Drzwi zaskrzypiały, zawiasy ruszyły się z miejsca wcześniej uśpione przez długi czas otwierając się na rzeczywistość. A może przyszłość. A może nicość. A może to tylko wyobraźnia jednej istoty podróżującej machiną przez świat?
Ze środka wytoczyła się postać ubrana w żółty skafander, szczelnie przylegał do skóry uniemożliwiając dopływ powietrza.
- Halo?- Niewinny głos rozbrzmiał wśród stalowych drzew odbijając się niczym echo.- Halo?- Starzec ponowił pytanie nieco głośniej dalej nie otrzymując odpowiedzi.
- O już Pan jest.
Szary stłumiony głos pojawił się obok starszego mężczyzny niemal odrazu po wypowiedzeniu słowa. A wydawałoby się, że nawet kilka milisekund wcześniej.
- Wie Pan jak ciężko było Pana znaleźć?
Starzec nie odpowiedział zawieszając się w swoim słabym, zastanawiającym uśmiechu.
- To już trzecia Panie Hobbs, o czwartej mieliśmy być już w Andromedzie.
Drgnął na dźwięk swojego nazwiska którego nie słyszał już od miesięcy.
- Tak, właśnie tam lecę.- Odkaszlną zdziwiony faktem jak bardzo zachrypnięty ma głos. W końcu spał cały rok, bez ruchu, bez tchu, całkiem sam.
- Pana misja jest całkiem zbędna.- Zapisał coś szybko w notesie omiatając go wzrokiem.
- Zbędna?- Zawód w jego oczach poszerzył się pokazując całą skruchę.
- Zbędna Panie Hobbs, ale może się Pan nam jeszcze do czegoś przydać.
- A który mamy rok?- Zapytał cicho jednak nie otrzymał odpowiedzi, jego towarzysz zaśmiał się wskazując ręką na korytarz podtrzymywany stalowymi prętami.
- Całkiem ciekawa konstrukcja, przyznaje Pan? Niesamowite, niesamowite...
Starzec zamyślił się wbijając wzrok w korytarz tak dobrze mu niegdyś znany.
- Tak, bardzo przyszłościowa.
- Sześć tysięcy trzysta dwadzieścia pięć.
- Słucham?
- Taki mamy rok.
- Nie rozumiem...
- To oczywiste.- Mężczyzna patrzył się przed siebie z uśmiechem.- Że Pan nie rozumie rzecz jasna.
- Ile trwa więc moja podróż? Rok?- Zapytał zdumiony idąc za swoim przewodnikiem mimo, że znajdował się na własnym statku.
- Rok, tak, w rzeczy samej. Dla Pana tak. Na ziemi minęło o wiele więcej. To przez prędkość Pana statku, Pan to oczywiście wie. Ile to ona wynosiła? Coś przy prędkości światła. Rok tu to cztery tysiące lat na ziemi. I gdziekolwiek indziej.
- Więc?
- Oh więc.- Znowu się zaśmiał przedrzeźniając jego głos.- Zabieramy ten statek i lecimy na Andromedę.
- Ale...
- Czy Pan nie rozumie?- Zatrzymał się nagle uniemożliwiając przejście żółtemu kosmonaucie.- Pana misja już dawno jest niepotrzebna. Za godzinę będziemy na miejscu. Tam Pana zbadają i wszystko się wyjaśni. Oh ile tu informacji sprzed lat... ile kunsztu, ile ducha...- Przeciągnął palcami po metalowej ścianie wdychając głęboko powietrze.
- Ale dlaczego to wszystko mnie ominęło?
- Ah, po prostu opracowaliśmy już inne metody dostania się na galaktykę. Chociaż doceniam z całego serca polot ludzi Pańskich lat.
- Czyli minęło...
- Na ziemi dokładnie cztery tysiące sto dwadzieścia pięć lat.
- I co teraz nastąpi?- Starzec rozejrzał się zdezorientowany.
- Co nastąpi? Co nastąpi... Cóż, teraz Pana zabiorą do klinik na miejscu. Trzeba wszystko zbadać. Metabolizm, nawyki, odruchy bezwarunkowe i warunkowe, wszystko Panie Hobbs. Jest Pan naszym żywym eksponatem. Człowiekiem sprzed czterech tysięcy lat, tyle cennych informacji z przeszłości zamkniętych w małym ciele.- Zamyślił się wbijając zaciekawiony wzrok w żółty kombinezon.- To samo stanie się ze statkiem. Przebadany trafi do muzeów jako wspaniały eksponat. Jest naprawdę w dobrym stanie.
Zamachnął się i otworzył właz jednym ruchem. Oczom starca ukazała się niewyobrażalnie wielka hala z dziesiątkami reflektorów i mnóstwem ludzi. Zrozumiał, że jego statek nie leci już o własnych siłach.
- Pan się nie martwi Panie Hobbs, zajmiemy się Panem.
To usłyszał zanim popadł w ciemność.
***
- Nazywam się Walter Hobbs, pochodzę z roku dwa tysiące dwieście. Zostałem wysłany w sześćset letnią podróż do galaktyki Andromedy...
Mówił zmęczony do fikuśnego mikrofonu otoczony setkami ludzi. A może tysiącami? Jasne światło reflektorów uniemożliwiało mu dokładne oszacowanie publiki.
- Zostałem...- Zakręciło mu się w głowie.- Zostałem wysłany w podróż mająca trwać sześćset lat.
- Trwała rok, ale na ziemi minęło o wiele więcej. Tak? Tak... bo osiągnąłem prędkość bliską prędkości światła.
Usłyszał głosy i ponownie poczuł jak brakuje mu tlenu. Miał tylko poleciec na nowy ląd. Nowe ziemie. Nie zostać żywym eksponatem.
- Moja misja jest bezcelowa...
***
Takie kilka słów napisane dawno temu.
SciFun widać mocno wszedł
Opinie mile widziane, chociaż nikt tego nie przeczyta
CZYTASZ
Jak dolecieć do Andromedy
Science FictionKiedy rok trwa cztery tysiące lat, a jedno życie jest warte tyle co nic.