2 rozdział

3.4K 243 187
                                    

Marco
 


Wróciłem z Anglii, z cholernego Felixstowe. Miałem ochotę rwać włosy z głowy. Wierciłem się w fotelu pasażera, gdy jechałem taksówką, co rusz pocierając palcem wskazującym dołek między brwiami. Taki cholerny tik z dzieciństwa. Przed oczami cały czas miałem Elenę ze zdjęcia w gazecie i Giannę, jak sprowadziła się do naszego miasteczka. To była jedna i ta sama osoba. Nie było możliwości, aby nastąpiła jakaś pomyłka. Chyba że moja narzeczona miała siostrę bliźniaczkę, o której nigdy nie wspomniała. Nie, to niemożliwe, przecież powiedziałaby mi o tym. Tylko dlaczego nie powiedziała, kim tak naprawdę jest? I że przede mną był jakiś mężczyzna? W dodatku mąż?

Myślałem, że była dziewicą, przynajmniej tak się zachowywała. W tych sprawach była bardzo nieświadoma i wstydliwa. To ja ją nauczyłem wszystkiego, począwszy od pocałunków do ostrego seksu. Zwłaszcza tego ostatniego!

Podczas podróży bez przerwy powtarzałem sobie w myślach: uspokój się, uspokój się… Ale jak, kurwa, miałem się uspokoić, skoro przez tyle lat mnie oszukiwała? Ja też nie byłem święty, nigdy o tym nie zapomnę, ale byłem z nią całkowicie szczery. Za młodzieńcze wybryki dostałem zawiasy na pół roku, choć nie to było najgorsze. Dobiło mnie to, że ojciec się za mnie wstydził. Nawet jak próbowałem wyjść na prostą, widziałem jego karcące spojrzenie. I właśnie wtedy pojawiła się Gianna, która zawróciła mi w głowie. Miała ledwie skończone osiemnaście lat, a sama przeprowadziła się z Rzymu na wieś, podobno szukać spokoju po śmierci rodziców. Nie mogła się odnaleźć w wielkim mieście, w tak młodym wieku, więc wbiła szpilkę w mapę i padło na Canolo. Podobno, bo teraz zastanawiałem się, ile w jej opowieści było prawdy, a ile kłamstwa.

Cała wioska za nią latała. Chłopacy oszaleli na jej punkcie, a i dziewczyny próbowały się jej przypodobać. Stylizowały się później na podobieństwo „miastowej”, jak najczęściej była określana za plecami, gdyż Gianna miała swój specyficzny styl ubioru i zachowania. Potrafiła zjednać sobie dosłownie każdego, by jadł jej z ręki. Nieważne, czy było to małe dziecko sąsiadki, któremu spadł lód na ziemię, czy staruszek siedzący przed domem w ostatnich promieniach słońca, ona w kilka dni skradła serca wszystkich mieszkańców. Jedynie do obcych, w sensie turystów czy przyjezdnych, czuła jakiś respekt, może strach.

Czasem zastanawiałem się, czy aby na pewno jest Włoszką, bo gdy się czymś zaaferowała, gubiła akcent. Nie potrafiłem jej rozgryźć, a to fascynowało mnie najbardziej. Podobała mi się już wtedy, ale uważałem, że byłem dla niej za stary. Czuło się od niej tajemniczość, choć nie myślałem, że to niosło za sobą tyle kłamstw.

Nie musiała pracować, nie kryła się z tym, ale zatrudniła się u nas w winnicy do pomocy. Matka się śmiała, że miastowa panienka z pewnością nie jest nauczona ciężkiej pracy przy zbiorach. Dużo osób jej ze śmiechem potakiwało, ale Gianna wszystkich zadziwiła. Dawała z siebie dwieście procent, jeśli nie więcej. Obserwowałem ją wtedy, gdy w pocie czoła zrywała kiście winogron i nosiła pełne kosze na pakę furgonetki. Nie chciała pomocy, tylko czasem rzucała mi spojrzenie, prawdopodobnie którego miałem nie widzieć. Sam łapałem się na tym, że bez przerwy ją obserwowałem, a gdy spoglądała w moją stronę, udawałem, że wcale się w nią nie wgapiam.

Już wtedy była charakterna. Gdy coś jej nie pasowało, potrafiła rzucić talerzem jak rasowa Włoszka. Lub czymkolwiek innym. Ja oberwałem polanem drzewa, całe szczęście tylko w plecy, gdyż zdążyłem się obrócić. Miałem ochotę sprać ją wtedy na kwaśne jabłko, ale podszedłem do niej i pocałowałem, za co dostałem w twarz, chociaż to był tylko niewinny całus. Usiłowałem sobie przypomnieć, co doprowadziło do tego zdarzenia, jednak tyle razy się kłóciliśmy, że nie sposób było zapamiętać każdej jednej sytuacji.

Papierowy mąż ✔ PREMIERA 25.01.2023Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz