I

411 27 11
                                    

Nieprzeciętny mieszkaniec Rzymu, Petroniusz, zaczynał swój dzień tak jak zazwyczaj. Wstał z łóżka, podszedł do okna, z którego mógł obserwować Rzym w całej okazałości, odetchnął głęboko i przybrał swój sztandarowy wyraz twarzy. Nie wyrażał on żadnej, najmniejszej mimiki. Wyglądał jakby miał recenzować zabawki z chińczyka.

Jak okazało się w niedalekiej przyszłości, mężczyzna w swoim luksusowym apartamencie nie posiadał już żadnych zasobów jego ulubionego pokarmu, czyli granulatu dla Petroniuszów. Ostatnio zjadł cały i teraz udaje niewiniątko.

Postanowił więc wybrać się na targ Rzymski, gdzie ów granulat mógł zakupić. Dotarłszy na miejsce zorientował się, iż dzielnica handlowa stolicy ma do zaoferowania znacznie więcej. Było tam ponad 150, co najmniej 200 gatunków dzikich zwierząt wystawionych na sprzedaż, jednak Petroniusz zainteresowany był wyłącznie jedną, konkretną rzeczą.

Zakupił upragnioną żywność, i miał wracać już do apartamentu na wzgórzu, kiedy został zaatakowany. Mijając stoisko sprzedające andruty w tonach, napadł go chłopak, którego imienia nie miał przyjemności poznać. Rzucił się na Petroniusza, grabiąc łupy i szczerząc się do samego siebie, był gotów odejść. Jednak niespodziewanie, na samym środku alei mieszczącej stragany, zjawił się Szlacheckiej Krwi Gerwazy na Białym Koniu. Przerażony złodziej zadrżał i upuścił torbę z granulatem dla Petroniuszów.

Sam Petroniusz rzucił się na swoje zakupy, sycząc przy tym 'mój sssskarbbb'.

Gerwazy zsiadł z konia, który potrząsnął majestatyczną grzywą. Szlachetny bohater podszedł do odzianego w togę zdobioną trzema pasami u boku mężczyzny, obezwładniając go samym szarmanckim spojrzeniem.

Dresik z rzymskich przedmieści zadrżał ponownie, tym razem nie ze strachu. Pociągał go ten tajemniczy szlachcic. Niestety, ten nie odwzajemniał uczuć Dresa. Zbliżył się, chcąc podnieść sparaliżowanego chłopaka, by następnie wymierzyć sprawiedliwość własnoręcznie. Jednak gdy zbliżył dłoń do młodszego mężczyzny, ten upomniał go grzecznie: 'we we gdzie z tymi łapami pojebało?'. Szlachcic zrozumiał swój błąd i postanowił wynagrodzić go Dresowi.

Gerwazy polecił mu zasiąść na koniu, którego on sam obiecał prowadzić. Dres zgodził się, przy okazji wyjawiając swoje imię. 'Kolego, mów mi Neron'.

Quo Vadis, Mocium PanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz