Po prostu mnie zostawił, po tygodniu przestał kochać, ale ja się nie poddałam. Będę walczyć – tak postanowiłam dawno temu i tak będzie. Pisałam, błagałam o szansę... Dosłownie błagałam. Obiecałam, że jeśli mi ją da – zrobię wszystko, naprawię to, co nie tak dawno przestało istnieć. Obiecałam, że nie będę kazała mu się uczyć skoro mu to tak bardzo przeszkadzało, że sama to naprawię, że będzie dobrze... Musiał mi tylko zaufać. Dzwoniłam przy tym tysiące razy prosząc o tą jedną, jedyną, a jednocześnie ostatnią – szansę. Jak ogromną nadzieję zrobił mi mówiąc, że się zastanowi...
Nadzieja matką głupich – czy to nie tak było?
Kolejny dzień w szkole, kolejny dzień kiedy błagam go o tę szansę. Zaczynam rozumieć, że to bez sensu. Proszę wtedy tylko o ostatni pocałunek. Odmawia. Zwyczajnie uciekam – biegnę przed siebie. Widzę wszystko przez łzy, nawet kostka brukowa, z której zbudowany jest chodnik jest tak rozmazana, że aż wydaje się być prosta. Nie dostrzegam ptaków, które jeszcze do niedawna tak pięknie śpiewały, nie widzę drzew, nie rozpoznaję ludzi, wiem tylko, że wszyscy, których przyszło mi minąć, się za mną oglądają. Mam wrażenie, że się ze mnie śmieją, a może to żal, litość? W końcu są walentynki, a ja biegnę przez całe miasto ze łzami w oczach, na policzkach... Kapią... Płaczę tak bardzo, że nie mogę oddychać.
Czuję jakbym biegła godzinę, choć minęło tylko pięć minut, muzyka, która wypływa z moich słuchawek już nawet nie ma znaczenia. Stoję na moście, opieram się o poręcz. Pierwsze co widzę to kłódki z wyrytymi lub napisanymi inicjałami zakochanych. To przytłacza mnie jeszcze bardziej. Jest mi tak cholernie źle. Mam skoczyć? Czy właśnie po to tu przybiegłam? Wyobrażam sobie skok, czy rozwiązałby to wszystko? Czy może tylko pogorszyło? Mam spróbować? Kurwa, nie mam pojęcia, czy mam po co jeszcze walczyć... Zbyt go kocham. Ocieram oczy i wracam do szkoły.
Na tej lekcji siedzę z nim w ławce, to moja kolejna okazja, żeby walczyć o istotę, która jest miłością mojego życia. Robię to, znowu to robię... Błagam. Mówię do niego i pisze na kartce. Chyba ma mnie dość. Na pewno tak jest... Łzy spływają z moich policzków na kartkę...
Napisał na kartce - ,,A co jeśli mam kogoś?". Nie dowierzam, mam nadzieję, że napisał to tylko po to, abym dała mu spokój. Moje serce zwalnia czy przyspiesza? Może właśnie się zatrzymało... Proszę żeby udowodnił, chcę, żeby pokazał wiadomość skierowaną do niej... Wiadomość o treści ,,Kocham Cię". Pokazuje mi konwersację, nie widzę tam żadnych uczuć, żadnej miłości, nie ma tych słów. Teraz smutek zastąpiło zdenerwowanie, wkurwienie. To uczucie było tak silne, że napisałam do niej. Zachowałam się jak dziecko, ale to z miłości. Moje ciało odmawia mi posłuszeństwa. Trzęsę się, płaczę, nie mogę oddychać, jest mi tak bardzo źle. ,,Może czas iść do psychiatry?" - zaśmiał mi się prosto w twarz. To już nie był ten człowiek, który nie tak dawno mi się oświadczył. Nie był tym, z którym chciałam ułożyć sobie całe życie i mieć dziecko, które przyjdzie na świat za osiem miesięcy. Nawet nie zdążyłam mu o tym powiedzieć - nie chcę litości. Nie chcę miłości tylko ze względu na ciążę...
Wróć do mnie błagam...
CZYTASZ
Pozwolisz mi zakochać się jeszcze raz?
Teen FictionJuż nie walczę, już nie mam siły... - jest to wcześniejszy opis, ale teraz śmiało mogę rzec, iż mam siłę i będę ją dzielić z moim ukochanym.