Dzień, w którym umarłam

886 61 40
                                    

"[...]Myślę, że wiem o nienawiści
Dość, by rzec: równie dobry lód
Jest, by niszczyć,
I jest go w bród"

Robert Frost


Dzień, w którym zmarła Marinette Dupain-Cheng nie zwiastował katastrofy. Słońce wstało dokładnie punkt 4:58, co na wczesno-sierpniową rzeczywistość jest czymś najnormalniejszym w świecie. Biorąc pod uwagę wydarzenia dnia poprzedniego, Marinette wstała o akceptowalnej godzinie. Zaparzyła sobie kawy, białą z mlekiem, lecz bez cukru. Usiadła opodal Alyi, która choć nie do końca doszła jeszcze do siebie, dzielnie sprawiała pozory nad kubkiem czarnej kawy.

Tego dnia nie zjadły normalnego śniadania, Alya ponieważ udręczony trunkiem żołądek odmawiał posłuszeństwa, Marinette ponieważ od dawna odwykła już od zwyczaju spożywania śniadań. Minęło południe, gdy zgodnie opuściły mieszkanie wujka ciemnoskórej dziewczyny.

Sobota 8 sierpnia była jedną  z najcieplejszych tamtego lata. Przez cały dzień nieubłagany żar lał się z nieba, powoli lecz bezkompromisowo wysysając siły, z umęczonych paryżan. Dopiero wieczór przyniósł upragnione ukojenie. Marinette i Alya, które tego dnia, były zmuszone do upchnięcia swoich planów z dwóch dni w jeden, postanowiły dać upust swojemu wewnętrznemu dziecku i podobnie jak setki innych osób, skierowały się w stronę wesołego miasteczka.

 - Cieszę się, że tu jestem - odparła Alya, gdy w końcu dotarły na miejsce.

 - Wiedziałam, że ci się spodoba - mrugnęła do przyjaciółki Marinette , zakładając dłonie na biodra. Nieświadoma, iż wskazówki na tarczy jej zegara, nie ubłagalnie rozpoczęły odliczanie - Mój zmysł Super Świadkowej stale się wyostrza.

 - Super Świadkowej? - natychmiast podchwyciła mulatka, odrywając wzrok od kolorowych stoisk - To jakaś super-bohater, rodem z macoszego uniwersum? Uuu wiem! To jakaś córka Głębokiego z The Boys, z nieprawego łoża? - kontynuowała wyraźnie rozbawiona.

Marinette zmrużyła oczy, udając, że się zastanawia.

 - Niee... Nie kręci mnie twoje porno - syknęła w stronę przyjaciółki, która niemal natychmiast udała oburzenie. Mogłyby tak cały  wieczór, gdyby jednak Marinette nie była sobą  i nie poślizgnęła się na czymś, co wydało ciche skrzypnięcie.

 - Bardzo, naprawdę bardzo przepraszam - odparła skruszona, jednocześnie rozmasowując czoło. W akcie desperacji bowiem, uczepiła się pierwszej napotkanej rzeczy, którą okazała się czyjaś koszulka.

 - Nic nie szkodzi, możesz - odpowiedział jej głęboki, męski głos. Dopiero teraz Marinette zorientowała się, że tuż nad nią pochyla się właściciel głosu, oraz koszulki. Wyraźnie rozbawiony chłopak wyciągnął w jej stronę dłoń, sugerując pomoc przy wstaniu. Był przystojny, na pierwszy rzut oka delikatnie starszy, miał nieco przydługie ciemne włosy, jednak Marinette nie dostrzegła żadnej z tych rzeczy.

Jedynym co właśnie teraz widziała, były jasnozielone oczy chłopaka. Przez chwilę poczuła się jak dawniej, jak wiele lat temu, jednak serce, które przez moment zatrzymało się w jej piersi nie pozwoliło dłużej się oszukiwać.

Zaczerpnęła powietrza, czując jak żal ściska jej gardło, jednak po chwili doszła do siebie.

 - Dam sobie radę - wyrzuciła z siebie kompletnie ignorując dłoń chłopaka. Po chwili stała już obok, otrzepując się z pyłu. Najwyraźniej nieprzyzwyczajony do odmowy, nieznajomy zamrugał oczami. Stali tak przez chwilę, czekając na reakcję drugiego, a tkwiąca opodal Alya po raz pierwszy od dawna, nie wiedziała jak zareagować. W końcu jednak ktoś z tłumu, wypowiedział imię chłopaka, a ten pożegnał się i odszedł w stronę znajomych.

Czerwona nićWhere stories live. Discover now