Co by było gdyby?

16 0 0
                                    

Mówiąc krótko, żeby was nie zanudzić: Jest to konkursowe opowiadanie, mające na celu opisanie jak wyglądałoby życie Harry'ego Pottera, gdyby jego wujostwo go nie nienawidziło. Zwycięski tekst miał zostać opublikowany w "Merlinie". Nieskromnie zaznaczę, że wygrałem! Miłego czytania! 

Merlin 17/11/2019:
https://public.smic.pl/merlin/2019_27RS_3.pdf


Po śmierci Syriusza wpadł w rutynę. Mimo, że znał swojego ojca chrzestnego naprawdę krótko, zdążył się do niego przywiązać. Czuł, że jest między nimi połączenie, a przede wszystkim, Black był jedyną osobą, która chciała opowiadać chłopakowi o jego rodzicach. Ciocia Petunia powiedziała mu bardzo niewiele na ich temat, chociaż o Lily opowiadała zdecydowanie chętniej. Nie miał pojęcia z czego to wynikało i mimo jego pytań, ciocia była nieugięta. "Był dobry dla twojej mamy, tyle powinieneś wiedzieć." powtarzała i Harry w końcu przestał pytać. Syriusz był inny. Opowiadał o Jamesie godzinami i Harry w końcu zrozumiał, czemu ciocia nie chciała zagłębiać się w szczegóły. Wspominał te ciche wieczory na Grimmauld Place, gdzie siedząc w kuchni, Syriusz opowiadał o podbojach Huncwotów w Hogwarcie. Remus tylko przewracał oczami i kopał swojego przyjaciela, gdy ten zapędził się w swoich zwierzeniach.

W takim stanie zastali go kiedyś Ron i Hermiona, wchodząc do salonu Dursley'ów w towarzystwie cioci Petunii.

— Dziękujemy ciociu, chętnie napijemy się herbaty. — Mówiła uprzejmie Hermiona, uśmiechając się do pani domu.

Harry podniósł głowę, odrywając wzrok od ekranu telewizora i zauważył już tylko plecy cioci, która kierowała się do kuchni. Był jej wdzięczny, że na chwilę przejęła obowiązek zajęcia się jego przyjaciółmi. Spojrzał na nich i uśmiechnął się blado.

— Mówiłem wam już, że nigdzie nie idę. — Oznajmił i wrócił do oglądania kreskówki. Korzystał z tego, że Dudley chwilowo był nieobecny w domu, bo pewnie znowu by przejął pilota i oglądał swoje ulubione programy. Telewizja była tematem kłótni właściwie od zawsze, co było skutkiem odmiennego typu zainteresowań kuzynów. Zwykle kończyło się to karą dla obojga. W ostatnim czasie Harry zauważył że jego kuzyn jakoś mniej walczy o pilota, jednak wolał nie ryzykować.

— Daj spokój, stary. Potrzebujesz trochę rozrywki, a taka okazja nie trafia się często. — Ron stanął przed przyjacielem, skutecznie zasłaniając mu widok na jego ulubioną kreskówkę.

— On ma rację, Harry. Mówię to, a wiesz jak bardzo przeciwna jestem takim rzeczom. — Odezwała się się Hermiona, siadając obok niego na kanapie. — Będą tam nasi znajomi, którzy chcieliby się z tobą zobaczyć.

— No jasne! Tonks będzie! I Lupin. Charlie obiecał, że urwie się na chwilę od smoków. — Zaczął wyliczać rudzielec, w czym przerwała mu ciotka Petunia, stawiając na stoliku tacę z filiżankami gorącej herbaty i talerzykiem ciasteczek.

— Dziękujemy ciociu. — Powiedział Harry i uśmiechnął się do kobiety. — Spróbujcie ciastek, ciocia dzisiaj piekła, są pyszne.

Rumieniec jaki wpłynął na policzki jego opiekunki upodobniały ją do Lily, co zawsze zastanawiało Pottera. Lubił komplementować ciocię, żeby je u niej wywołać, bo wtedy czuł się naprawdę jak w domu. Miał wtedy pewność, że kobieta która całe życie się nim zajmowała, naprawdę była najbliższą mu osobą.

Ron i Hermiona podziękowali za podwieczorek i także skomplementowali ciastka. Nie słyszał rozmowy, która się między nimi wywiązała, bo znowu uciekł myślami. Ocknął się dopiero, gdy usłyszał swoje imię. Wypowiedziane prawdopodobnie któryś raz z rzędu.

— No, teraz widzę, że mnie słuchasz. — Ciocia stała z ramionami na biodrach. — Zjedzcie, wypijcie i masz z nimi iść na ten cholerny mecz, bo jak nie...

Przełknął ślinę, gdy pogroziła mu palcem. Wiedział, że gdy to robiła, miała w zanadrzu coś wielkiego. Jęknął i zakrył twarz poduszką. Nie miał ochoty. Nie miał ochoty latać na miotle i wypatrywać Znicza. Tak po prostu.

— Dudley powinien do tej pory wrócić, pewnie chętnie z wami pójdzie.

— Wątpię.

— A jednak nalegam, żebyście go zabrali.

— Nigdzie się nie wybieram. — Mruknął pod nosem.

— Harry Jamesie Potterze! — Ryknęła ciocia. — Czy ja mówię niewyraźnie?! Pakuj swoje cztery litery na miotłę i pokaż co potrafisz! A przy okazji pozwól kuzynowi popatrzeć jak gracie.

Za każdym razem był pod wrażeniem, kiedy ciocia krzyczała. Za każdym razem. Jego przyjaciele też nie mogli przez chwilę wyjść z podziwu. A na to wszystko do domu wszedł Dudley i stanął jak wryty, nie wiedząc jak ma zareagować.

— To co? Zbieramy się. — Oznajmił Ron. Ściągając przyjaciela z kanapy.

***

Żałował, że nie cieszy się tym wydarzeniem jak Dudley. Patrząc na kuzyna, wspominał siebie z dnia meczu Mistrzostw, który odbywał się przed czwartą klasą. To były czasy, westchnął, idąc w stronę prowizorycznego boiska, zrobionego na polu niedaleko domu Rona. Wszyscy już na nich czekali i kiedy weszli w pole widzenia zebranych, przywitały ich wiwaty.

Dudley szybko został wciągnięty w osoby będące widownią, a Harry i Ron poszli przygotować się do meczu. Drużyny powstały już jakiś czas temu i teraz zgromadziły się w wyznaczonych miejscach. Chłopcy przywitali się ze swoją drużyną i gra się zaczęła.

Harry wyleciał wysoko, żeby mieć w zasięgu wzroku całe boisko i obserwował sytuację w dole. Obie drużyny były mocne i w powietrzu czuć było powiew zdrowej rywalizacji. Okrzyki widowni potwierdzały odczucia Pottera, co trochę poprawiło mu humor. Zmarkotniał, gdy złapał się na poszukiwaniu twarzy Syriusza wśród pozostałych przyjaciół. Z zamyślenia wyrwał go złoty przedmiot w zasięgu wzroku. Szukający drugiej drużyny jeszcze się nie zorientował, dlatego Harry starał się nie wzbudzać podejrzeń. Wygrają mecz, jeśli teraz złapie Znicza.

Puścił się z pełną prędkością przed siebie, a chwilę później zapikował, przelatując Ginny przed nosem. W tamtej chwili nie liczyło się nic poza złotą kulką i coraz większą prędkością. Znicz bawił się z nim w berka, a on z Ginny w kotka i myszkę. Słyszał jak krzyczała na niego i klęła pod nosem i śmiał się z tego szczerze. Od dawna nie czuł się tak wolny.

Sprzątnął Znicz sprzed nosa dziewczyny w ostatniej chwili. Strąciła go za to prawie z miotły, aby ostatecznie zbić z nim piątkę. Jego drużyna otoczyła go i zaczęła wiwatować. Widownia krzyczała jego imię.

I wtedy coś zrozumiał. Widząc roześmiane twarze swoich przyjaciół. Patrząc na czerwoną z podekscytowania twarz Dudley'a, stojącego ramię w ramię z czarodziejami. Zrozumiał, że jakkolwiek wielka nie byłaby pustka po Syriuszu, to ważne jest tu i teraz. Bo Syriusza już nie ma, chociaż było to bolesne, musiał żyć dalej. Musiał być dla tych ludzi, którzy teraz cieszyli się z jego sukcesu, dla tych, którzy czekali na niego w domu z kolacją. A ostatnio zaniedbał ich wszystkich. Dlatego, będąc wśród przyjaciół postanowił że już ich nie zawiedzie, a jak wróci do domu to pogra z Dudley'em na konsoli, pomoże wujkowi czyścić śrubki, a nawet upiecze z ciocią ciasto. Bo żył dla nich, dla tych których kochał. 


Jeszcze kilka słów ode mnie. Nie jestem do końca dumny z tego tekstu. Jest to jednak pierwsza dłuższa praca jaką napisałem w tamtym czasie od miesięcy wegetacji i muszę przyznać, że nie jest najgorzej, przynajmniej dla mnie. A wierząc w słowa społeczności SMiC-a, serio źle nie jest... W końcu chcieli od mnie kolejne opowiadania ;)

Potterowe Opowiadania FelixaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz