1 rozdział

6.6K 300 119
                                    

Gianna

– Wyjaśnij mi, co to do cholery znaczy! – krzyknął Marco, rzucając we mnie gazetą.

Z ledwością ją złapałam, zanim opadła na podłogę u moich stóp, ale musiałam się sporo pochylić do przodu, aby ten manewr się udał. Niestety, usłyszałam obleśne westchnięcie mężczyzny, siedzącego przy sąsiednim stoliku. Zapewne podziwiał moje wdzięki, gdyż na sobie miałam krótką sukienkę na szerokich ramiączkach, w dodatku luźną i u dołu rozkloszowaną. Wzdrygnęłam się, po czym wyprostowałam się, udając, że nic się nie stało, że niczego nie słyszałam.

– Może usiądziemy i pokażesz mi, o co jesteś zły? – zaproponowałam ugodowo, wskazując stolik, który zajmowałam, czekając na niego. Chciałam się odpowiednio przywitać z narzeczonym i rzucić w jego ramiona, jednak chłód oraz wściekłość, które odbiły się na przystojnej twarzy mężczyzny, skutecznie mnie przed tym powstrzymały.

– Czy to prawda? Czy Dorian Harvey jest twoim mężem? – pytał, cedząc słowa. Prawdopodobnie powstrzymywał się przed zrobieniem widowiska w samym centrum Canolo, małej mieściny, ba, wioski na północy Prowincji Reggio Emilia.

Po moim ciele przeszedł zimny dreszcz, mimo że na dworze temperatura sięgała prawie czterdziestu stopni. Zdjęłam okulary słoneczne i odruchowo zmrużyłam oczy. Nagłe ukłucie wewnątrz czaszki spowodowało przeogromny ból.

– Usiądźmy, porozmawiajmy – wyszeptałam, gdyż opadłam ze wszystkich sił i ledwo utrzymywałam się na rozdygotanych nogach.

– Jak się naprawdę nazywasz, Gianno? Kim jest kobieta z artykułu? Powiedz mi, że to jakaś zaginiona siostra, jakaś pieprzona pomyłka – prosił, pocierając palcem wskazującym dołek między brwiami. – Kurwa, powiedz to! – warknął gniewnie, znów podnosząc głos, czym wywołał poruszenie wśród kilku klientów jedynej kawiarni w miasteczku.

Rozejrzałam się wokół, czując nudności podchodzące do gardła. Musiałam przełknąć tę gorzką pigułkę i zacisnąć zęby. Na szczęście nikogo znajomego nie zauważyłam, w kawiarence siedzieli sami turyści.

– Zapłacę za mrożoną kawę, a później pojedziemy do winiarni, tam wszystko ci opowiem. Proszę, nie rób scen.

Patrzyłam, jak zacisnął lekko kwadratową szczękę i charakterystycznym dla niego gestem poprawił krótkie, czarne jak smoła włosy.

– Costance! – krzyknął niecierpliwie.

Ze środka bladoróżowego budynku wyszła pulchna kobieta dobrze po trzydziestce, wycierając ręce w kolorową ścierkę.

– Marco, czego robisz raban? – Machnęła materiałem w stronę mężczyzny, śmiejąc się wesoło. – Dobrze, że wróciłeś – dodała. – Musisz mi pomóc. Trzeba zmienić beczkę z winem, a Franco akurat gdzieś wcięło.

– Możemy się z tym wstrzymać? Przyjadę za godzinkę.

– To nie potrwa godzinkę – powiedziałam, udając lekki ton głosu, a tak naprawdę cała drżałam w środku. – Idź, poczekam…

Zauważyłam, że Marco wpadł w jeszcze większy szał. Miotał się między wsadzeniem mnie w samochód, a pomocą siostrze. Nienawidził, gdy coś szło nie po jego myśli. Może powinnam mu była opowiedzieć wszystko wcześniej?

Papierowy mąż ✔ PREMIERA 25.01.2023Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz