Rozdział 8

8.8K 494 16
                                    

-Różkiewicz. - usłyszałam krzyk. Zerwałam się na równe nogi, kobieta w męskim mundurze stała nade mną.
-Tak? - spytałam niepewnie. Zaśmiała się gardłowo i wyciągnęła mnie z celi. Zostałam popchnięta w stronę wysokiego, dość młodego mężczyzny. Złapał mnie za ramiona i uśmiechnął się zalotnie.
-Jest twoja. - mówi kobieta. Patrzę to na nią, to na mężczyznę. Boję się. Mężczyzna ciągnie mnie do jakiegoś szarego, mało przyjemnego pokoju.
-Kacper Lehrerfert. - przedstawia się. -A piękna pani jak się nazywa?
-Sprawdź sobie jak ci na tym zależy. - warczę i uwalniam się z uścisku.
-Oj, co tak groźnie Paulinko. - śmieje się. Rozbawiło go to? Przyglądam mu się uważnie ze zmarszczonym czołem i odsuwam krok w tył. Jednak zna moje imię.
-Nie łudź się. Nie uciekniesz.
-Nawet nie próbuje. - prycham. Znowu się śmieje. Zaczyna mnie irytować. Łapie mnie za rękę i przyciąga do siebie. Zdecydowanie za blisko.
-Odpręż się, bo będzie bolało. - szepcze. Zaczynam się szarpać, muszę się jakiś obronić jednak w zasięgu wzroku nie mam nic co nadawałoby się do użycia. Próbuję bić pięściami ale kończy się to silnym uściskiem wokół moich nadgarstków.
-Daj mi spokój szwabie. - warczę wściekle.
-Mała co tak ostro. - uśmiecha się. Pcha mnie w stronę biurka i zmusza do położenia się na nim klatką piersiową. - Jak będziesz grzeczna to może nie będę brutalny.
-Wal się. - odwracam głowę i spluwam mu w twarz. -Za grosz przyzwoitości.
-Szwaby tak mają. - uśmiecha się szyderczo. Przytrzymuje mi głowę na ławce i ustawia tak, jak mu wygodnie. Czując ból, zaciskam szczękę, powstrzymuję łzy. Maryśka już o tym mówiła. Wiedziałam że spotka mnie ten los.
Minęło dużo czasu zanim bolesna i upokarzająca udręka się skończyła. Mężczyzna zostawił mnie w spokoju, lecz nie zawołał kobiety w mundurze aby zabrała mnie do celi. Pozwolił bym skuliła się ciasno pod ścianą i chowając twarz w ramionach, którymi obejmowałam przykulone nogi, zamknęła się we własnym świecie. Pełnym marzeń i nie możliwych nadziei.

~*~

Wróciłam do celi. Kobiety patrzyły na mnie ze współczuciem.
-Ej, ile masz w ogóle lat? - spytała młodsza. Podniosłam wzrok w jej zielone oczy.
-Dwadzieścia. - mówię spokojnie. Maria, bo tak ma na imię, otwiera usta aby coś dodać, lecz równie szybko je zamyka. Wzruszam ramionami i wstaję kiedy drzwi się otwierają. Znowu ta męcząca baba. Zauważyłam, że mówią na nią Adna. Wywołuje nas z celi i zabiera do dość obszernego pomieszczenia. Pranie. Oddycham z ulgą z powodu łatwego zadania. Lepsze to niż cielesne katorgi.
Staje przy dużej wannie i biorę się do roboty, wraz z innymi. Kobieta chodzi między nami i nadzoruje, kątem oka zauważam jakiś ruch przy drzwiach. Zaprzestaję na chwile czynności. Mam wrażenie, że serce wyskoczy mi zaraz z piersi ze strachu. Odsuwam się krok w tył, prawie wpadając do wody z mydłem.
-Uważaj. - szepcze Maria i podtrzymuje mnie z tyłu. Odzyskuję równowagę i odwracam się szybko.
-Tylko nie on. - mówię sama do siebie.
-Hm? Syn generała? - ogląda się przez ramię i znów zwraca do mnie. -Współczuję. Podobno jak mu się jakaś spodoba to jest jego dopóki nie umrze.
-Cicho bądźcie, idzie tu. - warczy na nas rudowłosa dziewczyna. Rozpoznaje ją. Moja łączniczka. Uśmiecha się słabo i wraca do roboty. Mężczyzna przechodzi obok nas, sprawdzając jak idzie praca. Nachyla się nade mną i ukradkiem łapie za pośladki.
-Jutro wieczór, u mnie. Trzeba to powtórzyć. - szepcze mi do ucha. Przełykam głośno i lekko przytakuję głową. Syn generała, co? Widząc moje napięcie śmieje się gardłowo i idzie dalej, wyraźnie rozbawiony. Czuję na sobie współczujące spojrzenia. No to się wkopałam.
Adna przyszła po mnie pod wieczór. Dowiedziałam się, że jest siostrą tamtego mężczyzny. Oboje są dziećmi jednego z najbrutalniejszych generałów hitlerowskich. Jego syn nazywa się ponoć Kacper.
-Pospiesz się. - warczy, kiedy wlokę się zmęczona z celi. Wprowadza mnie do tego samego pokoju co wcześniej. Obraz zaczyna mi się rozmazywać przez łzy, ale ignoruję to szybko przecieram oczy ręką. Drzwi zamykają się za mną i znów zostaję tego dnia sama z Niemcem.
-Więc kochanie? - pyta z dumą. -Zaczynamy, czy wolisz chwilę porozmawiać ?
-Och... - wydaje z siebie zdziwione westchnienie. -Więc możemy porozmawiać. Jak miło.
-I tak nie ominie cię najlepsze. - podchodzi bardzo blisko mnie. Dopiero teraz zauważam, że jest trochę niższy od Bronka, jakoś o pół głowy. Wydaje się być młodszy niż mi się wydawało.
-Usiądź, proszę. - wskazuje na krzesło. Grzecznie siadam i wtedy proponuje mi papierosa. Przyjmuję go nie pewnie, tak dawno nie miałam nikotyny w płucach. -Może masz jakieś ciekawe pytania, Paulinko?
-Ile masz lat? - mówię bez zastanowienia, za co zaraz gryzę się w języki.
-Dziewiętnaście, a ty? - siada na przeciwko mnie. Kieruje wzrok na blat ciemnego stołu.
-Dwadzieścia. - odpowiadam zażenowana. Super, mój pierwszy raz nie dość, że był gwałtem to jeszcze z młodszym ode mnie Szwabem. -Nie wypuścisz mnie na słodkie oczka, prawda?
-Nawet o tym nie myśl. - uśmiecha się zalotnie, opierając o blat. -Teraz moje pytanie: podasz mi nazwiska waszych oficerów, generałów lub chociaż kolegów po fachu?
-Nawet o tym nie myśl. - odpowiadam zgryźliwie. -Moja droga, ja o tym nie myślę... Ja wiem że odpowiesz. - uśmiecha się szyderczo, całkowicie pewny swego zdania.
-Tak, tak. Co, znowu mnie skatujecie? Nic nie powiem. - przewracam oczami.
-Mam swoje sposoby aby cię przekonać.
-No ciekawe jakie. - śmieje się
-Nie chcesz ich poznać. Chociaż ogromnie kusi mnie wykorzystanie ich.
-Co, znowu mnie zgwałcisz gówniarzu? - prycham.
-Uważaj co mówisz mała. Nic nie powiedziałem o gwałcie. Są różne sposoby, ale ten gwałt nie jest najgorszym z możliwych pomysłów.-uśmiecha się zalotnie.
-Jasne. - wzdycham. Poprawiam się na krześle i ziewam niby znudzona.
-Nie udawaj że cię to nie obchodzi. Nie chcesz nawet poznać tych genialnych sposobów?- zapytał ni z tego ni z owego.
-Jakoś tak niezbyt... - przeciągam się. -Bardziej obchodzi mnie kiedy stąd wyjdę.
-Jeżeli nie odpowiesz najpewniej nigdy. Chociaż jest niewielka szansa. Oczywiście dotyczy mojego tatusia.-uśmiecha się.
-Och, czyżby wielki władca Pawiaku miał jakiś sposób ? – drwię.
-Ma. Jednak dziś ci go nie zdradzę.-odpowiada bez entuzjazmu, jednak z uśmiechem.-Kończmy gierki. Masz mi powiedzieć o wszystkich kolegach i koleżankach z "pracy'', albo zrobi się nie miło słońce.
-Bez słońca mi tu. Nic ci nie powiem, zrozum wreszcie. -wzdycham ciężko. Zakładam ręce na piersi i siadam wygodniej, rozluźniona i pewna, że do niczego nie dojdzie.
-Nie. Pobawimy się w szantaż. Pierwszy sposób. Katowanie. Na tobie to nie zrobi wrażenia. Dwa. Gwałt. Już nie masz więcej do stracenia. Trzy. Znajdziemy wszystkie osoby z którymi rozmawiałaś w ciągu ostatniego roku i rozstrzelamy, niezależnie czy to była pogadanka o atakach na Niemców czy milusie gadaniny o chłopaczkach. Chcesz śmierci wielu ludzi?- zapytał z ciekawością w głosie.-Odpowiedz kochanie. Chcesz?
-Bez kochanie mi tu. Nikogo nie znajdziecie. - patrzę na niego groźnie spode łba. Zaczynam się zastanawiać jak mogą ich odnaleźć. Panią Basie, Czarnego, jego siostrę. Rudą łączniczkę.
-Jesteś pewna? Mamy fanatycznych detektywów. -chwali.-Poza tym kto nie chciałby wydać jednej czy dwóch, a może parunastu osób za pomoc Niemców w tych trudnych czasach. Wiemy gdzie mieszkasz. Powypytujemy sąsiadów, a później sporządzimy portrety pamięciowe i to poleci dalej. A jak nie będziesz potrzebna... Nie. Zabić cię nie zabije. - zastanawia się chwilę, drapie po brodzie. -To by była za wielka strata, ale przerobienie cię na prywatną zabaweczkę... To kuszący pomysł.-zamruczał.
-Nawet się nie ważcie. - warczę. Niestety jestem świadoma, że na papierach miałam właściwe dane.
-Ja się nie odważę, ale moja siostra... Ojciec... Oni nie mają takich hamulców jak ja. Dlatego to zależy od ciebie. Powiesz kim są twoi koledzy, a niewinni ludzie przeżyją. Jest niewielka szansa że twoi znajomi przeżyją. Twój wybór. Mamy czas. Zastanów się. Co wolisz? Masową śmierć, czy "możliwe'' przeżycie kolegów i koleżanek?
-Nic wam nie zdradzę mimo wszystko. - warczę.
-Wybrałaś? Jesteś pewna?
-Nie zdradzę nikogo z nich. - mówię śmiertelnie poważnie.
-Dobrze. To czas przejść do przyjemniejszej części.-rzuca i podchodzi bliżej. W połowie drogi jednak staje.-Cholera! Pierdolone wyrzuty sumienia. Adna!- krzyczy. Kobieta przychodzi nie śpiesznie, wyzywając go pod nosem od najgorszych. -Zabieraj ją stąd.
Patrzę na niego zdziwiona. Niemiec i wyrzuty sumienia? To się wyklucza samo w sobie. Zostaje wyciągnięta przez chłopczyce i wrzucona do celi. Wale parę razy w drzwi i siadam pod ścianą. Super.

Dziewczyna z batalionuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz