Rozdział 2

18 3 1
                                    

29.06.2018r
Polacy wraz z Rosjanką, przebyli całkiem spory kawał drogi, a tak przynajmniej im się wydawało. Jednak na horyzoncie nadal nie było praktycznie nic, oprócz drzew i górujących nad wszystkim szczytów Uralu. Było już późne popołudnie, a raczej wczesny wieczór i słońce nie świeciło już tak jasno, raczej oświetlało wszystko złotawym, nieco zciemniałym blaskiem. Wszyscy już dawno stracili zasięg, a większości nawet już rozładowały się telefony.

- Wiecie co, mogliśmy się trzymać tamtych turystów, może przynajmniej mieli mapę i wiedzieli gdzie jesteśmy. - Stwierdził Krychowiak.

- Teraz to już za późno, odeszliśmy za daleko. - Powiedział Lewandowski.

- Chcesz nam przez to powiedzieć, że nie wiesz jak wrócić na stację? - Zapytał go Łukasz.

- Dokładnie. Po prostu strzał w dziesiątkę. - Oznajmił Robert z nerwowym uśmiechem.

- Wiecie co... - Zaczęła Nastia. - Chciała bym powiedzieć, że mam wszystko pod kontrolą, ale prawda jest taka, że ja też nie wiem jak tam wrócić. Na szczęście myślę, że jak znajdziemy jakiś punkt odniesienia, to będę wiedziała co zrobić dalej. - Dodała.

- Spoko, jak zginiemy tutaj to będzie wina trenera a nie twoja. - Zaśmiał się Błaszczykowski.

- Zróbmy sobie przerwę i zjedzmy coś.
- Powiedział nagle Grzegorz.

- Gratuluję postawy osoby, która chce przetrwać w dziczy. Może od razu zjemy wszystkie zapasy? - Piszczek zgromił go wzrokiem.

- Ja bym nie miał nic przeciwko. - Zarechotał Krychowiak, ale zaraz przybrał poważną minę, widząc wzrok swojego reprezentacyjnego kolegi.
*
04.07.2018r
Edinson siedział w samotności w pokoju hotelowym, pogrążony we własnych myślach. Starał się znaleźć jakieś rozwiązanie, albo chociaż sensowne wytłumaczenie zaistniałej sytuacji. Aż w końcu wpadł na pomysł. Może był on trochę niekompletny i na pierwszy rzut oka, a raczej ucha, brzmiał nieco dziwnie, ale jednak. A mianowicie, za dwa dni jego drużyna miała mecz z Francją. Był prawie pewny, że bez niego nie dadzą rady, więc stwierdził, że jeśli jego przewidywania się spełnią to pod pretekstem potrzeby załatwienia "paru ważnych spraw" zostanie w Rosji i pojedzie do Sochi, gdzie Chorwaci mieli grać mecz z gospodarzami. Postanowił, że jeśli przegrają, to namówi Vidę i Modrića by wybrali się wraz z nim w bezkresny Ural na poszukiwanie zaginionych Szwedów. Był to co prawda pomysł conajmniej szalony, ale w Rosji zdawało się to być bezpieczniejsze, niż zgłoszenie sprawy na policję. Nie chciał dzielić się swoim planem z rodakami, bo bał się, że go wyśmieją, albo co gorsza któryś geniusz wygada wszystko trenerowi.

Nagle ktoś zastukał do drzwi jego pokoju. Chłopak niechętnie poszedł otworzyć. Po drugiej stronie ujrzał Luisa Suareza, swojego kolegę z reprezentacji.

- Cześć Edi! - Zawołał drugi Urugwajczyk, gdy ledwo co przekroczył próg pokoju.

- Co, przykro ci, że trener zabronił ci grać w meczu z Francją? - Zapytał.

- Zabronił? - Cavani zrobił wielkie oczy. W sumie nie potrzebnie, i tak doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że skoro ledwo chodził, to tym bardziej nie dał by rady biegać po boisku. Jednak mimo to dodał jeszcze:

- Beze mnie nie dacie rady! Ale tak w zasadzie... - Ostatnie, niedokończone zdanie przypomniało mu o jego "chorwackim" planie, przy którym przegrana była mu nawet w pewnym sensie na rękę.

- Tak w zasadzie, to ledwo chodzisz, a co dopiero miał byś biegać. - Powiedział Luis, myśląc, że jego nazbyt ambitny przyjaciel chce szukać wymówek, by jednak wystąpić w meczu. Przysiadł na brzegu jego łóżka, kontynuując.

- Nie mogłem patrzeć, jak ostatnio Ronaldo pomógł ci zejść z boiska, to było takie fałszywe. On tylko cieszył się z twojego nieszczęścia i chciał cię jak najszybciej stamtąd wypchnąć, a teraz znowu cała telewizja i internet będzie gadać o tym jaki to ten Cristiano jest uczciwy, dobroduszny i pomocny. - W oczach chłopaka dało się ujrzeć irytację.

- Nie musisz mi tego mówić, mam przecież oczy. - Mruknął Edinson, którego wzdrygnęło na samą myśl o Ronaldzie. - On już taki jest, ze wszystkiego zrobi powód, żeby się chwalić, nawet z cudzego nieszczęścia. - Westchnął. - Zszedł bym wtedy i bez jego pomocy.

- Ogólnie, to już ci trochę lepiej? - Spytał Suarez.

- Można tak powiedzieć. - Stwierdził Cavani, spoglądając na niego tym razem totalnie bez emocji.
*
04.07.2018
Julian, Mesut, Robin i Emil szli w milczeniu przez górską ścieżkę, w bliżej nieznanym sobie kierunku. Każdy z nich myślał o czymś innym i nie miał najmniejszego zamiaru odzywać się do pozostałych. W większości ciągle jeszcze nie mogli uwierzyć w zaistniałą sytuację, bo wydawała im się conajmniej absurdalna. Do tej pory myśleli, że takie rzeczy zdarzają się tylko w filmach. W końcu Draxler powiedział:

- Jeśli ktoś nas porwał, a nie widzę tu innej opcji, to po co, skoro nasza drużyna już i tak wyleciała z gry? Na co im to było, to takie śmieszne wysłać kogoś w środek dziczy? Co ja im zawiniłem?

- A skąd ja mam to wiedzieć? - Forsberg spojrzał na niego skonsternowany. - Bardziej niż na mistrzostwach świata zależy mi na tym, żeby wrócić w jednym kawałku do domu, przysięgam, że jeśli uda nam się stąd wydostać to już nigdy nie przekroczę granicy Rosji, choćby chcieli mnie tu wrzucić siłą. - Powiedział.

- Pić mi się chce. - Mruknął Özil.

- Nie teraz chłopie. - Julian zgromił go wzrokiem.

- Jesteśmy w górach, pewnie jest tu jakiś strumień no i Mesutowi raczej nic się nie stanie jak się z niego napije. - Oznajmił Olsen.

- Brawo Robin, tylko gorzej, jak tam będę jakieś odpady radioaktywne. Halo tu ziemia, jesteśmy w Rosji. - Powiedział Emil.

- To przecież nie Czarnobyl, nie gadaj głupot, może jeszcze dodatkowe ręce mu wyrosną, co? I druga głowa? - Parsknął Robin, a Draxler na jego słowa zaczął zwijać się ze śmiechu z miną przygłupiego dzieciaka.

Niepokój Z Widokiem Na Góry Where stories live. Discover now