Rozdział 1

172 10 24
                                    

 Było cicho. Nawet wiatr nie poruszał liśćmi. Taki stan sprawiał, że każdy drobny szelest zmuszał do natychmiastowej reakcji. W końcu prawie nikt nie jest przyzwyczajony do braku jakichkolwiek dźwięków. Hałas jest częścią życia wielu ludzi. Nie zauważamy tego, ale tak na prawdę praktycznie nigdy nie trwamy w całkowitej ciszy. Czasem jest to brzmienie tysięcy głosów na zatłoczonych ulicach, a czasami tylko szelest kartek. Jednak zawsze jest to jakiś dźwięk. Przez całe życie jakieś nam towarzyszą. Może nawet po śmierci słyszymy jak przysypują nas ziemią?

***

 Nowy Jork, zdecydowanie jedno z najwspanialszych miast na świecie. Chyba każdy o nim słyszał. Mimo wielu wad takich jak nie za czyste ulice i dość wysoka przestępczość jest częstym celem turystów. Miejscami chętnie odwiedzanymi są tutejsze parki zwłaszcza największy, Central Park. Wyjątkowo jednak dzisiaj był stosunkowo pusty i cichy. To raczej niepodobne do Nowojorskiego zgiełku i hałasu. Bezgłos zmąciło ciche skrzypienie obdrapanej ławki umiejscowionej pod starym drzewem, usiadł na niej chłopak. Na oko miał około 16 może 17 lat. Trudno było to stwierdzić, bo  kaptur starej bluzy był mocno zaciągnięty na czoło, co sprawiało, że jego twarz byłaby niewidoczna dla przypadkowego przechodnia, jeśli takowy by się pojawił. Pewnie i tak pomyślałby, że chłopak poszedł na wagary. W końcu było wtorkowe popołudnie większość obywateli siedzi teraz w pracy lub szkole. Tylko czy to nie dziwne, że siedział sam?  Młodzi ludzie zazwyczaj,  decydując się na opuszczenie zajęć, zbijają się w małe grupki przyjaciół i, razem łamią, i tak nikogo nieobchodzące w szkolnych latach życia, prawo.

Chłopak podniósł lekko dłoń, aby móc napić się napoju trzymanego w prawej ręce. Już dawno wystygła kawa z automatu miała utrzymać go na nogach po prawie trzech nieprzespanych nocach. Wiedział jakie to absurdalne, mimo to uparcie sączył gorzki napój. Co prawda mógł pójść do sklepu i kupić coś mocniejszego, co na pewno bardziej postawiłoby go na nogi niż za mocno rozcieńczona kawa z kiepskiej jakości ziaren, ale wolał nie ryzykować. Co jakby ktoś zapamiętał jego twarz i przez taką idiotyczną wręcz rzecz jak zakup napoju musiał zaprzestać realizacji jedynego celu, który w jego mniemaniu pozwalał mu codziennie, przeć na przód, mimo beznadziejnego położenia. Z drugiej strony, po co się starał? Większość z jego, jak to ich określał, podwładnych nie była aż tak ostrożna. Miał świadomość, że nie wszyscy członkowie tego versu jedli ludzkie mięso. Liczył jednak, że przynajmniej miejscem ich zakupu były jakieś opustoszałe stacje, w których często nastoletni pracownik nie podniósłby wzroku z nad telefonu. Nawet gdyby klient okazał się seryjnym mordercą. Może przesadzał? Przecież codziennie do sklepów wchodzą miliony ludzi jest niewielka szansa, żeby ktokolwiek zwrócił uwagę akurat na kogoś z nich. Poza tym  powinien martwic się o swój tyłek, a nie zastanawiać się czy, któryś z tych debili nie wszedł do galerii z wielkim transparentem - "Jestem seryjnym mordercą, ale spokojnie, nie zabiję was jak dacie mi kasę na żarcie." Uśmiechnął się kwaśno, gdy przez jego wyobraźnię przemknął obraz takiego zdarzenia. Nagle poczuł delikatny dotyk na swoim ramieniu. Było to tak niespodziewane wybudzenie z zamyślenia, że papierowy kubek z resztkami napoju wylądował na ziemi. Podniósł od razu nieco, chociaż starał się tego nie pokazywać, przestraszony wzrok. Spodziewał się zobaczyć jakiegoś policjanta, który z powodu nieszczęśliwego zrządzenia losu patrolując park, stwierdziłby, że jest wagarowiczem i chciał zabrać na komendę, a niekoniecznie chciał, żeby już pierwszy dzień po jego przybyciu media głosiły o zabójstwie jakiegoś stróża prawa. Tym bardziej że przez pewien czas planował być niezauważony, pomysł udawania zwykłego przechodnia był zdecydowanie nieprzemyślany. Brak snu skutecznie utrudniał mu logiczne myślenie. Pomimo tego faktu wymyślał już w głowie wymówkę jak wyjaśnić brak legitymacji czy innych dokumentów, ale jego wzrok spotkał się z uśmiechem na twarzy wysokiego, zdecydowanie zbyt wysokiego, chłopaka. Chłopak ten zdecydowanie nie był nawet strażnikiem miejskim. Widząc zdezorientowanie na twarzy niższego wielkolud, zaśmiał się krótko i spytał:

- Aż taki jestem przerażający?

Niższy od razu otrząsnął się z chwilowego zdziwienia i wykrzywił twarz w grymasie gniewu. Zrzucił rękę bruneta, a pod wpływem tego nagłego ruchu  kaptur spadł mu z głowy, odsłaniając nieco za długie, brązowe włosy z wypłowiałymi ufarbowanymi na czerwono końcówkami. 

- Mogę usiąść? 

- Nie, Darren. Zwierzęta nie powinny siadać na ławkach.

Chłopak tylko westchnął ze zrezygnowaniem i usiadł obok szatyna.

- Mark.

- Tak, to moje imię - warknął brunet i sięgnął po kubek, żeby zacząć obrywać rozmokłe brzegi przedmiotu.

- Ile ty nie spałeś? Dwie, trzy doby?

Młodszy chłopak zaprzestał czynności i nawiązał kontakt wzrokowy, co wglądało dość zabawnie, bo musiał znacznie unieść głowę, z Darrenem.

- Skąd takie wnioski? -  wymruczał. 

- Oprócz tego, że masz ogromne wory pod oczami, to zachowujesz się jak baba z okresem.

- Nie przesadzaj.

Głowy obu przedstawicieli płci męskiej zwróciły się w kierunku głosu. Stała tam niewysoka szatynka z dość nienaturalnie intensywnie zielonymi oczami.

- Tak, zbierzmy się tu wszyscy! Po cholerę szlajać się po jakiś opuszczonych budynkach i starać się być niezauważonym przynajmniej przez te parę dni, kiedy ustalamy plan działania. Lepiej wszyscy zbierzmy się przed ty drzewem i ustalmy go tutaj. Może jeszcze dokupmy szampana, żeby przyjemnie się rozmawiało?

- A temu, co jest? -  Wzrok zielonych oczu powędrował na zgarbioną postać Marka, który przecież sam przyszedł do tego parku i usiadł na ławce. Później skierowała pytające spojrzenie w stronę Sanguy'a.

- Okres ma - stwierdził krótko i wstał, ignorując mordercze spojrzenie niebieskich oczu Pettersona - lepiej chodź i nie garb się tak, bo będziesz jeszcze niższy, niż jesteś.

Uwaga ta została skwitowana cichym pomrukiem i prawdopodobnie jakimś przekleństwem adresowanym do szatyna, ale chłopak wstał i ruszył ścieżką do wyjścia z parku. 

Pozostali bez słowa ruszyli za nim. Całą drogę się już nie odzywali. Darren lubił czasami wystawiać na próbę i tak niewielką cierpliwość Pettersona, ale wolał nie robić tego za często. Wiedział, że mimo znacznej różnicy wzrostu to Mark miał przewagę, a wolał nie przekonać się na własnej skórze, co to znaczy podpaść chłopakowi. Już nie raz widział jaki brutalny potrafi być w stosunku do ofiar czy zakładników, którzy byli za bardzo, albo za małomówni w mniemaniu szatyna. Choć wiedział, że puki jego żarty dotyczą luźnych i niezobowiązujących tematów, jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo, a jedne co go możne w najgorszym wypadku czekać to parę dodatkowych blizn. Jednak gdyby chociaż najniewinniejszy żart jego autorstwa zaczepił o przeszłość Pettersona, wiedział, że prawdopodobnie nie dożyłby jutra.

 W sumie nie dziwił się. Tu nikt nie mówił o swojej przeszłości. Przeważnie znali swoje historie  z relacji innych czy wyłapanych w rozmowie półsłówek. Z początku wszyscy starali raczej unikać bliższych relacji z innymi członkami.  Wydawało się to jakby niepisaną zasadą, żeby się nie przywiązywać i tak nie warto, ale czy ktoś w tym versie w ogóle trzymał się jakichkolwiek zasad? Nie wspominając o moralności. Niemożliwym jest przebywanie z kimś i nienawiązanie relacji opartych przynajmniej na negatywnych emocjach. Z czasem czy tego chcieli, czy nie niektórzy zaczęli mieć dla siebie większe znaczenie niż przypadkowo spotkana osoba. Zawiązały się swego rodzaju znajomości i każdy zdążył sobie wyrobić, przynajmniej oparte na krótkiej rozmowie, zdanie o innych.   

- Gdzie my tak właściwie idziemy? - spytała, przerywając długą ciszę, szatynka. 

_____

Uwielbiam ten moment, kiedy Mark siedzi w jednym z najczęściej uczęszczanych miejsc, a nie chce kupić energetyka w sklepie. Boję się o dalszy rozwój tej książki, skoro już tu logika jest na zacnym poziomie, ale z drugiej strony czego się spodziewać po nastolatku, który nie spał przez długi czas. Mam tylko nadzieję, że nie wpadnę na jakiś pomysł, którego nawet brak snu nie będzie w stanie wyjaśnić. 

Ta książka jest opublikowana dzięki @SlusarzJan, autorce okładki, bo gdyby nie ona to pewnie premiera była by jakoś w wakacje.

MarazmOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz