Pewnego dnia ujrzałem motyla.
Jego ciemnofioletowe skrzydła delikatnie przecinały otaczającą nas rzeczywistość, odbijając leniwie światło emitowane przez pobliskie wisterie.
Krocząc poprzez moją szarą egzystencję, nie przeszło mi przez myśl, że dane mi kiedyś będzie odnalezienie czegoś równie pięknego i niewinnego.
Nie mogłem oderwać od niego wzroku.
Wtem motyl jakby niezrażony moją chłodną aurą, usiadł na moim nosie – niby to się drocząc, niby to zachęcając.
Już miałem wyciągnąć po niego dłoń gdy przypomniałem sobie,
że przecież woda uniemożliwia owadom latanie.
Raz zmoczone skrzydła już nigdy się nie wzniosą. A motyle bez skrzydeł umierają.
Opuściłem więc moją dłoń i pozwoliłem by motyl mi uciekł.
Ten z jakby lekkim żalem zatrzepotał skrzydłami ten ostatni raz, nim wzbił się w powietrze.
Bezpowrotnie zniknął wśród kwiatów wisterii.
I już nigdy więcej go nie ujrzałem.
~*~
– Whoohu! Czy pan mnie w ogóle słyszy?
Powyższe słowa wyrwały Giyuu z zamyślenia. Chwilę mu zajęło dojście do zmysłów i przypomnienie sobie, gdzie w ogóle się znajduje. Kwitnące kwiaty śliwy, cichy szum strumyka dobiegający z ogrodu, cień drzewa ukrywający mężczyznę przed promieniami słońca, białe ozdobne kamyczki, wyścielające podłoże, rezydencja należąca do Oyakaty-sama, szmer rozmów innych Hashiram.
I ona. Niziutka kobieta stojąca naprzeciw niego. Rąbki haori, w które była owinięta, trzepotały lekko na wietrze, jakby za wszelką cenę usiłując odzwierciedlić znajdujący się na nich wzór motylich skrzydeł. Patrząc na jej filigranową figurę można by odnieść wrażenie, że wraz z silniejszym podmuchem naprawdę odleci. Ciemne włosy, wpadające w odcień głębokiego fioletu, również wesoło podrygiwały, raz za razem zakrywając jej twarz o porcelanowo białejkarnacji. Na małych, bladoróżowych ustach błąkał się enigmatyczny uśmiech – mógł on mieć tysiące znaczeń, ale Giyuu nie był w stanie odgadnąć żadnego z nich. Jednak największe wrażenie robiły jej oczy. Dwa lśniące ametysty opatulone kokonem długich, czarnych rzęs. Te oto szlachetne kamienie były teraz utkwione w nikim innym jak właśnie w nim, dopraszając się jego atencji.
Giyuu musiał wytężyć pamięć by przypomnieć sobie kim właściwie była ta tak intensywnie w niego wpatrzona kobieta. Wtem jego wzrok padł na przypasaną do jej boku katanę i coś w jego mózgu zatrybiło.
No tak – to nowy Owadzi Filar.
– Czyżby był pan głuchy?
Giyuu pokręcił głową w przeczącym geście, cicho licząc że kobiecie wystarczy to za odpowiedź i zostawi go ona w spokoju.
– Hmmm... Czy jest więc pan niemową? – Mimo wcześniejszej lakonicznej odpowiedzi, kobieta w ogóle nie wyglądała na jakkolwiek zniechęconą . Ametystowe oczy wciąż wpatrywały się w niego tym samym świdrującym spojrzeniem. Giyuu pomyślał, że jeśli ten wzrok pozostanie na nim jeszcze chwilę to w końcu wywierci on swoją mocą dziurę w jego piersi.
Giyuu ponownie pokręcił głową
– Rozumiem... – Przez sekundę w mężczyźnie rozpaliła się nadzieja, że naprawdę to już koniec. Że kobieta jest usatysfakcjonowana jego odpowiedziami i nareszcie da mu na powrót zatopić się we własnych myślach. Wtem uśmiech na jej ustach rozszerzył się, a kobieta miłym głosem dokończyła:
CZYTASZ
Ty któraś zniknęła wśród kwiatów wisterii
FanfictionMotyle skrzydła, Odbijają swiatło wisterii, Zniknął na zawsze. ~*~