V

864 61 26
                                    

Oglądanie mieszkań z Lauren było... bardzo dziwne. Podczas gdy ja słuchałam, co na temat mieszkania ma do powiedzenia właściciel czy sprzedający, Jauregui chodziła, milcząc i zaglądając w każdy kąt, jak gdyby była u siebie. To było bardzo denerwujące, zwłaszcza, kiedy dziewczyna po prostu podchodziła i mówiła, że nie chcemy tego mieszkania. Za pierwszym i drugim razem jej to darowałam, ale przy czwartym mieszkaniu, nie wytrzymałam.

- O co ci chodzi, Jauregui? - zapytałam, gdy tylko wsiadłyśmy do auta Mani, które pożyczyłyśmy, by móc jeździć na oglądanie mieszkań.

- Nie wiem, o czym mówisz - odpowiedziała dziewczyna, zapinając pasy. Westchnęłam ciężko, opierając dłonie o kierownicę.

- Każde mieszkanie odrzucasz, chociaż już pierwsze było dobre - zauważyłam.

- Żadne z nich nie było dobre - mruknęła, przenosząc wzrok na mnie. - W pierwszym w łazience był grzyb, zresztą w sypialni też. W drugim znalazłam karaluchy pod łóżkiem, w trzecim była jakaś dziwna dziura do mieszkania obok, więc możliwe, że ktoś by nas podglądał, a w czwartym była nieszczelna instalacja, więc kto wie, czy by nas nie wypierdoliło w powietrze - wyjaśniła mi, a ja byłam pod wrażeniem, jak wiele szczegółów zauważyła. Czyli jej chodzenie nie było bezcelowe.

- Dobra, czyli żadne mieszkanie nie było dość dobre. Więc jakie według ciebie byłoby dobre? - zapytałam i odpaliłam auto. 

- Każde, które nie miałoby takich wad - odpowiedziała Lauren.

- Wiesz co, jeśli zamierzasz mi tak wybrzydzać, to sama sobie szukaj mieszkania - warknęłam na nią. 

Wyjechałam z parkingu i pojechałam w stronę ostatniego mieszkania, które miałyśmy dzisiaj oglądać. Byłam wykończona psychicznie, bo naprawdę chciałam już załatwić sprawę z mieszkaniem, a Lauren wybrzydzała. Rzeczy, które wymieniła, przecież nie były na tyle poważne, że nie dałoby się ich naprawić, a to pierwsze mieszkanie naprawdę mi się podobało.

Wróciłam myślami do czasu, kiedy te dziesięć lat temu szukałam mieszkania dla siebie, abueli i Sofi, jeżdżąc Jaguarem Lauren po mieście. Zielonooka mnie wtedy odnalazła i obroniła przed jakimś zbokiem, który chciał nas wyruchać. Cóż, dawne czasy.

- Myślisz o czymś - stwierdziła Jauregui przyglądając mi się. Zerknęłam na nią kątem oka.

- Nie, jestem skupiona na jeździe - odpowiedziałam, nie zamierzając jej zdradzać, że wróciłam wspomnieniami do przeszłości.

- Mhym... niech ci będzie - mruknęła. - Mani i Dinah wróciły do domu, wszystko dobrze - powiedziała po chwili, patrząc w swój telefon. 

- To dobrze. A jak twój nos? - zapytałam.

- Dobrze, już nie boli. Naprawdę masz dużo siły.

- Nie wiedziałam, że aż tyle. Wybacz. - Westchnęłam cicho. - Sama nie wiem, co we mnie wstąpiło.

- Miałaś coś w rodzaju ataku szału. Naprawdę mocno się wyrywałaś - mruknęła. 

- Wiem. Chciałam po prostu pokazać temu dupkowi, gdzie jego miejsce. Nie pozwolę, by krzywdził moich bliskich - odpowiedziałam.

- Wiesz, muszę przyznać, że byłam zaskoczona, kiedy Normani mi powiedziałaś, że z nim jesteś - przyznała Lauren po dłuższej chwili ciszy. Próbowałam zachować kamienną twarz, ale jej wyznanie mnie samą zaskoczyło. 

- Cóż, tak jakoś wyszło. Wpadłam na niego w Hawanie. Jesteśmy, znaczy, byliśmy razem, ponad siedem lat i nadal nie mogę uwierzyć, że okazał się takim dupkiem - przyznałam, wzdychając cicho. 

All these years❌Camren[ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz