— Park Jimin — szepnąłem, podając mu swoją drobną, poharataną dłoń.
— Nie musisz się mnie bać, przecież wiesz, że nie chcę cię skrzywdzić — powiedział czarnowłosy, wciąż trzymając moją dłoń w tej swojej, o wiele większej. — Przynajmniej mam taką nadzieję — dodał i uśmiechnął się lekko, prawdopodobnie chcąc mi dodać otuchy.
Pokiwałem powoli głową na tak, zabierając w końcu swoją rękę. Wystawiłem ją w stronę ogniska razem z drugą dłonią, ponieważ mimo bluzy chłopaka, nadal było mi przeraźliwie zimno.
— Długo już tu jesteś? — Zapytałem cicho, mimo wszystko dziwiąc się, bo ta chatka znajdowała się przeraźliwie blisko laboratorium.
— Od wczoraj — odpowiedział, machając ręką, dzięki czemu ogień stał się większy, a w pomieszczeniu momentalnie zrobiło się cieplej.
Wiedziałem, że nie spali tego domku, bo w końcu był niebieski. Umiał panować nad ogniem, a wszystkie żywioły, rzeczy, czy ludzie słuchały tylko i wyłącznie jego.
Tak po prostu.
— Dlaczego? — Zmarszczyłem brwi. — Przecież uciekłeś dawno temu, nie rozumiem, po co miałbyś tu wracać — spojrzałem w jego niebieskie oczy, prawie że od razu odwracając wzrok. Były zbyt hipnotyzujące.
— Wiesz, jako niebieski czasami mam przeczucia. Jeszcze nigdy mnie nie zawiodły, a tym razem czułem, że ktoś będzie potrzebował mojej pomocy. I nie myliłem się — chłopak znowu się uśmiechnął, a jego oczy jeszcze bardziej błysnęły, zdradzając rozbawienie.
— Okej, udam, że wcale mnie to nie zaskoczyło — powiedziałem, parskając pod nosem, co rozbawiło Jeona.
— W porządku, udam, że wcale nie widziałem zdziwienia na twojej buźce — odpowiedział, cicho chichocząc.
— Nie boisz się tu spać? — Zapytałem, bo to naprawdę nie było odpowiedzialne. Rozumiałem, że miał naprawdę potężną moc, ale był sposób na to, żeby ją powstrzymać, tym samym unicestwiając któregoś z nas.
— A czy wyglądam, jakbym się bał? — Chłopak usiadł na ziemi, wyciągając przed siebie swoje długie nogi.
— Nie ładnie odpowiadać pytaniem na pytanie — zauważyłem, czyniąc to samo co on, tyle że znajdowałem się bliżej ogniska, wciąż odczuwając chłód po intensywnym biegu bez kurtki, czapki, czy rękawiczek.
— Ależ ty dobrze wychowany — przekręcił oczami, ale mimo wszystko odpowiedział; — Nie, nie boję się. Gdybym się bał, nie przyjechałbym tutaj ani nie siedział tutaj z tobą, gawędząc sobie spokojnie — spojrzał w moje oczy i złapał za rękę, dotykając skaleczeń i zadrapań. — Dlaczego się nie goisz? — Wiedział, że jako fioletowy mam taką zdolność. Że wystarczyło tylko kilka łez, żeby szkody, które miałem, się zaleczyły.
CZYTASZ
War ★ Jikook
FanfictionSiedemnastoletni Jimin ucieka przed armią ludzi, prowadzącą eksperymenty na dzieciach z nadludzkimi mocami. Jego rodzice cztery lata wcześniej oddali go w ręce doktora Lee, dostając dzięki temu ogromną sumę pieniędzy. Po kilku latach bycia królikiem...