IV

885 62 42
                                    

Następnego dnia rano obudziłam się koło dziewiątej. Wczorajszego wieczoru napisałam już do Jade, że nie pojawię się w pracy i że ma przełożyć wszystkie spotkania. Wiedziałam, że nie dam rady pracować, kiedy w głowie będę miała tylko to, co chciał mi zrobić Shawn. Poza tym, musiałam szybko znaleźć jakieś mieszkanie, w którym będę mogła zamieszkać. Nie wyobrażałam sobie być z tym bydlakiem pod jednym dachem, a już na pewno nie zamierzałam spać z nim w jednym łóżku.

Westchnęłam cicho, stając na nogi. Zaburczało mi w brzuchu, więc od razu ruszyłam na dół do kuchni. Wiedziałam, że pewnie Dinah jest już w pracy, więc miałam nadzieję, że zastanę tylko Normani. Niestety, idąc po schodach już słyszałam, że Kordei nie jest sama. Stanęłam na ostatnim stopniu, nasłuchując jej rozmowy z Jauregui.

- Laur, nie masz dokąd iść. Nie wyjdziesz stąd, bo ona tak chce - powiedziała Mani.

- Wiem, że nie mam dokąd iść, ale nie chcę, żeby jej było tu źle czy coś. Z tego, co mówiłaś, to pewnie nie wróci do niego, więc musi poszukać czegoś, gdzie mogłaby mieszkać, a to zajmie trochę - odpowiedziała Lauren.

- Od kiedy stawiasz ją wyżej od siebie? - spytała Kordei, chyba zaskoczona słowami przyjaciółki.

Jauregui jednak nie odpowiedziała. Weszłam do kuchni, próbując nie patrzeć na tą zielonooką kreaturę, której nienawidziłam z całego serca. Pieprzona żmija.

- Hej, Mani - powiedziałam, specjalnie zwracając się tylko do czarnoskórej, która właśnie robiła sobie śniadanie.

- Umh, hej. Wyspałaś się? - zagadnęła.

- Yeah, w sumie to tak. A ty? Jak maluch? - Uniosłam brwi, wstawiając sobie wodę na kawę.

- Dobrze, na razie jeszcze muszę być ostrożna i co tydzień mam kontrolę. Ale lekarze są dobrej myśli; powiedzieli, że okres, w którym jest największe zagrożenie poronienia, minął, więc mam nadzieję, że tym razem się uda - odpowiedziała i delikatnie pogłaskała swój brzuch. - Nawet nie wiesz, jak Dinah panikuje. Nie pozwala mi nosić głupiej szklanki z herbatą - dodała rozbawiona.

- A mówiła, że to ty jesteś tą, która panikuje - mruknęłam z uśmiechem. Wiedziałam, że dziecko Mani i Dinah będzie otoczone ogromną miłością i będzie szczęściarzem.

Kiedy zrobiłam już sobie kawę, poszłam do salonu, by na spokojnie zacząć przeglądać jakieś oferty mieszkań. Dziękowałam sobie, że miałam własne konto w banku, więc nie musiałam się kłócić z Shawnem, która część kwoty jest czyja. Upiłam łyk napoju, wchodząc na stronę z ofertami. Zawsze marzyłam o mieszkaniu typu loft, ale Shawnowi nigdy się takie nie podobały, więc nie mieliśmy takiego.

Przez kilkanaście minut siedziałam sama, dopóki obok mnie nie usiadł pies Lauren. Westchnęłam, patrząc na buldoga. To małe stworzenie naprawdę nie chciało mi dać spokoju; może ma coś z właścicielki. Już miałam wystawiać dłoń, żeby pogłaskać psiaka, kiedy do drzwi zadzwonił dzwonek. Chciałam iść otworzyć, ale Mani mnie wyprzedziła.

- Gdzie ta suka? - Usłyszałam i od razu wiedziałam, że to Shawn. Odłożyłam telefon, wstając z kanapy. - Aha, mam cię - powiedział, wchodząc do salonu. - Myślałaś, że mi uciekniesz, huh?

- Shawn - zaczęłam, patrząc na niego uważnie. Wyglądał tak, jakby był pod wpływem jakiś środków. - To, co wczoraj mi zrobiłeś, jest niewybaczalne i nie myśl, że przychodząc tutaj coś zmienisz. Między nami to koniec. Doskonale wiesz, jak dużo czasu zajęło mi przełamanie się do seksu z tobą i nagle, jednego dnia, masz to w dupie i chciałeś mnie, kurwa, zgwałcić! - Uniosłam ton głosu, próbując powstrzymać łzy.

All these years❌Camren[ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz