Prolog

125 7 4
                                    

Eren

Właśnie wracałem późnym wieczorem z korepetycji. Byłem zmęczony dzisiejszym dniem. Miałem dużo sprawdzianów w szkole i jeszcze te korepetycje z francuskiego.. Coś okropnego.
Szedłem wolnym krokiem ulicą. Wokół mnie były drzewa i tylko drzewa. Musiałem przejść między lasem, aby się dostać do własnego domu. Połowa drogi była za mną. Dlaczego mama nie mogła po mnie przyjechać? A zresztą, co ja będę ją męczył.. Ostatnio się źle czuje, bo zmarła jej najlepsza przyjaciółka. Nie znałem jej w ogóle. Mama nie chciała mi jej przedstawiać, nie wiem dlaczego.
Był czerwiec aktualnie, więc powietrze jak na wieczór było przyjemnie chłodne. Delikatnie wiatr rozwiewał moje czekoladowe włosy. Usłyszałem jak za mną jedzie samochód, więc zszedłem na trawę. Jednak wóz zwolnił przy mojej osobie, a z niego w mrugnięciu oka wyskoczyło dwóch mężczyzn, ubranych na czarno. Nie mogłem dokładnie opisać jak wyglądali, bo mieli na sobie ciemne kominiarki.

Moje serce zabiło szybciej, zacząłem biec nie patrząc na drogę. Oni zaś byli szybsi. Jeden z nich złapał mnie od tyłu i przycisnął szmatkę nasączoną chloroformem. Poczułem słodki zapach i silny ból głowy. Zemdlałem.

🗝️🗝️🗝️

Obudziły mnie promienie słoneczne padające na moją twarz. Czy to był sen? Przez moje ciało przechodził ból. Nie mogłem się za bardzo ruszyć. Otworzyłem szerzej oczy. Znajdowałem się w drewnianym małym domku. Do moich uszu dochodził dźwięk śpiewających ptaków o poranku. Z trudem się przyczołgałem do okna. Zamiast szyby były tylko kraty. Wyjrzałem przez nie obserwując nieduże jezioro i wiele drzew. Byłem w lesie - to było pewne.
Usłyszałem głośny huk. Drzwi zostały wywarzone, a do środka domku weszło dwóch mężczyzn. Odsunąłem się pod ścianę. Bałem się cholernie. Kim oni do jasnej cholery byli?! Chciałem ich o to zapytać, ale nie mogłem wydać z siebie żadnego dźwięku.

Nagle do pomieszczenia wszedł ktoś jeszcze. Niski, czarnowłosy.. O skórze najjaśniejszej. Jego spojrzenie mogłoby zabijać. Świdrujący, ostry wzrok przeszywał mnie na wylot. Zrobiło mi się gorąco i duszno. Myślałem, że zemdleję. Był ubrany w czarny garnitur, mając między wargami papierosa. Na dłoniach miał czarne, skórzane rękawiczki.

— Eren Jaeger, lat szesnaście. Urodzony w Shiganshinie. Wychowywany przez matkę, ojciec lekarz nie żyje. Ma przyrodnią siostrę. Uczęszcza do liceum ogólnokształcącego — wyrecytował głośno jeden z mężczyzn. Miał blond grzywke zasłaniające oczy i delikatny wąs. Skąd oni o mnie tyle wiedzieli?!

Czarnowłosy na to pokiwał głową, przyglądając mi się. Podszedł do mnie powolnym krokiem. Chciałem się odsunąć bardziej. Patrzył na mnie z góry z pogardą w oczach. Wyjął papieros spomiędzy warg i przystawił rozgrzaną końcówkę do mojej kostki. Wydarłem się, a do oczu napłynęły mi łzy.

— Zamknij się! — ryknął na mnie swoim władczym, niskim głosem. Przez jego krzyk bardziej chciało mi się płakać. Facet odrzucił papierosa na bok, depcząc go butem, a ja patrzyłem na oparzenie na mojej nodze. Piekło cholernie.

— Zabierzcie go do mnie. Chcę go mieć dla siebie — zwrócił się do mężczyzn. Otworzyłem szerzej oczy, chcąc coś powiedzieć lecz czarnowłosy zamachnął się i uderzył mnie z lokcia w głowę. Ponownie zemdlałem.

365 DNI - Riren editionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz