Draco i Harry byli już dorosłymi ludźmi. Ich drogi rozeszły się od razu po Ostatecznej Bitwie. Tylko jak ich drogi mogły się rozejść? Tak na prawdę, to nikt nie znał ich tajemnicy. Było to pewnego mroźnego wieczoru, na piątym roku, kiedy to Harry siedział w hogwarckiej bibliotece
i próbował napisać choć kilka słów na rolce pergaminu, która miała być esejem na eliksiry. W tamtym momencie do wypożyczalni wiedzy wszedł nie kto inny, jak sławny Draco Malfoy. Omiótł całą bibliotekę spojrzeniem i nagle zatrzymał się na Potterze. Malfoy tego dnia był jakiś inny, taki nie malfoyowski, ponieważ jeszcze raz rozejrzał się po bibliotece, a następnie udał się w kierunku stolika, przy którym Potter mocował się z wypracowaniem. Podszedł do jego stolika i jak gdyby nigdy nic usiadł sobie koło niego na krześle. Harry na początku nie zauważył obecności fretkowego gościa, ale trudno było mu się dziwić, przecież eliksiry to nie taki łatwy przedmiot, potrzebne jest wielkie skupienie, aby przynajmniej się nie pomylić. Gdy Harry nareszcie zauważył Draco, wydał się bardzo zdziwiony, o mało co nie spadł z krzesła, ale na szczęście Draco miał niezły refleks i w porę zareagował łapiąc lecącego Potter'a. Sami nie wiedzieli jak to się stało, ale od słowa do słowa coraz przyjemniej im się rozmawiało. Draco pomógł Harry'emu w eliksirach, bo kto jak kto, ale blondyn mógł się pochwalić sporą wiedzą na ten temat. W sumie nic dziwnego, jak jego ojcem chrzestnym był przecież nie kto inny, jak postrach Hogwartu- Severus Snape, mistrz w dziedzinie eliksirów i nie tylko. Po przyjemnym wieczorze spędzonym w bibliotece uznali, że całkiem miło im się rozmawiało i warto byłoby to powtórzyć. I tak się stało. Codziennie spotykali się wieczorami w bibliotece, a kiedy zaczęło się ocieplać wylegiwali się pod starą topolą nad jeziorem, które znajdowało się na błoniach szkolnych, a czasami gdy nie udało im się wymknąć z zamku, bo akurat Filch zawzięcie patrolował hogwarckie korytarze, nawet peleryna niewidka nic by tu nie pomogła, wtedy udawali się na Wieżę Astronomiczną, z której oglądali gwiazdy
i rozmawiali na przeróżne tematy. I tak
z dnia na dzień. I z roku na rok, aż w końcu poczuli, że to co między nimi jest, to nie tylko przyjaźń, a miłość. Ukrywali swój związek bardzo dobrze, mieli w planach po ukończeniu szkoły wyjechać do jakichś cieplejszych krajów, gdzie znaleźliby pracę
i zamieszkali razem. Mieli takie ciekawe plany, ale musiało się coś zepsuć. Nadeszła Ostateczna Bitwa. Voldemort zginął. Polało się dużo niewinnej krwi. Harry po pokonaniu gadziny od razu pobiegł szukać Draco. Nigdzie nie mógł go dostrzec. Kiedy już tracił nadzieję na odnalezienie ukochanego, zobaczył w oddali kosmyki platynowych włosów, tych włosów nie mógł pomylić z nikim innym. Wybiegł przed ruiny zamku, gdzie dostrzegł znajome kosmyki, ale ostatnie co zobaczył to trzy teleportujące się ciała, a wśród nich swojego nemezis. Spojrzał prosto w oczy Draco, a jedyne co w nich dostrzegł, to to nieprzeniknione spojrzenie. To był ostatni raz, kiedy widział Draco. Od tego wydarzenia wszędzie go szukał, wywieszał plakaty z prośbą o kontakt, gdyby ktoś zobaczył Dracona. Pytał się wszystkich napotkanych ludzi o miejsce pobytu blondyna, ale nie uzyskał żadnej wartościowej informacji. Harry robił po prostu wszystko, aby go odnaleźć. Minęło już 10 lat, a Harry dalej nie mógł pogodzić się z myślą, że Draco nie ma u jego boku. Po prostu jakby zapadł się pod ziemię. Harry brał oczywiście pod uwagę, że może Draco jednak nie czuł tego co on i zwyczajnie uciekł, ale nie chciał nawet o tym myśleć. Niestety powoli co raz bardziej wierzył
w taką wersję wydarzeń. Potter zachowywał się obecnie jak taki typowy pracoholik. Mieszkał w małej kawalerce na przedmieściach Londynu, a pracował jako szef biura aurorów w Ministerstwie Magii. Można by rzec, że zawsze marzył przecież o takiej pracy, może i by mu się ona podobała, ale gdy nie ma przy nim Draco, Harry staje się daltonistą wobec wszystkiego co go otacza. Nie dość, że ma tą swoją szarą codzienność, to nocami wcale nie zachowuje się lepiej. Leży w łóżku i ogląda tanie komedie romantyczne, a potem ryczy jakby go ze skóry obdzierano i posypywało solą. Jak mu się znudzi oglądanie, to przechodzi do kolejnej fazy, czyli po prostu zajada lody śpiewając przy tym smutne piosenki, a na dodatek dławiąc się własnymi łzami
i lodami. Kiedy jakimś cudem uda mu się przejść ten etap nadchodzi najgorsze. Podchodzi wtedy do mini barku i chwyta butelkę Ognistej Whisky, podchodzi do lustra i zaczyna pić hektolitrami palący
w przełyku napój, a między przerwami
w piciu, gada coś niezrozumiale do biednego lustra, które Harry już wiele razy musiał naprawiać po tych swoich nocnych libacjach. W końcu, po bardzo długim czasie, około godziny drugiej na ranem, udaje mu się zasnąć.
CZYTASZ
Przypadek? Nie sądzę- DRARRY
FanfictionJest to mój drugi one-shot. Coś czuję, że będę wstawiała tylko one-shoty, ponieważ nie mam motywacji, aby napisać jakieś opowiadanie. Nie mam nawet pomysłu na żadne, a wiem, że z czasem też nie byłoby za kolorowo. Wydaje mi się, że ten one-shot wysz...