Gdy Ethan odprowadzał Hope do hotelu, w którym zatrzymała się Freya, powoli zaczynało już świtać. Zdawać by się mogło, że żadne z nich nie chce się z drugim rozstawać, gdy szli okrężną drogą, rozmawiając i śmiejąc się do rozpuku. I w którymś momencie Hope nawet żałowała, że nie dane jej było poznać Ethana wcześniej. Że może zgodnie z inną wersją wydarzeń, gdzieś w równoległym wszechświecie, znajdowali się oni, tyle, że ona została w Mystic Falls i ta relacja miała sens. Że to nie był jednonocny wyskok, którego potrzebowała żeby oczyścić głowę i przez chwilę poczuć się jak zwyczajna nastolatka.
Freya stała na reprezentacyjnych schodach prowadzących do wejściowych drzwi do kamienicy, która obecnie służyła za hotel. Kobieta miała założone ręce i patrzyła na bratanicę, jakby ta była najbardziej nieodpowiedzialną istotą we wszechświecie. Cóż, dalekie to od prawdy nie było, w końcu martwiła się o nią przez calutką noc, gdy Hope nie raczyła nawet dać sygnału, że żyje. A późniejsze tłumaczenie się dziewczyny, że tak jakoś w natłoku zdarzeń jej się wydawało nie było ulubionym stwierdzeniem Freyi.
Ethan, widząc złowrogi wzrok opiekunki, wciąż trzymając Hope za rękę, jedynie pocałował ją w policzek na do widzenia, żartobliwie się odgrażając, że jeśli dziewczyna przyjedzie do miasta i się z nim nie spotka to uzna to za potwarz. Na co Mikaelson odparła, że przecież nigdy by nie śmiała.
- Lepiej zadbaj o tę kurtkę, bo odbiorę ją przy następnym spotkaniu - oznajmił wreszcie chłopak, szeroko się uśmiechając i wkładając dłonie do kieszeni spodni i kręcąc przecząco głową, gdy Hope zaczęła natychmiast ściągać z siebie jego odzienie.
Po czym przez chwilę, stojąc na schodach, odprowadzała Ethana wzrokiem, z delikatnym ukłuciem w sercu. To nie tak, że pozbierała się po Landonie. Że już Feniksa nie kochała, bo kochała go całym sercem. Tyle, że spędziła ładnych kilka tygodni patrząc na Landona i Josie będących razem, nie mówiąc zupełnie niczego, chociaż niszczyło ją to wewnętrznie. I czuła tę zwyczajną potrzebę bycia nawet nie tyle, co kochaną, co przez chwilę bycia jedyną. Czuła dokładnie to samo, co czuła każda nastolatka. Chęć rozmowy, powygłupiania się, przez chwilę nie chciała nieść całego świata na swoich barkach. I dzięki Ethanowi dostała taką całą jedną noc. I to wystarczyło żeby uporządkowała sobie wszystko w głowie i była pewna swoich zamiarów, które wcześniej stały pod znakiem zapytania.
- Masz solidne kłopoty młoda damo - oznajmiła Freya cicho, gdy Ethan zniknął za zakrętem i opatuliła Hope trzymanym w dłoniach kocem.
- Możliwe, ale zdecydowanie było warto - odparła Mikaelsonówna i uśmiechnęła się szeroko.
Freya nawet gdyby chciała to nie mogłaby być na bratanicę zła. Nie, gdy widziała ją tak szczerze radosną chyba pierwszy raz od śmierci jej rodziców. Jasne, czarownica zdawała sobie sprawę z tego, że nie każdy dzień był dla Hope męczarnią i katorgą, ale wiedziała, jak bardzo na sercu siedzi jej brak najbliższej rodziny i jak wiele musiała poświęcać żeby ratować świat co krok. Do tego wszystkie klątwy i nieprzychylne moce, które Hope złapała w swoim życiu? A wreszcie poświęcenie się w wieku nastoletnim żeby uratować przyjaciół? Było tego zdecydowanie za dużo jak na nastolatkę.
- Byłam na festynie - oznajmiła Freya, sadzając nie aż tak zmarzniętą dziewczynę przy stole w kuchni i zaparzając jej herbatę. - Wyglądałaś jakbyś dobrze się bawiła. Aż mi to przypomniało, jak tańczyłaś wtedy z tamtym chłopcem. Wtedy, gdy Twój ojciec jeszcze żył. Jaki Klaus był szczęśliwy, że mogłaś doświadczyć od życia czegoś tak błahego. Że on mógł to zobaczyć - dodała, uśmiechając się lekko, acz z pewną dozą smutku.
- Początkowo nie było tak cukierkowo - przyznała dziewczyna, bawiąc się kubkiem w dłoniach. - Gdyby nie Ethan to pewnie w ogóle by nie było nawet okay. Ale na szczęście się pojawił. Ale skoro tam byłaś, mogłaś dać mi znak!
YOU ARE READING
The Legacies - Samotność w Nowym Orleanie
FanfictionCo się stanie, gdy Josie rzuci zaklęcie i wszyscy nagle przypomną sobie, kim była Hope Mikaelson? Co jeśli ich reakcja tak bardzo wyryje się w sercu dziewczyny, że ta zapragnie porzucić miejsce, które uważała za drugi dom i spróbuje odnaleźć się zu...