Autor na wstępie zaznacza,że był bardzo młody kiedy stworzył tą książkę. Ocenia ją surowo i prosi o to by przeczytać najpierw jego inne dzieła.
Cóż szczerze powiedziawszy nie widzę dużej rozbieżności w jego twórczości. Rzeczywiście dostrzegłam pewne fragmenty zdecydowanie pisane ręką młodego człowieka jednak nie ma to dużego wpływu na fabułę.
Thriller Cobena oscyluje wokół kliniki próbującej znaleźć lekarstwo na AIDS. Najpierw ginie dwóch pacjentów, później lekarz pracujący w ośrodku popełnia samobójstwo. Dziennikarka Sara i policjant Max chcą złapać zabójcę. Trop prowadzi do homofobicznego kaznodziei i jego popleczników. Jednym z nich okazuje się być ojciec Sary.
Nie da się ukryć,że książka porusza problem homofobii, który (po prawie 30 latach) nadal istnieje. AIDS nie powinno być nazywane problemem gejów i spychane na dalszy plan. To choroba przenoszona kilkoma drogami, ale dla ignorantów zawsze będzie tylko jedna, prawda ? Zasłaniane się Biblią też niestety nie przejdzie. Nie jestem w stanie zrozumieć całej tej nienawiści kierowanej do osób homoseksualnych. Czemu każdy nie może po prostu żyć swoim życiem?
Podsumowując fabuła jest bardzo wciągająca i spójnie układa się w całość. Już drugi raz się przekonałam,że Coben lubi wymyślać nieprzewidywalne zakończenia. Na szczęście (dla mnie) w thrillerze nie ma zbyt wiele żargonu medycznego. Myślę, że wszystko co dotyczy AIDS i działania "leku" jest przystępnie opisane. Chyba stanę się zagorzałą czytelniczką Harlana Cobena. Bardzo podoba mi się klimat jego książek i gorąco zachęcam do lektury!