Rozdział pierwszy, czyli o odwadze i wierności

113 19 31
                                    

Dzień zapowiadał się słonecznie i spokojnie. Jambos zszedł na śniadanie, (jak zwykle) nieco spóźniony. Swoją siostrę zastał w kuchni, rozmawiająca z Tsunami. Deszczoskrzydła siedziała po królewsku na blacie kuchennym z założonymi nogami, a jej dziewczyna dopijała przy stoliku kawę z różowego kubka w kwiatki.

Kubka Jambosa.

— Nie wiem, czy to dobry pomysł. Skrytobójca jest mi potrzebny tutaj, bez niego Nocoskrzydłe oszaleją. Mango za to sama sobie nie poradzi, a...

— Cześć, Wasza Wysokość! — Jambos przywitał się entuzjastycznie z siostrą, ostentacyjnie ignorując złodziejkę kubka. Niech wie, że wcale mu nie zależy. Że w ogóle go to nie obchodzi. — O czym rozmawiamy?

Gloria skinęła do niego głową i rzuciła misja dyplomatyczna. Czyli kolejny temat, na którym Jambos się nie zna, hmm. Cóż, i tak warto spróbować.

— Ja mogę iść! — wyszczerzył się radośnie — Mógłbym być bardzo przydatny, umiem wiele rzeczy. Na przykład spać! Albo znikać! A właściwie, to o co konkretnie chodzi?

Tsunami obdarzyła go rozbawionym spojrzeniem, ale zignorowała pytanie i zwróciła się znów do Glorii.

— Zajmę się Nocoskrzydłymi. Niech tylko z czymś spróbują, a poodgryzam im wszystkim ogony. Z resztą, dlaczego nie poślesz mnie? Poradziłabym sobie lepiej, niż ten twój Skrytobójca.

Gloria prychnęła i zeskoczyła z kuchennego blatu. Jambosa dziwiło trochę, że jeszcze nie zaczęły się kłócić. Zwykle działo się to szybciej.

Deszczoskrzydła minęła go, kierując się do salonu, a Tsunami z niezadowoleniem powiodła za nią wzrokiem, zapalając lekko parę ładnych, błyszczących pasów na skrzydłach. Jambos skupił się jednak na czymś innym — na opróżnionym już kubku po kawie, który stał teraz metr od niego. Morskoskrzydła była rozproszona i nie uważała na niego, nie widziała w nim zagrożenia. Nie spodziewała się ataku. Gdyby tylko go chwycił, mógłby...

— Jambos?

Jego siostra stała w drzwiach do salonu i patrzyła na niego ostro i wymownie. Tsunami znów zwróciła na niego uwagę i smok w myślach z żalem pożegnał już zaprzepaszczoną szansę.

— Tak?

— Co kosiarka robi na kanapie?

Tsunami wytrzeszczyła oczy, patrząc na niego z niedowierzaniem. Jambos poruszył się niespokojnie, czując, jak atmosfera zmienia się. Zrobił coś złego? Chciał tylko ugościć nowego znajomego, nic więcej.

— Była zmęczona — zaczął swoją odpowiedź. — Pomyślałem, że nie może spać sama w korytarzu, więc położyłem ją tam.

Gloria westchnęła zrezygnowana i przyłożyła jedną łapę do czoła. Tsunami parsknęła chwilowym śmiechem, zgromiona wzrokiem deszczoskrzydłej królowej, a kubek stał. Był blisko.

Morskoskrzydła podeszła do drzwi, żeby zerknąć do środka salonu, a absurd sytuacji nadal z jakiegoś powodu bardziej ją bawił niż drażnił.

— Dlaczego ty... Ej! — Jambos jednak już jej nie słuchał. Zamiast tego, kubek stracił swojego porywacza-strażnika i teraz w zaskakująco szybkim tempie poruszał się wraz z prawowitym właścicielem do jego pokoju. Akompaniowały temu zdarzeniu krzyki z dołu, a potem histeryczny wybuch śmiechu u dwóch zdezorientowanych sytuacją smoczyć.

* * *

Gdybym pisała źle dialogi (albo cokolwiek innego), to dajcie znać
owo








Ostrza Miłości {Jambos x Kosiarka, wof fanfiction}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz