1

221 7 0
                                    

-------------------------Alan-------------------------

Dzisiaj miałem 28 urodziny. Z tego powodu zaprosiłem całą moją gangsterską rodzinę do naszej starej willi gdzie obecnie mieszka tylko Damian ze swoją rodziną. Byli już wszyscy oprócz mojej siostry Amandy, jej męża i córeczki. Co prawda wiem, że mieszkają daleko ale spóźniają się już 2 godziny więc zaczynam się martwić. Siedzieliśmy wszyscy w salonie gdy nagle dostałem telefon.

~Dzień dobry, czy dodzwoniłem się do pana Alana Collins?

-tak, to ja.

~Proszę o jak najszybsze zjawienie się w szpitalu na obrzeżach Warszawy.

-ale dlaczego, coś się stało?-szczerze, byłem teraz kłębkiem nerwów. Byłem nieźle wystraszony.

~tak, pana siostra miała wypadek. Ona, jej mąż i synek niestety zmarli na miejscu.-moj świat właśnie runął. Załamałem się. Telefon prawie wypadł mi z ręki a w oczach zebrały się łzy. W tej jednak chwili przypomniałem sobie, że facet mówił o synku (czyli miała urodzić synka!) ale była z nimi jeszcze przecież Daria.

-a...a co z Darią? Ich córeczką?

~Właśnie dlatego ma pan przyjechać do szpitala. Ona jedyna przeżyła ten wypadek i właśnie jest w nim badania a pan jako rodzina zmarłej musi się pan zaopiekować Darią przynajmniej do znalezienia jej nowego domu.

-do...dobrze...zaraz tam będę.-powiedziałem a facet rozłączył się. Upuściłem telefon na kanapę, twarz schowałem w dłoniach i rozryczałem się jak małe dziecko, ale właśnie straciłem siostrę, przyjaciela-szwagra i siostrzeńca...

-Alan, co jest?-zapytał Nikodem. Podniosłem głowę i wydukałem...

-Ami...Mati...oni...oni nie żyją...
-wszyscy spojrzeli na mnie a w oczach dziewczyn, choć z trudem przez moje dostrzegłem łzy.

-a...ale jak to?-wydukał Nikodem.

-mieli wypadek, zginęli na miejscu... i Ami poroniła...synka...

-a...a co z Darią?-zapytała tym razem moja żona.

-żyje...ona jedyna przeżyła...właśnie dzwonili do mnie żebym przyjechał po nią do szpitala...

-biedne maleństwo...-odezwała się tym razem któraś z dziewczyn, chyba Sandra.

-Alan, chodź, trzeba po nią jechać. Dość się nastresowała biedulka...- powiedziała Marta i podeszła do mnie-wezwę taxi.-dopowiedziała i poszliśmy się ubrać aby następnie skierować się do szpitala.

-wy zostańcie i pilnujcie dzieci. Zaraz wrócimy.-powiedziałem i wyszedłem z domu. Jadąc do szpitala mijaliśmy jakiś wypadek. W stojącym tam samochodzie, a raczej tym co z niego zostało rozpoznałem samochód mojej siostry. Marta chyba też go rozpoznała bo złapała mnie za rękę ale to nie pomogło i tak zaniosłem się jeszcze większym płaczem. Ona z resztą też...
Gdy dojechaliśmy do szpitala poprosiliśmy taksówkarza, żeby poczekał na nas i weszliśmy do szpitala gdzie czekała na nas policja.

-dzień dobry, Alan Collins, miałen przyjechać do Darię, tę dziewczynkę z wypadku.

-tak, tak, proszę za mną.-udaliśmy się za nim do gabinetu lekarza, który powiedział, że moja siostrzenica miała wiele szczęścia bo nie miała żadnych obrażeń prócz kilku zadrapań. W końcu zaprowadził mnie do niej.

-cześć słoneczko.-powiedziałem gdy tylko zobaczyłem malutką dziewczynkę siedzącą na łóżku i rysującą.

-wujek Nana?

-tak, to ja kochanie i ciocia Marta. Chodź jedziemy do mnie do domku.

-a mama i tata?-zapytała a mnie serce ponownie dzisiejszego dnia pękło a w oczach zebrały się łzy.

-oni teraz nie mogą...

-a tiedy będą modli?

-Daria, kochanie, porozmawiamy o tym później, dobrze?

-dobze.-wziąłem dziewczynkę na ręce i razem z Martą wyszliśmy ze szpitala, ponieważ wszystko z lekarzami było już załatwione. Po półgodzinnej drodze byliśmy już w domu. Zaniosłem Darię do pokoju w którym bawiły się wszystkie dzieci i wróciłem do salonu.

-kochanie, w szpitalu rozmawiałam z policją i jutro mamy się do nich zgłosić a później musimy jechać załatwić sprawy związane z pogrzebem.

-dobra, niech będzie...-tak naprawdę nie miałem na to ochoty, bo kto by z resztą miał ale wiedziałem, że niestety muszę. Dlaczego?! Oni byli tak młodymi ludźmi, młodym, kochającym się małżeństwem...Mieli małą córeczkę która teraz wychowa się bez rodziców... Mieli być szczęśliwymi rodzicami jeszcze jednego maleństwa...

-zostaniecie wszyscy chociaż do jutra?-zwróciłem się do przyjaciół.

-jasne, zawsze możesz na nas liczyć, pamiętaj. Z resztą wszyscy to przeżywamy. Amanda dla każdego z nas była bliska, tak samo Mati...

-dzięki-uśmiechnąłem się lekko, ale chyba to niezbyt wyszło.

-ja...ja idę się położyć, pomyśleć, nie miejcie mi tego za złe, proszę.

-jasne idź, wiadomo, że Ciebie strata Ami boli najbardziej...

-Marta...-zacząłem ale ona mi przerwała.

-tak zajmę się dziećmi, idź.

-dziękuję skarbie.-powiedziałem i poszedłem do mojego starego pokoju. Wziąłem szybki prysznic i położyłem się do łóżka. Nie mogłem zasnąć. Gdy tylko zamykałem oczy pojawiał mi się obraz siostry. Najpierw były to wspomnienia z dzieciństwa, później z lat nastoletnich, to jak została porwana, jak ją odnalazłem, jak wstąpiła do gangu, jak zaczęła się spotykać z Matim, jak przez niego cierpiała, jak oznajmili nam, że się zaręczyli, że spodziewają się dziecka, jak uciekła do Okinawy, jak wróciła, jak się przeprowadzili, jak urodziła Darię. Na tę ilość wspomnień z moich oczu popłynęły łzy, które nawet nie wiem czy wcześniej przestały czy leciały mi cały czas.

-tak bardzo chciałbym żebyś tu była a ty znów mi to zrobiłaś...-i zasnąłem.

Mamo...tato...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz