Zdrada Zmiękczonej Łapy

52 5 1
                                    


Konkurs u xdragonwatchx

  Gdyby życie Zmiękczonej Łapy podzielić na kilka części, to ich nazwy brzmiałyby:
• trening na wojownika;
• bycie wyśmiewanym;
• modlitwa do Klanu Gwiazdy;
• płakanie w legowisku.
Dlaczego płakał? Bo w Klanie był znany jako ten, co najgorzej skacze, a myszy wymykają mu się spod łap. Niektórzy twierdzili, że w walce nie dorównuje nawet kociakowi. Starał się jednak, a po każdej wizycie u medyczki (która śmiała się, że mógłby zostać jej uczniem, bo tak często u niej przebywał), biegł do Powalonych Drzew i ćwiczył skoki. Kończyło się to czasem jeszcze dłuższym pobytem w legowisku medyczki. Przywódczyni zazwyczaj kazała mu pomagać starszym, by nie plątał się pod nogami wojownikom. Wywoływało to salwy śmiechu wśród jego kolegów, zwłaszcza bolesny był śmiech Orlej Łapy, który był jednocześnie synem przywódczyni i jego największym wrogiem. Jak na ironię, jego siostra, Poplamiona Łapa, była chyba największą przyjaciółką Zmiękczonej Łapy.
  Pewnego poranka, gdy terminator wyszedł na trening (pomaganie starszyźnie), ujrzał Poplamioną Łapę. Niby była to ta sama kotka co zawsze, ale na tle wschodzącego słońca jej szare, nakrapiane futro zabłysło kolorami. A te oczy… gdyby Zmiękczona Łapa mógł o nich spokojnie mówić, powiedziałby, że mienią się wszystkimi kolorami, że widać w nich i inteligencję, i błyski przekory. Dookoła rosły maki, kotka miała nawet jeden czerwony kwiatek za uszkiem. Terminator zapomniał całkowicie o starszych, zapomniał nawet własnego imienia, jego świat skurczył się w tej chwili do tej małej polanki. Nagle uczennica odwróciła głowę i spojrzała na niego z ciekawością. Zmiękczona Łapa zapragnął podbiec do niej tak, żeby płatki maków wzbiły się w powietrze i wyznać jej swoje uczucie. Jednak Poplamiona Łapa zasługiwała na ładnego partnera, gotowego bronić jej przed całym światem,  a w mniemaniu ucznia on nie spełniał ani jednego z tych warunków. Poczuł, że motyle, które jeszcze przed chwilą latały na łączce i tylko delikatnie muskały jego futerko, teraz znalazły się w jego brzuchu i dają znak o ogarniającym go od pazurków aż po czubki ogona uczuciu. Kotka figlarnie przekrzywiła łepek, co sprawiło, że nawet ta mała przestrzeń łąki przestała mieć dla niego znaczenie. Teraz liczyła się tylko ona.
- Coś się stało, Zmiękczona Łapo? - zapytała, a głos miała słodki.      
- Ja…-zaczął, chcąc przed nią otworzyć serce, ale po chwili zająknął się - ja idę do Zranionego Kła. Muszę wymienić mu mech w legowisku - dokończył.
- W naszym Klanie nie ma nikogo o imieniu Zraniony Kieł, mysi móżdżku - stwierdziła żartobliwie - nie oszukuj mnie, nie masz niczego do roboty, a słońce świeci tak…
- …jak poezja - stwierdził kocurek. Choć było to określenie skierowane do kotki.
- Tak. Jak poezja - powiedziała, patrząc mu prosto w oczy - z tego, co wiem, nie masz dzisiaj treningu. Mój mentor chętnie cię zabierze na wspólny patrol granic. Spotkamy się, gdy słońce będzie najwyżej na niebie.
- Nie mogę się doczekać - powiedział terminator i odszedł, by czymś zająć myśli. Władzę nad nim zaczęły sprawować dwie odmienne potrzeby. Chciał z jednej strony uciec byle gdzie i na spokojnie wszystko przemyśleć, ale chciał też jeszcze raz spojrzeć na kotkę, upewnić się, że to nie był sen.
  Dla kota ten czas był pełen sprzeczności. Momentami miał problemy z ustaniem na własnych łapach, a w głowie kręciło mu się na samą myśl o Poplamionej Łapie. Aż w końcu jego miłość życia wyszła spod krzaka, a cienie zamigotały na jej futrze. Za nią wyszedł jej mentor, który przy niej wyglądał jak gwiazdka przy słońcu, dookoła którego się obracał. Gdy wojownik zobaczył terminatora, zrobił zdziwioną minę, po czym wskazał mu ogonem wyjście z obozu. Gdy doszli do Trawiastego Cypla, rozkazał im się rozdzielić i przeszukać teren. Zmiękczona Łapa zaczął przeczesywać królicze nory, gdy nagle natknął się na kota. W cieniu jaskini jego futro przybrało granatowy odcień. Chwycił terminatora za kark, a ten wiedział, że zaalarmowanie przyjaciół mogłoby być ostatnim czynem w jego życiu. Przestał się więc wiercić, a echo poniosło niski, zniekształcony przez futro Zmiękczonej Łapy, głos:
- Wiem, czego chcesz. I wiem, jak możesz to osiągnąć. Wystarczy, że spotkasz się ze mną w tym miejscu w bezksiężycową noc. Tylko tyle potrzeba.
Terminator pokiwał głową, a kocur puścił. Gdy uczeń odwrócił głowę, aby spojrzeć na niego, nie znalazł już nikogo. Wyszedł na powierzchnię, a gdy Poplamiona Łapa zaczęła go wypytywać o rany na grzbiecie, odparł, choć serce łamało mu się na myśl, że ją oszukuje, iż jest to ślad po ostrym końcu skały. Ani ona, ani jej mentor, nie widzieli niczego podejrzanego, więc poszli do obozu. Gdy Srebrna Skóra pojawiła się na niebie, kot spostrzegł, że księżyc jest mały. Niedługo wcale go nie będzie, a wtedy spotka się z tym dziwnym kotem, dowie się jak zdobyć serce ukochanej, i zrobi to. Za wszelką cenę.
….
Nastała ta noc. Uczeń nasłuchiwał odgłosów z obozu jeszcze przed zachodem słońca. Aż w końcu nawet najbardziej wytrwali wojownicy skryli się w legowisku. Kocur rzucił jeszcze okiem na kotkę, dla której gotów był zrobić wszystko. Spała, a jej nakrapiane futerko przypominało gwiazdy.  Z zamkniętymi oczkami wyglądała jak najpiękniejszy z kwiatów. Wyszedł więc z legowiska, dziękując w duchu Gwiezdnemu Klanowi za brak księżyca i słabe światło gwiazd. Tylko myśl o ukochanej kotce wzniecała w jego sercu płomień, dzięki któremu szedł naprzód. Opuścił obóz, uszedł chyba dwie lisie odległości i zamarł. Zza krzaków dobiegał dziwny szelest. Odwrócił się, aby zobaczyć, co go wydaje, został jednak przyciśnięty do ziemi. Małe pazurki przycisnęły go tak, że z trudem mógł się odezwać, a o poruszaniu w ogóle nie mogło być mowy. Zaraz też usłyszał głos, który rozpoznałby wszędzie. Głos Orlej Łapy.
- Ty zdrajco! Bycie najsłabszym kotem w Klanie nie dawało ci dość satysfakcji?! Musiałeś być jeszcze lisim łajnem?! Niech przywódca się dowie. Niech dowie się, że ,,ten słaby uczeń” to zdrajca! -  i mówiąc to ostatnie słowo, zacisnął pazury na jego szyi, tak, że każde słowo zakochanego zmieniało się w dziwny pisk, a on poczuł, że zaraz umrze. Stało się jednak coś dużo gorszego: napastnik zabrał go do obozu, do legowiska przywódczyni.
- Mamo, Zmiękczona Łapa zawsze był zdrajcą! Przyłapałem go chwilę temu poza obozem! Wiesz mamo, co to oznacza?
Kocica, jeszcze chwilę temu śpiąca, teraz była rozbudzona. Bez słowa wyszła ze swej norki na Skalną Półkę.
- Niech wszystkie koty wystarczająco dorosłe, by samodzielnie polować, zjawią się tutaj pod Skalną Półką na zebranie!
Tłumy zaspanych kotów wyszły ze swych legowisk. Oczka Poplamionej Łapy zaświeciły jak gwiazdki, po czym zniknęły. A terminator bał się, że ona nigdy się do niego nie odezwie. Niech dają mu najcięższe kary, może nawet do końca życia nic nie jeść, byleby tylko ona zawsze go kochała, tak mocno jak on kocha ją! Orla Łapa rzucił jego ciało na ziemię, a rany po walce zaczęły boleć mocniej. Przywódczyni zamilkła na chwilę, po czym kontynuowała:
- Orla Łapa znalazł Zmiękczoną Łapę poza granicami obozu dziś w bezksiężycową noc! Jest to oczywisty dowód wiary w Mroczną Puszczę, więc zostaje on od dziś naszym więźniem. 
Nowy więzień złowił wzrokiem w tłumie nakrapiane futro ukochanej. Płakała. Nie chciał widzieć jej takiej. Powinna cieszyć się, że w końcu to on został upokorzony, a nie ona. Reszta tłumu krzyczała w jego kierunku słowa nienawiści, niektórzy ciskali w niego kamieniami. Przywódczyni podniosła ogon, prosząc o ciszę: 
- Jednocześnie mam do spełnienia nieco bardziej radosny obowiązek. Ja, Drozdowa Gwiazda, przywódczyni Klanu Głazów, wzywam moich szlachetnych przodków, aby spojrzeli z góry na tego terminatora. Wykazał się znajomością waszego szlachetnego prawa. Powierzam go więc teraz waszej opiece jako wojownika. Orla Łapo, czy przyrzekasz przestrzegać Kodeksu Wojownika i bronić tego Klanu nawet kosztem własnego życia?
- Przysięgam! - krzyknął Orla Łapa i spojrzał z uśmiechem na Zmiękczoną Łapę.
- Zatem dzięki mocy Klan Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Orla Łapo, od tej chwili będziesz zwał się Orlim Pazurem. Gwiezdny Klan uznaje twoją lojalność i zapał do walki, a my witamy cię jako pełnoprawnego wojownika Klanu Głazów.
Zmiękczona Łapa patrzył bezsilnie, jak oparła pyszczek na czole jego wroga, by ten polizał ją po ramieniu. A wszyscy zaczęli krzyczeć:
- Orli Pazur! Orli Pazur! Precz z Zmiękczoną Łapą!
Zmiękczona Łapa prychnął z pogardą i poszedł w stronę legowiska więźniów. Gdy położył się na największej kupce mchu, przed oczami stanęła mu Poplamiona Łapa w świetle wschodzącego słońca. Nadal tam była, odgrodzona od niego kolczastym murem, jednak tak samo pięknie nakrapiana z tym czymś w oczach, co kazało patrzeć na nią do końca. Jednak to wyobrażenie zostało zasłonięte przez nędznego ucznia, który przerażony stanął przed jego legowiskiem.  
- Nigdzie się nie wybieram - powiedział oschle.
Kotek zwinął się w kłębek, słysząc jego słowa, więc postanowił się zabawić jego uczuciami.   ----Najpierw muszę nasłać na ciebie duchy z Mrocznej Puszczy!
Kotek nie wytrzymał i zaczął krzyczeć. Po chwili zamienił się z nim dużo większy uczeń, który spojrzał na więźnia krzywo. W pewnym momencie przyszło kilku wojowników z jedzeniem, Zmiękczona Łapa nie mógł się nadziwić - traktują go teraz jak najgroźniejszego wojownika. Szkoda, że w tym złym znaczeniu. Dali mu jakąś nornicę, która zaraz została zjedzona. Nawet pilnujący go terminator skrzywił się na widok krwi na jego pysku. O zmroku pojawiła się ona. Najpiękniejsza z pięknych. Patrząc na niego, zmrużyła oczy.                                                                         -  Och, Klanie Gwiazdy! Czemu to zrobiłem?! - szepnął uczeń tak, żeby kotka nie słyszała.  
Kotka od pewnego czasu wyczekiwała czegoś. Na początku więzień myślał, że czeka na kolejną zmianę. Po pewnym czasie jednak drgnęła i spojrzała w jego stronę.
- Nie wiem, dlaczego to robię, ale czuję, że tak nie powinno być. Uciekaj! - powiedziała, a widząc, że kocur dalej tu stoi i się na nią patrzy, dodała - Nie chcę cię nigdy widzieć na oczy! Zawiodłeś mnie! Zawiodłeś nasz Klan!
Na to więzień skoczył do ucieczki, po czym zniknął w krzakach. Miał bolesne przeczucie, że nigdy nie zobaczy ukochanej, że będzie musiał każdą spędzoną z nią chwilę zachować głęboko w sercu. Może nawet wyrzec się ich, aby mieć pełny żołądek. Czuł się jak cień. Gdy przemykał w głąb lasu, potykał się, lecz wstawał na łapy i biegł dalej, aż w końcu obóz stał się tylko małą plamką, a Poplamionej Łapy nie było widać wcale.
- Żegnaj! - szepnął w stronę lasu, licząc że wiatr poniesie te słowa prosto w jej serce.
Nie wiedząc kiedy, doszedł do Szczurzego Kanału. Pachniało tu okropnie: padliną, szczurami i dwunogami. Przez te okropne wonie nie przedostała się ta najokropniejsza. I dopiero szukając tam suchego miejsca, usłyszał głosy innych kotów. Dochodziły do niego wprawdzie tylko echa, lecz i one napędzały mu niezłego stracha. Od czasu, gdy spotkał tajemniczego kota w króliczej norze, bał się słyszeć kogoś, kogo nie widział. Ten głos sam w sobie był dziwny, dawał wybór: „uciekaj i nigdy nie wracaj albo podejdź i odkryj prawdę”. Zmiękczona Łapa stwierdził, że ten kot może coś wiedzieć, a on nie miał już nic do stracenia. Jego wąsiki wyczuwały nierówną powierzchnię ścian, więc zawsze wiedział, gdzie droga skręca. W pewnym momencie był już tak blisko, że mógł usłyszeć, jak ten ktoś oddycha. Ten dźwięk, w połączeniu z wilgotnością i obcym miejscem, sprawił, że sierść stawała mu dęba. Usłyszał, jak pazury drapią skałę. Cofnął się, przypominając bardziej kociaka niż samotnika. Zza skalnego zakrętu wyłoniła się kocica. Gdyby go teraz zobaczyły koty z jego Klanu, stwierdziłyby, iż nie jest zagrożeniem. Kotka stała nad nim przez chwilę, próbując swoim węchem przeszukać jego życie. Poszukiwania nie przyniosły jednak odpowiedzi na jej pytania albo też znalazła odpowiedź tylko na część z nich, bowiem usiadła, pokazując bogate uzębienie.
-  Nie zabiła mnie - pomyślał z ulgą samotnik. Zaczął więc przyglądać się kocicy. Pierwszą rzeczą, jaką zobaczył, był brak ucha, potem rzucały się w oczy jej bitewne blizny i brak jednego oka. Kocur spojrzał na nią wzrokiem pełnym podziwu. Gdybym tak wyglądał, to Poplamiona Łapa uznałaby mnie za bohatera - myślał. Kotka odezwała się, jej głos jednak w niczym nie przypominał tego z króliczej nory.
- Kim jesteś, wędrowcze?
- Ym, więc nazywam się Zmiękczona Łapa, pochodzę z Klanu Głazów, chociaż…
- Chociaż co? - syknęła kocica.
- Chociaż ostatnio nie jestem tam mile widziany. Uważają mnie za wyznawcę jakiejś Mrocznej Puszczy.
Kotka mruknęła z ekscytacją. Było w tym mruku coś strasznego, coś co uczyniło ją przywódcą tych kotów, które mieszkały tutaj. Słychać było nawet śmiech któregoś, niedaleko.   
- Mam więc dla ciebie bardzo korzystną propozycję. Rozważ ją, bo gdy spełnisz moje oczekiwania, niczego ci nie zabraknie.
- Będę się starał - powiedział samotnik, nie zaprzeczając ani nie przytakując.
- W takim razie życzę owocnej współpracy.
I jaskinie rozdarł przeszywający śmiech przywódcy:
- Mam już pierwsze żądanie: udaj się do Cienistej Sadzawki i napij się. Reszta zrobi się sama.
- Zrobię co w mojej mocy - powtórzył kocurek, po chwili zamyślenia dodał - Powiedz mi tylko, gdzie mam jej szukać?   
- Och, to bardzo proste. Na pewno słyszałeś o Świetlistej Sadzawce. Cienista Sadzawka to         to samo miejsce, ale czerpie ze znacznie potężniejszej mocy Mrocznej Puszczy. A ona słucha każdego kota.
Znacznie potężniejszej?! W głowie zakochanego zaświtała nowa myśl: „Jeśli Mroczna Puszcza jest tak potężna, to ja też będę potężniejszy. A wtedy Poplamiona Łapa wreszcie mnie zauważy i będziemy razem. Na zawsze”.
- Kiedy mam wyruszyć w podróż? - zapytał, a przez jego futro przeszedł dreszcz, nie był to jednak dreszcz strachu, tylko podekscytowania.
- Tak szybko, jak to możliwe - odparła kotka - a gdy będziesz miał kłopoty, to mów, że wysłała cię Wschód. A gdy ktoś będzie na tyle głupi, żeby pytać cię o powód wyprawy, pamiętaj, że teraz należysz do nas, a my jesteśmy najmocniejsi! - powiedziała, a jej zęby błysnęły w słabym słońcu.
- Dziękuję. To zaszczyt być wśród was - powiedział, choć nie był tego taki pewien.
- Liczę na twoje wsparcie i na twoją lojalność. A teraz przygotuj się do drogi, bo nie będzie ona usłana różami.
Na te słowa podeszły do niego dwa koty, które stanęły po obydwu jego stronach.

Zmiękczona Łapa poczuł się jak więzień. Uciekł od jednego Klanu, żeby stać się więźniem grupy samotników! Wschód musiała zauważyć wyraz jego pyszczka, bowiem skinęła głową, a koty ulotniły się w bocznym korytarzu. Doszli do wyjątkowo wielkiej jaskini i się zatrzymali.
- Drodzy bracia! Do naszej grupy dołączył zbieg z Klanu! Musi on podjąć wyprawę do Cienistej Sadzawki, aby zaczerpnąć z niej prawdy naszej wiary.
Na te słowa koty z rezygnacją oddały mu część swoich zapasów. Kocur dostrzegł jednak w oddali wychudzone koty. Nawet z tej odległości widać było ich kości.
- Te dary będą dla mnie tylko ciężarem, a niektórzy z was nie mieli niczego w pyszczku od wielu księżyców! - szepnął do przywódcy.
- Oto pierwsza zasada naszej Grupy: nie okazuj litości, ani w ogóle żadnych emocji. - równie cicho odpowiedziała Wschód - jeśli jednak chodzi o ciężar, to masz rację. Przecież zawsze możesz coś upolować, wszakże jesteś dobrym łowcą, prawda?
Zmiękczona Łapa chciał powiedzieć jej, jakim jest niezdarą. Nie był jednak pewny, czy to się liczy jako okazywanie uczuć i czy Wschód nie weźmie go wtedy za bezużytecznego? Kocica jednak przerwała jego myśli, mówiąc:
- Idź na podbój świata i na zgubę Klanom! Niech cię Mroczna Puszcza przeprowadzi przez krew, zdradę i ogień!
Słowo ,,zdrada” budziło w nim strach. Przecież to, co teraz robił, było zdradą w najczystszej formie! Ale czy zdrada może być czysta? Był zdrajcą w najbrudniejszej formie!
Kiwnął jednak głową, słowa były zbędne.
  Wyszedł tak w milczeniu, z jaskini na spotkanie przygodzie, która patrzała na niego zza krzaka oczami Wschodu i tego kocura z króliczej nory. Nie bał się jej. Teraz w jego żyłach płynęła krew najsilniejszych kotów, których serca, podobnie jak jego teraz, były całkowicie oddane złu. Nad Klanami zapadł zmrok, a ciemność przeszkadzała w widoczności jak mgła. Kocurek mógł wyczuwać wąsikami tylko przeszkody obok, więc co jakiś czas wpadał na drzewa. Gdy przed sobą ujrzał światło sadzawki, był tak wykończony, że z trudem się poruszał. Zobaczył jednak, że światło sadzawki zamiast być tęczowe i miękkie, jak je opisywali wojownicy, było tajemnicze i nie świeciło z jednakową intensywnością. Raz nie było go prawie widać, a w innym momencie sprawiało, że aż mrużył oczy. W końcu dotarł do celu, jednak zamiast radości poczuł zmęczenie. Położył się więc, a z wody wystawał mu tylko pyszczek. Ostatnią rzeczą, jaką widział przed zaśnięciem, była wizja kałuży krwi, w której leżał kwiat maku… 
…..
Obudził się na polance. Wokół widać było drzewa. Z rosnącym niepokojem samotnik rozglądał się dookoła. Zauważył, że nie widać czubków drzew, przykrywała je dziwna mgła. Przez myśl przebiegło mu, że może to jakiś test. Musi pewnie nałapać jak najwięcej myszy. Poszedł więc w stronę lasu, gdzie zwierzyny powinno być najwięcej. Zatrzymał go jednak chudy kot.
- Wysyła mnie Wschód - ze strachem w głosie rzekł Zmiękczona Łapa.
- Myślisz, że nie wiem? Widzę i słyszę wszystko, co się u was dzieje. - powiedział dumnym tonem, po czym dodał - Widziałem nawet, że nie wrzuciłeś zdobyczy.
- Przepraszam - powiedział ze skruchą w głosie.
- Jednak twoje serce przepełnia nienawiść do Klanów, Zmiękczona Łapo i to się teraz liczy - stwierdził kocur, a oczy zapłonęły mu  - Mów mi Zaraza. Razem będziemy niezwyciężeni!
- Zzzrobię wszystko - stwierdził kocur, wiedząc, że tym razem nie ma drogi ucieczki.
- W takim razie unieś łapę - rzekł zagadkowo Zaraza.
Były terminator spełnił polecenie. Na łapie nie było niczego niezwykłego, oprócz rany, której wcześniej nie zauważył. Zaraza, który był prawie na pewno kotem z Mrocznej Puszczy, liznął ranę, a jego język zabarwił się na czerwono. W tym miejscu rana zmieniła się w małą bliznę, prawie nie- widoczną pod futrem.
- Jak to zrobiłeś? - kocur wiedział, że nawet po interwencji medyka ta rana byłaby większa.
- Mam swoje sposoby - uśmiechnął się tajemniczo jego rozmówca - jednak by czar się dopełnił, niezbędne jest, byś ty spróbował mojej krwi.
Na te słowa na jednym z jego boków powstała rana. Podróżnik ze wstrętem liznął ją, po czym trzymał krew przez chwilę na języku. Nigdy nie miał sposobności, by to zrobić. Nie wiedział też, czy taka sposobność nadejdzie, starał się więc zapamiętać ten smak. Krew Zarazy smakowała jak padlina. Była niesmaczna. Połknął ją  czym prędzej.
- Ja, Zaraza, mianuję siebie twoim mentorem i biorę cię jako podopiecznego. Wołam cię nowym imieniem, i liczę, że niedługo pozna je świat. Kolczasta Łapo! Niniejszym oddaję cześć twojej wytrwałości i braku litości i witam cię jako pełnoprawnego członka Mrocznej Puszczy!
Nowy członek zaś poczuł niewyobrażalną potęgę. Myślał, jakby to było pewne, że zaimponuje Poplamionej Łapie i będą mieszkać razem pod bezgwiezdnym niebem. Zaraza musnął go w przelocie i już go nie było.
….
Kolczasta Łapa poczuł, że woda wlewa mu się do nosa. Gdy wyszedł z sadzawki, otrząsnął się, a kropelki wody spadły na trawę. Udał się w drogę powrotną, a blask świtającego słońca oświetlał mu drogę. Zbliżał się do dobrze znanych terenów, więc przyśpieszył nieco. Na tle lasu zobaczył jednak Orlego Pazura. Teraz się zemści za upokorzenie go. Wziął rozbieg, gotowy tam skoczyć i go zabić. Wylądował tuż obok niego, chciał zadać śmiercionośny cios. Ale czy tam wśród drzew, nie ukrywała się jego ukochana? Tak, to jej futro błyskało jak tafla jeziora. Zaczął się wahać, a jego największy wróg triumfował.
- Uwierz mi, mam teraz moc pozwalającą przejąć władzę nad Klanami! Ty to tylko mały wojownik, a i to zawdzięczasz matce! - śmiał się Kolczasta Łapa.
- Zmiękczona Łapo, ty jesteś silny. Jesteś silny sercem. To ty każdemu pomagałeś, to ty jednoczyłeś Klan. Teraz to nie to samo. Proszę, zwycięż zło! Wiem, że potrafisz! Ja w ciebie wierzę! - błagała właścicielka nakrapianego futra. Dopiero gdy wyszła z cienia, za jej uszkiem dało się dostrzec nie tylko zgniłego maka, ale też krokusa.
- Już nie jestem Zmiękczoną Łapą tylko Kolczastą Łapą! - krzyknął w nagłym przypływie furii, jednak wciąż nie był pewny, po czyjej właściwie jest stronie.
- Więc już nic…już nic nie zostało z tego dzielnego kocura? Czekałam na darmo. - powiedziała, ze smutkiem, idąc w stronę przeciwnika.
- Wciąż jest nadzieja, świeci jak płomyczek w twoich oczach. Gdy stracę ciebie, nawet on zostanie zdmuchnięty. A ja…- ,,A ja stanę się zły na zawsze”- dodał w myślach, nie chcąc jej niepokoić tym faktem.
- Nie słuchaj go, siostro! On chce cię wykorzystać. Naprawdę myślisz, że możesz zaufać zdrajcy?!
- Znalazłeś go poza obozem i stwierdzasz, że jest zdrajcą?! Nie masz żadnych dowodów, nie wiesz, co on chciał wtedy zrobić. - wzięła go w obronę Poplamiona Łapa
- Więc wybrałaś jego stronę?! - Orli Pazur fuknął gniewnie, przyjmując postawę bojową.
- Ja tylko stwierdzam fakty. A fakty są takie, że ty też tam byłeś. Można wiedzieć, co ty tam robiłeś?
- Ja…- zaczął, lecz w porę umilkł, wiedząc, że wszystko co powie, może być usprawiedliwieniem dla Kolczastej Łapy.
- Widzisz? Przeganiając go, musiałabym wygnać i ciebie. Nie zrobię jednak żadnej z tych rzeczy, bo obu was kocham.
  I choć obaj jeszcze nie byli dla siebie przyjaciółmi, zrozumieli, że łączy ich miłość do tej samej kotki. Orlego Pazura kochała jak brata, a Kolczastą Łapę jako partnera. Pod ich obroną czuła się bezpieczna, a wizja czerwonego kwiatka w krwi jakby wyparowała.
Odeszli tak we trójkę, a za nimi wschodziło słońce, mieniąc się wszystkimi kolorami jak poezja.

3361 słów

Konkursy i inne takieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz