego chciałem pogłaskać, ale ten rozbawiony próbował ugryźć mnie w dłoń. Udało mu się moment później, co jednak nie wywołało u mnie większej reakcji, bo jego ząbki były na tyle małe, że ledwo je poczułem. Przypominało to bardziej łaskotanie niż jakikolwiek, nawet najmniejszy ból.

— Nie, ale dzięki za troskę — oznajmił ironicznym tonem, wiedząc, że mówię do jego pupila.

— Jak zareagowała twoja mama? — spytałem, zmieniając temat z figlarnym uśmiechem.

— Mniej więcej tak, jak się spodziewałem. Najpierw myślała, że to żart, potem nastąpiła negacja, a gdy zrozumiała, że kot u nas zostanie, zrobiła wykład, jak to ciężko jest wychowywać zwierzęta. Ale końcowo widziałem, jak przed pójściem spać głaskała go, a dzisiaj rano nawet mówiła, że koty mają ponoć kojący wpływ na ludzi i w sumie spoko jest mieć zwierzaka.

— A masz już imię?

— Wciąż nad tym pracujemy, ale myślałem nad Profesorem, bo ma takie bystre oczka, albo Rio, bo jednak z niego taki wariacik. — Zrobiłem duże oczy, gdy chłopak wymienił imiona postaci z serialu, który mu niedawno poleciłem.

— Spodziewałem się po tobie, że nazwiesz go po prostu „Kot"... Sam bym nie wpadł na ten pomysł — powiedziałem z aprobatą.

— Nie wiem, czy powinienem podziękować, czy wręcz przeciwnie.

Siedzieliśmy tak na dywanie, na którym dopiero po chwili zauważyłem dużą, odznaczającą się ciemniejszym kolorem plamę i bawiliśmy z kotem przez najbliższe pół godziny. Trwałoby to dłużej, ale Profesor a.k.a Rio, się zmęczył, dlatego delikatnie go odłożyłem na jego prowizoryczne posłanie w postaci wypchanego kocami pudełka po butach..

Odsunąłem się od kartonu i oparłem plecy o kanapę, w ten sposób znajdując się tuż obok Amadeusza. Myślałem, czy nie powiedzieć mu, nie tyle, że nie wierzę w plotki, a że jestem po jego stronie. Szybko jednak zrezygnowałem z tego pomysłu. Moje czyny mówiły to same przez siebie, a powrót do tego tematu mógłby tylko ponownie wywołać napiętą atmosferę.

Byliśmy na tyle blisko siebie, że mogłem poczuć jego perfumy, którymi musiał się rano spsikać. Nie był to intensywny zapach. Gdybym się nie przybliżył, nie byłbym w stanie ich wyczuć. Nie był on też wyjątkowy, ot zwykły, męski zapach, a jednak gdy wleciał do moich nozdrzy, zapragnąłem czuć tylko to.

Gwiazdy naszym świadkiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz