Na zewnątrz już się ściemniało, a na granatowym niebie górował ogromny jasny księżyc. Dziewięciolatka już od godziny stała przy oknie czekając, aż mama skończy pracę przy zepsutym ogrodzeniu i oznajmi, że już czas iść do babci. To był ich comiesięczny rytuał. I dziś wypadał ten dzień. Tylko mama nigdy nie zwlekała z tym tak długo. Czyżby zapomniała? Mama nigdy nie zapominała.
Jasnowłosa przetarła małą dłonią szybę, która zaparowała od jej ciepłego oddechu. Chciała mieć jak najlepszy widok, na to, co robi jej rodzicielka.
Kobieta wyprostowała się, jakby telepatycznie wyczuła zniecierpliwienie dziewczynki. Przetarła mokre czoło rękawem i spojrzała w niebo, jakby czekając na jakiś znak. Cokolwiek kobieta wyczytała w mrugających gwiazdach, z uśmiechem spojrzała w okno małej chatki wprost na swoją małą, śliczną córeczkę.
Dziewczynka, dostrzegając spojrzenie matki, energicznie pomachała rączką i zeskoczyła z krzesełka, na którym stała.
Od godziny miała wszystko dokładnie przyszykowane. Koszyczek, do którego włożyła jabłka zbierane wcześniej w ogródku i ciasteczka, które wraz z mamą piekły rano. Obok wiklinowego kosza leżała czerwona pelerynka, a na podłodze stały wyczyszczone buciki.
Drzwi otworzyły się, a jasnowłosa, aż podskoczyła z radości. Kobieta uśmiechnęła się do córki, a przechodząc obok, pogłaskała ją po jasnej główce.
Dziewczynka chodziła krok za matką, wyczekując.
- mama bardzo się zmęczyła kochanie - odezwała się spokojnym głosem kobieta, siadając ciężko na krześle - dziś chyba nie pójdziemy do babci.
Nie pójdziemy do babci? Jasnowłosa poczuła smutek i zawód. Nie było miesiąca, by nie odwiedziły babci. I co pomyśli sobie ukochana babcia? Będzie jej przykro. A co jak babcia się obrazi? Nie, dziewięciolatka nie mogła do tego dopuścić. Była już na tyle duża, że mogła przecież sama iść z wizytą do babci.
- mamusiu - zaczęła klękając przy matce i kładąc główkę na jej zmęczone kolana - babcia na pewno na nas czeka - starała się nie płakać ani nie krzyczeć. Mama bardzo tego nie lubiła. Mała była z siebie ogromnie dumna, że nie dała się ponieść emocjom - a może ja bym poszła do babci?
Kobieta z nieodgadnionym wyrazem twarzy spojrzała na córkę. Nie była zła, tylko jakby trochę bardziej posmutniała. Jakby wiedziała więcej niż dziewięciolatka i zapewne tak było.
- moja duża córeczka - szepnęła, całując ją w czubek jasnej burzy loków - na pewno znasz drogę?
Dziewczynka energicznie pokiwała główką. Doskonale znała drogę, nie była już małym dzieckiem.
- dobrze kochanie - jasnowłosa była tak podekscytowana, że nie usłyszała zmartwienia w głosie matki - idź prosto do babci, nie zbaczaj z drogi i pamiętaj, nie rozmawiaj z nie znajomymi.
- dobrze mamusiu - powiedziała spokojnie i szybko podniosła się z podłogi całując matkę w policzek.
Była już duża, mama pozwoliła jej samej iść do babci. Z dumnie podniesioną głową podeszła do szafeczki, gdzie stał koszyk. Upewniła się, czy spakowała wszystko, co potrzeba. Spojrzała przez ramię czy matka nadal jest w kuchni i szybko spakowała Pana Bogusia- swojego ulubionego i jedynego pluszowego wilczka zrobionego przez mamę. Pan Boguś był jej bohaterem, z nim nie bała się niczego. Czuła się odważna i niepokonana. To Pan Boguś odstraszył wszystkie zmory czające się w ciemnych kątach pokoju i trzymał je na dystans. Nie chciała w swoją pierwszą samodzielną wyprawę wyruszać bez Pana Bogusia, ale mama nie mogła się dowiedzieć. Jeszcze zmieniłaby zdanie i nie pozwoliła iść do babci. Przecież duże dziewczynki nie potrzebują pluszowych zwierzątek.
Kiedy wszystko było już na swoim miejscu, a Pan Boguś leżał na dnie koszyczka, jasnowłosa założyła swoją czerwoną pelerynkę i wciągnęła buciki na nóżki. Była już gotowa.
Dzieci tak szybko dorastają. Jeszcze niedawno jej mała córeczka zaczynała chodzić, a dziś była gotowa iść sama przez las do babci. Kobietę rozpierała duma, ale również niepokój. Wstała z krzesełka i wyszła pożegnać córkę. Podeszła do swojego maleńkiego Czerwonego Kapturka i pocałował jak zwykle w czubek głowy.
- moja kochana, duża córeczka - szepnęła, nakładając kaptur i chowając pod nim jej złote loczki - idź bo robi się ciemno.
Dziewczynka chwyciła koszyk i wolną dłonią pomachała na pożegnanie.
Skierowała się prosto w stronę lasu, nie oglądając się za siebie. Więc nie mogła zauważyć łez płynących po różowych policzkach rodzicielki odprowadzającej jej wzrokiem.
Jasnowłosa szła pewnie bez cienia lęku, pokonywała tę drogę już tyle razy, co miesiąc, kiedy księżyc był najjaśniejszy i oświetlał drogę. Jedyna droga do babci wiodła przez las, więc pewnie wkroczyła między drzewa.
Po kilku krokach las robił się coraz ciemniejszy, a księżyc niewiele pomagał. Odkręciła się za siebie, lecz drzewa odcięły jej widok na chatkę. I dopiero w tym momencie poczuła nieopisany strach i panikę.
Wyciągnęła z koszyka Pana Bogusia i przytuliła go do piersi. Z tym małym wilczkiem wszystko było łatwiejsze. Jasnowłosa była z siebie bardzo dumna, że pomyślała o wszystkim.
Szła dalej, przecież nie wróci do domu i nie powie mamie, że się boi. Nie zawiedzie ukochanej babci.
Robiła, krok za krokiem, mimo że robiło się coraz ciemniej, a las stawał się bardziej mroczny. Księżyc, który miał wskazywać jej drogę, w tej chwili również ją zawiódł, każdy nawet najmniejszy dźwięk sprawiał, że dziewczynka zamierała, mocniej ściskając maskotkę. Droga nigdy nie była tak długa. Do Czerwonego Kapturka dotarło, że musiała zabłądzić, a przecież miała nie zbaczać z drogi. Łzy same zaczęły napływać jej do oczu. Nie chciała płakać, duże dziewczynki przecież nie płaczą.
Do uszu dziewięciolatki dotarł przerażający dźwięk. Głośne wycie, a zaraz po nim następny i kolejny. Wilki, ale przecież w tym lesie nie było wilków, co miesiąc tedy chodziła i żadnego nie słyszała.
- boję się Panie Bogusiu - szepnęła łamiącym się głosem
Strach i samotność sprawiły, że dziewczynka zupełnie się rozkleiła, łkając cichutko i ściskając pluszaka, aż pobielały jej knykcie.
Z Panem Bogusiem wszystko będzie dobrze, zawsze było.
Powoli podążała przed siebie. Wrażenie bycia obserwowanym się nasilało. Wręcz czuła ciepły oddech na plecach. W tej chwili nawet Pan Boguś nie potrafił odpędzić koszmarów.
Cichy chrzest łamanej gałęzi tuż obok sprawił, że dziewczynka przystanęła. Odkręciła się powoli, sama słysząc, jak szaleńczo bije jej serce.
Stanęła twarzą w twarz z ogromnym wilkiem o czarnym, lśniącym futrze. O oczach o barwie płynnego złota.
O wielkich uszach nasłuchujących uważnie. O dużych, ostrych, przeraźliwych zębach.
Nie zdawała sobie sprawy, że stworzenie obserwowało ją, odkąd tylko wkroczyła do lasu. I przez całą drogę starał trzymać się na dystans, dopiero wyczuwając i słysząc intruzów na swoim terenie, zbliżył się znacznie, zapominając o ostrożności. Przez własną nieuwagę wystraszył jasnowłosą.
Dziewięciolatka uważnie obserwowała wilka, bojąc się nawet oddychać zbyt głośno. Stworzenie zawyło przeraźliwie i zawarczało ostrzegająco. Na zew wilka odezwał się drugi, tuż za nią bardzo blisko. Instynkt wziął górę, dziewczynka wypuściła na ziemie, wszystko, co trzymała w rączkach i zaczęła cofać się w gęste zarośla. Kiedy upewniła się, że wilk zainteresowany jest czym innym, zaczęła biec co sił w nogach, nie oglądając się za siebie.
Udało jej się dobiec do swojej upatrzonej kryjówki, kiedy z zarośli wyszedł mężczyzna trzymający lśniącą stalową broń wyciągniętą na długość ręki.
- stań za mną - mężczyzna powiedział to spokojnym, lecz stanowczym tonem. Wiedział, że dziewczynka nie będzie, w stanie opanować.
To nie była dla niego nowa sytuacja. Miał doświadczenie w tej kwestii. Był łowcą, myśliwym od lat poluje w tych lasach. I nie pierwszy raz spotyka zagubione dziewczynki. Kiedy upewnił się, że Czerwony Kapturek znajduje się bezpiecznie za nim, bez żadnych skrupułów pociągnął za spust. Nawet oko mu nie mrugnęło, kiedy srebrny nabój przebijał serce wilkora. Upewnił się jeszcze, że bestia na pewno wyzionęła ducha i schował broń, odkręcając się do dziewczynki. W tej chwili to ona była najważniejsza. Zwłokami przecież zająć się mogą jego ludzie.
- już jesteś bezpieczna - szepnął mężczyzna. Wiedział, że nie jest dobry w uspokajaniu dzieci, jego żona za to była wręcz stworzona do tego. - choć ze mną - poprosił.
Łowca naprawdę myślał, że najtrudniejsze w dniu dzisiejszym już minęło, nie spodziewał się, że najgorsze jeszcze przed nim.
- mama zabroniła mi rozmawiać z nieznajomymi - szepnęła jasnowłosa, rączką wycierając mokre policzki - idę do babci, na pewno się o mnie martwi.
Mężczyzna westchnął głośno i rozejrzał się w poszukiwaniu swych kompanów. Niech ktoś mu przypomni, dlaczego zabronił kobietom chodzenia na polowanie.
- niebezpiecznie jest chodzić samemu po lesie po zmroku. - powiedział, drapiąc się po głowie - rano zabiorę cię do... babci
Nienawidził takich sytuacji. Wyjaśniania, że to wszystko to tylko piękna iluzja. Jasnowłosa to nie pierwszy Czerwony Kapturek, jakiego uratował.
- mój syn miał dziś urodziny, w domu został jeszcze tort czekoladowy, może miałabyś ochotę?
Dziewczynka nadal była niepewna. Zboczyła ze ścieżki, rozmawia z nieznajomym. Mama pierwszy raz puściła ją samą do babci, a ona już złamała tyle zasad. Powinna od razu iść do babci albo wrócić do domu i wszystko opowiedzieć mamie. Tylko że jasnowłosa bała się znów zostać sama, samiutka, bo nie było przy niej nawet Pana Bogusia i bardzo lubiła tort czekoladowy.
- pan jutro odprowadzi mnie do domu? - spytała.
Dziecko ty nie masz domu - chciał krzyczeć, ale zamiast to powiedział TAK.
Dziewczynka uśmiechnęła się delikatnie i wyciągnęła rączkę łapiąc myśliwego za dłoń.
Jasnowłosa była urocza i wiedział, że jego żona pokocha ją od samego początku. Wiedział, że jeszcze tej nocy czeka go poważna rozmowa i sam nie wiedział, czy uda mu się znów jej odmówić.
- Ooo - odkrecił się i ujrzał jednego ze swoich kompanów patrzącego na zwłoki wilkora i na dziewczynkę w czerwonym płaszczyku. - udało się, naprawdę się udało!
No tak to było jego pierwsze polowanie. I pierwsze zakończone sukcesem. Łowca uśmiechnął się kącikiem ust.
- oczywiście, a teraz trzeba posprzątać.
Młodzieniec od razu z zapałem wziął się za robotę.
Po raz kolejny Jasnowłosa spróbowała spojrzeć w miejsce gdzie był wilk, w miejsce, gdzie zgubiła Pana Bogusia, ale i tym razem Łowca jej to uniemożliwił. To nie był widok dla małej dziewczynki.
- widzimy się w domu - powiedział na odchodne myśliwy do kompana i poprowadził dziewczynkę w głąb lasu. Dziewięciolatka kilkukrotnie próbowała powiedzieć mężczyźnie o Panu Bogusiu. Poprosić by wrócili i go poszukali, ale zbyt bardzo bała się zdenerwować Łowce. Nie wiedziała, że wystarczyło by jedno słowo by myśliwy zawrócił.
Gdy tylko dziewczynka i myśliwy zniknęli za drzewami do młodzieńca przyszli pozostali łowcy. Szybko udało im się posprzątać i nikt nie dostrzegł małego pluszowego wilczka leżącego nieopodal, nikt prócz czarnego wilka obserwującego wszystko z zarośli.
CZYTASZ
Czerwony Kapturek
FantasyDawno, dawno temu... Choć wcale nie tak dawno. Mała dziewczynka w czerwonym płaszczyku sama przez las do babci miała się udać. Brzmi znajomo? Bardzo dobrze, bo robimy wszystko by uświadomić ludzi co naprawdę dzieje się na świecie. Zatrzymaj się na c...