00

45 1 0
                                    

Dwunastoletnia dziewczynka spacerowała korytarzami szkoły ciesząc się z przerwy. Obserwowała dzieciaki, które biegały po korytarzach. Nagle w tłumie zobaczyła znajomą ciemną czuprynę. Od razu podeszła do chłopca z lekkim uśmiechem. 

-Cześć Carl-przywitała się z przyjacielem, którego ojciec ostatnio, niestety trafił postrzelony do szpitala.

-Cześć Chloe-odparł odwzajemniając uśmiech. Dziewczynka miała właśnie zadać pytanie, gdy usłyszała krzyki. Przerażona spojrzała w tamtym kierunku. Na drugim końcu korytarza stała dziwna postać, jakby zombie i właśnie wbijała zęby w ramie jakiegoś nauczyciela. Chloe była sparaliżowana i przestraszona. W jej orzechowych oczach pojawiły się łzy. Carl widząc zamieszanie i przerażenie dziewczynki złapał jej ręki i zaczął biec w stronę wyjścia. Chloe otrząsnęła się, czując szarpnięcie. Odwróciła głowę i biegła za trzynastolatkiem. 

Pod szkołą z piskiem opon zatrzymał się samochód matki chłopca. Kobieta wysiadła z miejsca pasażera i od razu dojrzała dzieciaki. 

-Carl! Chloe!-zawołała, a chłopiec pociągnął dziewczynkę w ich stronę.-Wsiadajcie-rzuciła, gdy do niej podbiegli.

-A ciocia?-spytała niepewnie.

-Napiszę do niej, że jesteś z nami, a teraz szybko-powiedziała i otworzyła im drzwi, a dzieciaki wsiadły do środka. Kobieta zrobiła to samo. Wszyscy zapieli pasy, a czarnowłosy mężczyzna, który prowadził ruszył z piskiem opon. Lori napisała sms'a do Carmen. Na odpowiedź długo czekać nie musiała.

"Lori, zostałam ugryziona, mam mało czasu. Zaopiekuj się Chloe, proszę"

Matka Carl'a odpisała, że obiecuje zająć się Chloe, jednak wiadomość od przyjaciółki bardzo ją zasmuciła. Dziewczynka od razu zauważyła smutek na twarzy kobiety.

-Ciocia umiera, prawda?-spytała cicho, a czarnowłosy mężczyzna spojrzał na dziecko w lusterku. Chloe miała po raz kolejny łzy w oczy.

-Hej, mała, nie bój się-powiedział-Zajmiemy się tobą-dodał, a kobieta obok przytaknęła. Ciemnowłosy chłopiec położył swoją rękę na dłoni dziewczynki, która przeniosła na niego spojrzenie.

-Nie pozwolę cię skrzywdzić-powiedział-Zawsze będę z tobą, jesteś moją przyjaciółką-uśmiechnął się do niej.

-Obiecujesz?-spytała cicho.

-Obiecuję-przysiągł. 

Samochód zatrzymał się obok domu chłopaka. Wszyscy wysiedli. Lori spojrzała na czarnowłosego.

-Shane pójdziesz pomóc spakować się Chloe?-spytała, a policjant przytaknął i ruszył z dziewczynką do jej domu, gdzie z jego pomocą spakowała torbę i plecak. 

-Przepraszam pana-zaczęła cichym głosem, a mężczyzna spojrzał na nią.

-Tak?

-Mógłby pan ściągnąć mi tego białego pluszaka z kokardą?-wykazała misia, który był na szafie.-To jedyna rzecz, którą mam po tacie-dodała, a mężczyzna przytaknął ze zrozumieniem i zdjął zabawkę.-Dziękuję-powiedziała i podeszła do szuflady, z której wyciągnęła zdjęcie jej z rodzicami. Następnie razem opuścili dom. Shane schował bagaż do samochodu, a następnie powiedział dziewczynce aby już wsiadła. Czarnowłosy poszedł do Grimes'ów i wrócił razem z nimi. Carl usiadł obok dziewczynki i uśmiechnął się do niej. 

Ruszyli i zostawili miasto daleko za nimi, a z nim także ludzi, których znali.

-Gdzie jedziemy?-spytała cicho, ale nikt nie odpowiedział, więc przytuliła misia i usnęła. Po raz pierwszy obudziła się parę godzin później, gdy zatrzymali się na jakiejś stacji.-Daleko jesteśmy?-spytała cicho, a kobieta na miejscu pasażera spojrzała na nią. 

-Trochę-odparła-A jedziemy jeszcze dalej-dodała, a mała szatynka przytaknęła i zaczęła rozmawiać z Carl'em. Ponownie zasnęła, gdy zrobiło się ciemno. 

Obudziła się dopiero, gdy Carl ją szturchnął i powiedział, że są na miejscu. Dziewczynka wysiadła i rozejrzała się.Było już rano, a oni zatrzymali się na skraju lasu, a Lori i Shane rozmawiali z jakimiś ludźmi. Szatynka przyjrzała im się, aż jej wzrok trafił na mężczyznę, za którym tęskniła od dwóch lat. Na jej ojca. Ruszyła niepewnie w jego stronę.

-Tata?-spytała niepewnie, a mężczyzna odwrócił się i nie mógł uwierzyć własnym oczom. Była dokładnie taka jak, gdy wiedział ją ostatni raz, no może trochę podrosła.

-Chloe-wydusił w końcu, a dla dziewczynki było to potwierdzenie. Na jej uroczej twarzy pojawił się lekki uśmiech.

-Tata!-pisnęła i wpadła w ramiona mężczyzny, który od razu wziął ją na ręce i mocno przytulił. Wszyscy teraz patrzyli na dwójkę, która odnalazła się po latach. 

-No proszę! Księżniczka Dixon odnaleziona po dwóch latach-usłyszała kolejny znajomy głos. Uniosła głowę z ojcowskiego ramienia i zobaczyła kolejnego znajomego mężczyznę. 

-Cześć wujek-powiedziała i wyciągnęła w jego kierunku piąstkę, a on przybił jej żółwika, potargał po włosach i założył jej za dużą czapkę z daszkiem, która osunęła jej się na oczy. Dmuchnęła na nią, a wszyscy się zaśmiali.

-No, Daryl nie spodziewałem się tego, że masz córkę-powiedział starszy mężczyzna, który do nich podszedł.-Dale jestem-powiedział do dziewczynki-A ty, mała ślicznotko? 

-Chloe-odparła, ale widać było, że nie ma zamiaru tak łatwo puścić ojca, którego dopiero co znalazła. On zresztą miał tak samo. Nie widział jej w końcu dwa lata. 

Gdy Chloe rozejrzała się po pozostałych, za duża czapka spadła jej z głowy. W między czasie podeszły do nich dwie siostry aby się przywitać. Jedna z nich podniosła nakrycie głowy i wyregulowała ją tak, aby pasowała na głowę brązowowłosej.

-Jestem Amy-powiedziała i założyła małej czapkę-a to moja siostra Andrea-dodała wskazując na drugą dziewczynę.

Po nich przedstawiła się cała reszta, a policjant przyniósł rzeczy Chloe. Daryl skinął mu głową w podziękowaniu, a Merle zabrał jej rzeczy do ich namiotu. Dwa lata rozłąki źle na nich wpłynęły. W końcu usiadł z nią obok ogniska i ułożył wygodnie na kolanach. Zaczął jej opowiadać o przygodach. Wszyscy w sumie siedzieli wokół ognia.

-Ej Chloe-powiedział nagle Marle-A co z twoją matką?-spytał, a dziewczynka przeniosła na niego spojrzenie sarnich oczu. 

-Nie żyje-powiedziała w końcu, a resztę zatkało-Umarła pół roku po tym jak mnie od was zabrała-podniosła głowę i spojrzała na wszystkich-Widziałam jak umierała, musiałam być z nią do końca, miała raka-dodała i spojrzała na ojca, aby pozbyć się strasznych obrazów z głowy. Mimo to nie powiedziała im tego, że kobieta miała schizofrenię i ją biła, a także kazała patrzeć jak mówi innym dzieciom, że ich kocha, a jej zabraniała się do innych zbliżać. Mężczyzna pocałował ją w głowę i mocniej objął.

-Wybacz mała-powiedział po chwili Marle. 

-Spoko-mruknęła tylko i pociągnęła rękawy bluzy w dół, aby ukryć niewielkie blizny.

Nowy, gorszy światOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz