Lexi...
Pierwszy dzień czegoś nowego zdefiniuje każdy kolejny...
Zawsze trzymałam się tej zasady. Tak naprawdę to nawet nie wiem, czy to zasada, a jeżeli tak, to kto był na tyle mądry, żeby trafić w sedno. Ogólnie, bez znaczenia, czy to prawda, czy wytwór czyjejś wyobraźni, ważne, że od lat zawsze się sprawdzała. Przynajmniej, jeżeli chodzi o mnie i moje życie.
Szkoda, że nie znałam tej mądrości pierwszego dnia szkoły. Może wtedy postarałabym się, żeby ten dzień był inny. Rzecz w tym, że wtedy nie wiedziałam, a mój pierwszy dzień był naprawdę fatalny. Jak każdy kolejny, dopóki nie wyprowadziłam się z Dallas do Los Angeles.
Wiecie o co chodzi, prawda? Idziesz do nowej szkoły i już na starcie jesteś przegrany, jako świeżak. Jak dasz sobą pomiatać jak miotłą, to lepiej zacząć nauczanie indywidualne. Niestety, nie każdego stać na taki luksus. Dlatego musiałam nauczyć się walczyć, co nie przyszło mi łatwo.
Nie mam pojęcia, dlaczego właśnie to bez przerwy chodzi mi po głowie, ale od wczorajszego wieczoru nie mogę wybić sobie tych słów z głowy. Jakbym już w podświadomości przyjęła ofertę Danielo Rivas.
- Dam ci kilka dni na zastanowienie, ale liczę na to, że się zgodzisz. Jutro przyjedzie po ciebie mój kierowca. Porozmawiamy w biurze i wytłumaczę ci wszystko.
Te słowa Danielo, rzucone zanim wsiadłam do czekającego na mnie czarnego jak noc samochodu terenowego, całkowicie już odebrały mi ochotę na sen. Przez całą drogę siedziałam wpatrzona w boczną szybę, od czasu do czasu czując na sobie baczne i zaciekawione spojrzenie kierowcy.
Po nieprzespanej nocy, w podłym nastroju zjawiłam się jak zwykle przed ósmą rano w firmie. Miałam w głowie taki kołowrót, że chwilami nie wiedziałam nawet jak się nazywam.
Danielo powinien być mi wdzięczny, że wczoraj zostałam po godzinach, ponieważ zupełnie nie potrafiłam się skupić na pracy. Zamiast robić swoje siedziałam ze wzrokiem wbitym w komputer, na którym widniało milion otwartych okienek wyszukiwarki. A na każdym jednym z nich jedna i ta sama osoba.
Pieprzony Szatan...
Naczytałam się przez ostatnich kilka godzin o młodym Rivas, choć przyznam szczerze, brukowce to nienajlepsze źródło informacji. Niestety, nie miałam innego. Wszystkie asystentki, łącznie z tą ostatnią, którą zwolnił po cholernych dwunastu dniach, zapadły się nagle pod ziemię. To znaczy, nie nagle, ale za każdym razem, gdy któraś z nich rezygnowała bez podania wyjaśnienia, a ja chciałam porozmawiać i dowiedzieć się przyczyn ich nagłych decyzji, dziwnym trafem telefony, które miałam zapisane, milczały.
Wcześniej nie budziło to tak mojego zaniepokojenia. Fakt ten zwalałam na traumatyczne przeżycia z samym rogatym. Wiecie, po czymś takim, zmiana numeru telefonu to najmniej co można zrobić. Pewnie gdyby tylko to było możliwe, właśnie kolonizowałyby inną planetę.
Do przerwy na lunch niczego konkretnego się nie dowiedziałam, poza tym, że imprezowy chłopak uwielbia towarzystwo pięknych kobiet, i gdy w progu moich drzwi stanął wielki jak szafa facet, podskoczyłam z dłonią na sercu. Pierwsze co przyszło mi do głowy, to fakt, że zapewne Szatan dowiedział się o mojej skromnej osobie i teraz szpieguje co robię. Jednym słowem, sprawdzanie sukinsyna w czasie godzin pracy, nie jest najlepszym posunięciem.
- Panienka D'Angelo? Mam zawieźć panią na spotkanie.
Przeszły mnie ciarki na dźwięk dudniącego głosu, który brzmiał, jakby jego właściciel rzadko używał strun głosowych, albo palił cztery paczki fajek dziennie. Przejście przez pokój, w którym pracowało ponad trzydzieści osób, a wszystkie one odprowadzały mnie wzrokiem, nie należał do przyjemności. Zapewne zaraz po moim wyjściu zaczną spekulować i zakładać, że właśnie jestem na wykopie z firmy. Następnie zaczną ciągnąć zapałki, losując, kto zajmie teraz moje biuro.
![](https://img.wattpad.com/cover/215432281-288-k538769.jpg)
CZYTASZ
INVICTUS. Boss, #1 JUŻ W KSIĘGARNIACH
RomanceSebastiano Rina wkrótce przejmie władzę nad najpotężniejszą rodziną Cosa Nostra w Stanach. To twardy i nieprzejednany mężczyzna, bezwzględny egzekutor, który zyskał przydomek Invictus. Ma prawie wszystko, kobiety też. Oprócz tej jednej... Alexandri...