k a g e h i n a

3K 73 108
                                    


Czy można stracić wszystko co się kocha w jeden dzień? Owszem, można, Kageyama Tobio wraz z siatkówką zniknęli z mojego życia bardzo szybko, nie miałem po co żyć, nie miałem z czego się cieszyć, nie miałem do kogo się przytulać, nie miałem nic co mogło mnie w jakimś stopniu uszczęśliwić, granie w siatkówkę nie wchodziło w grę a same oglądanie meczów nie dawało mi nawet nuty ekscytacji, byłem już teraz tylko wyniszczonym od środka nastolatkiem który nie czuje już nic.

-Musisz zacząć żyć od nowa Shōyō! Musisz zacząć chodzić do szkoły, może poznasz kogoś nowego, my wiemy że jest ci ciężko ale...

-Nie chce waszego współczucia mamo! Odejdźcie! Zostawcie mnie w spokoju!-wrzasnąłem na przerażoną matkę która delikatnie opierała się o framugę drzwi do mojego pokoju, od roku nie wychodziłem z domu, nie grałem w siatkówkę, nie robiłem nic co mogło mnie nawet w jakimkolwiek procencie uszczęśliwić lub zmienić, bo nie było niczego takiego.

-Shōyō, ja rozumiem że ty...-zaczęła mówić patrząc na mnie zrezygnowanymi oczami, doskonale wiedziała że nie dam sobie pomóc, że nigdy się nie pozbieram po wypadku, że nigdy nie pójdę dalej jednak miała racje, nic mi już nigdy nie pomoże, będę sam, i ta opcja mi jak narazie odpowiadała.

-Nic nie rozumiesz słyszysz?! Wyjdź!-łzy znowu zaczęły napływać mi do oczu, było to już przyzwyczajenie, zawsze płakałem, codziennie i bez końca, na zawsze.

-W porządku, jednak myśle że osoba która chciała cię odwiedzić może cię zrozumieć-westchnęła, w jej oczach również pojawiły się małe łzy, sprawiałem ból, wszystkim, moim rodzicom, siostrze,  jednak nie przerwę tego, będę tkwił w tej samej codzienności płakania, załamywania się nad sobą i nie jedzenia, niech mnie po prostu już zostawią! Wszyscy! Do pokoju wszedł libero mojej byłej drużyny siatkarskiej przez co zdziwienie na mojej twarzy wymalowało się bardzo szybko.

-Kilka miesięcy przed śmiercią kageyamy-

-Musisz mu to powiedzieć Shōyō-chan!-Yuu sprawiał wrażenie jeszcze bardziej podekscytowanego niż ja, nie dziwie się, to właśnie dzisiaj miał być dzień w którym wyznam miłość obiektowi moich uczuć.

-Wiem Noya-kun! Postaram się!-uśmiechnąłem się do niego po raz ostatni i wybiegłem z magazynku siatkarskiego, moje nogi były z waty a dłonie trzęsły się niemiłosiernie, czekałem na to tak długo a Noya był moim największym wsparciem, jako jedyny wiedział że czuje coś do Tobio i jako jedyny chciał mi w tej sytuacji pomóc. Dobiegłem do automatu z napojami gdzie jak zwykle chłopak do którego biegłem sączył swoje zimne mleko w kartoniku. Natrafiłem na moment gdzie wbijał słomkę do dziurki w opakowaniu a później zaciąga napój przez plastikową słomkę.

-Kageyama-kun!-krzyknąłem zdyszany, biegłem tutaj bardzo szybko nie zważając na zmęczenie, adrenalina działała na pełnych obrotach przez co ignorowałem ból moich nóg zmęczonych zarówno treningiem jak i biegiem do chłopaka.

-Nie drzyj się tak, Hinata, co się dzieje?-mruknał swoim jak zwykle znudzonym tonem po czym przejrzał mnie swoim zimnym spojrzeniem które mimo to że przerażało każdego, uwielbiałem.

-Kageyama, j-ja muszę ci coś powiedzieć-zacząłem bawić się swoimi palcami ze stresu, moje serce biło tak szybko że nie mogłem się opanować, miałem wrażenie jakbym powoli zapadał się pod ziemię ze zdenerwowania, jednak całe negatywne emocje pokonywało podekscytowanie i chęć zobaczenia już rekacji starszego.

h a i k y u u o n e s h o t sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz