»» 3 ««

524 55 20
                                    

a/n; powodzenia jutro

***

— Hyung — zaczął niepewnie. — Proszę, zostań. Szukaliśmy windy zbyt długo, żeby teraz tak po prostu zniknęła.

Poza tym, to Jeongin już raz prawie zniknął. Jego nie możemy zostawić samego.

Minho nie odezwał się. Przytaknął jedynie, nie patrząc mu w oczy. I Hyunjin poczuł przez ten gest ukłucie w sercu, ale nic więcej nie powiedział. Spojrzał na Jeongina i skinął na niego głową, żeby szedł za nim.

Wyszli z budynku w ciszy. Kątem oka widział, jak młodszy oglądał się, żeby sprawdzić, czy Lee i winda (ale przede wszystkim Lee) nadal tam są. Przygryzał wargę, walcząc sam ze sobą, żeby również się nie odwrócić. Bardzo chciał to zrobić. Ale miał wrażenie, że nie przeżyje tego spojrzenia Minho.

W tamtym momencie był bardzo rozdarty. Bał się, że przyjaciel zniknie. I winda też. Nigdy nie powiedziałby tego na głos, ale obawiał się, że koniec końców to zniknięcie windy byłoby gorsze.

Jeongin kilka razy starał się zacząć rozmowę, ale starszy nie miał ani chęci, ani sił na jakąkolwiek konwersację.

Nie chciał go odpychać. Naprawdę nie chciał.

Mój Boże, miał tego dość. Chciał po prostu się do kogoś przytulić i zasnąć. A potem obudzić się i zobaczyć, że to wszystko było zwykłym snem.

Ale nie było. To była najprawdziwsza rzeczywistość. I nie mógł nic na to poradzić.

— Hyung. — Jeongin złapał go za nadgarstek. — Może przeszukamy któryś z budynków?

Przytaknął bez słowa. Miał wrażenie, że opuściły go wszystkie siły i gdyby Yang nie pociągnął go za rękę, nawet by się nie ruszył. Był jak szmaciana kukiełka, która w tym momencie chciała się rozpłakać z nadmiaru emocji.

Weszli do budynku znajdującego się po ich prawej stronie. Był dość duży i w środku walały się tysiące cegieł, które kiedyś musiały być sufitem i ścianami na wyższych piętrach. Teraz wszystko zakrywało podłogę i utrudniało im przemieszczanie się.

Nie zaszli daleko. Na szczęście.

— Jeongin, uważaj! — tylko tyle zdołał wykrzyczeć Hyunjin, kiedy zauważył, że jedna ze ścian zaczyna upadać. Nie zdążył złapać go za rękę. A było tak blisko.

Chyba stracił na chwilę przytomność. Musiał, skoro po otwarciu oczu leżał między gruzami. Zakasłał głośno, a w powietrzu uniósł się pył. Było ciemno; słońce przedzierało się przez pojedyncze dziury między cegłami. Niewiele widział. I miał wrażenie, że jego klatka piersiowa zaraz pęknie.

Drżącymi rękami zrzucił z siebie kilka cegieł, które na szczęście były dość lekkie. A może były takie przez adrenalinę płynącą w jego żyłach? Był trochę obolały, ale nie sądził, że stało mu się coś poważnego. Z trudem podniósł się na nogi i zaczął rozglądać.

— Jeongin! — zawołał, kaszląc. Pył drażnił jego gardło. — Jeongin!

Nie dostał odpowiedzi.

Jego serce zaczęło bić mocniej.

Błagam, nie. Błagam, błagam, błagam...

— Hyung? — odezwał się cichutki głosik. — Hyung, gdzie jesteś?!

— Jeongin! — krzyknął, nerwowo rozglądając się we wszystkie strony. Było zbyt ciemno, żeby mógł dostrzec cokolwiek. — Jeongin, mów do mnie!

Save me ⋄ Stray Kids ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz