1

160 3 12
                                    

Słońce paliło ich w ramiona.

Gdyby tylko wzięli więcej wody, nie musieliby zatrzymywać się co chwilę przy strumykach. Po stronie Kólestwa Ziemi rzadko kiedy można było spotkać jakiś zbiornik wody, lecz z pomocą Katary, niewysokiej czternastoletniej brunetki, udało im się choć trochę jej wydobyć.

- Aang, daleko jeszcze? - krzyknął przeciągle chłopiec, siedzący obok dwóch innych osób na grzbiecie dużego, latajacego stwora.

Stwór ten przypominał wygladem sporego bizona. Jedyną różnicą była umiejętność latania oraz jego przedziwne ubarwienie.

- Owszem - odparł bezwłosy chłopiec z niebieską strzałą wzdłuż łysizny.

- Bądź cierpliwy Sokka - warknęła dziewczyna, mająca już dość swojego brata. Strasznie ją irytował.

- Kiedy ja nie mogę! Jest strasznie nudno... - mruknął, kładąc się na plecy.

- O! Już jesteśmy!

Sokka zrywa się nagle, patrząc na Avatara.

- Naprawdę?!

- Nie, na niby.

- Ale śmieszne Aang - klaszcze, z udawanym śmiechem. - Jesteś mistrzem żartów.

- Sokka, proszę Cię... - westchnęła jego siostra, coraz bardziej tracąc cierpliwość.

Latający bizono-stwór zaczął zniżać swój lot, próbując znaleźć odpowiednio duże miejsce pomiędzy drzewami, by móc wylądować, a także schronić się przed słońcem. Jeszcze chwila, a stałby się latającym mięskiem.

- Królestwo Ziemi... - Aang wygląda na zachwyconego miejscem, mimo, że jest to zwykły lasek. Gdy tylko Appa zatrzymuje sie na ziemi, chłopiec klepie go po szyi i zeskakuje na ziemię.

- Ładnie tu - Katara ląduje na trawie tuż obok niego.

Nagle słyszą pisk, a tuż po tym dość głosny odgłos uderzenia o ziemię.

- Moja pupa...! - Sokka wstał szybko, masując obolałe miejsce. Dobrze, że nie było słychać odłosu łamanych kości. Katara po raz kolejny załamuję się przez swojego brata.

Aang tylko się śmieje.

Nie zdążyli się nawet rozejrzeć po okolicy, gdy usłyszeli z oddali tupot nóg i krzyki, by ktoś się zatrzymał.

- Ej ty! Co ty tam niesiesz starcze? - usłyszeli bliżej.

- J-ja n-nic... - słychać starszego mężczyznę, widocznie zatrzymanego przez parę strażników, wyraźnie ukrywającego coś za peleryną.

Aang podszedł parę kroków.

- Nie oszukasz mnie łachudro! - Nagle jeden z nich łapie starca za kołnież i popycha na drzewo.

Aang i Katara zauważają lecącą połowę bochenka chleba. Ta poturlała się pare stóp w bok.

Sokka poszedł w innym kierunku, chcąc poszukać poziomek lub grzybków.

- Aha! Jeść się za chciało, tak?

- J-ja kupiłem to za swoje pieniądze - odpowiedziała ze strachem ofiara tego wydarzenia.

- To co? Macie wydzielane aż dwie kromki na dzień, a już robicie się chciwi - warknął.

- Zostaw go! - Aang ni stąd ni z owąt pojawił się tuż przy bochenku chleba. Jego głos jest lekko drżący, ale pewny.

Obaj strażnicy spojrzeli ze zdziwieniem na nieoczekiwanego gościa. Na ich zbrojach widać wyryty płomień ognia.

- No tak, żołnierze z Królestwa Ognia sprawują teraz kontrolę nad Ziemią - szepnął cicho, chcąc przypomnieć to samemu sobie.

I'm Sorry || Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz