Kłopoty

264 16 7
                                    

Brunetka z głuchym uderzeniem wypadła z wirującego portalu prosto na grządkę różnokolorowych ziół.
Skrzywiła się i otrzepując ubrania z ziemi, rozejrzała się po okolicy. Wylądowała przy niewielkiej, drewnianej chacie tuż na skraju lasu. Po przeciwnej stronie było widać w oddali jakąś małą wioskę otoczoną polami. Prychnęła ze śmiechu, nawet nie dziwiąc się, że jej przyjaciółka zamieszkała jak najdalej od innych ludzi. Rozmasowała bolące nadgarstki, na które upadła i nim zdążyła cokolwiek więcej zrobić, usłyszała zdenerwowany, dziewczęcy krzyk.

- Wyłaź z tych ziół! Oliwia mi urwie głowę. - Blondynka zaczęła gorączkowo obgryzać paznokcie, gdy podbiegła do czarodziejki i nie zwracając na nią już uwagi, przystąpiła do oglądania powstałych zniszczeń. - Ja już nie żyję. - Zaśmiała się nerwowo, widząc ilość młodych roślin wyrwanych prosto z gleby. Portal skosił przynajmniej półtorej grządki krwawnika, a upadająca kobieta zakończyła też nieszczęsny i dość krótki żywot kilkudziesięciu żółtych dziurawców.
- Nie panikuj. - uspokoiła ją starsza, wzruszając ramionami. - Nie zabije cię. Może co najwyżej lekko przetrąci. Tak czy siak, nie będzie mieć na to czasu. Gdzie ona jest?
- Tak, idź do niej, to w sumie twój portal zrobił tu pobojowisko. Na tobie się wyżyje, a mnie może nie zagryzie. Pracuje w lesie. - Odpowiedziała piwnooka nastolatka w prawie bezdechu.

Magiczka nie czekała na więcej instrukcji, których i tak pewnie by nie dostała, patrząc na strzępki ledwo pozostałych nerwów Anieli, tylko od razu ruszyła w stronę leśnej, piaszczystej ścieżki. Po drodze rzuciła tylko swoją torbę pod brązowy płot domu i przywitała się z czarno-brązowym psem, który do niej poleciał, szczekając wesoło. Po dziesięciu minutach chodzenia między kwitnącymi olchami i wierzbami, czasami gdzieniegdzie przetykanymi białymi pniami brzóz cieszyła się, że od kiedy została czarodziejką, zniknęła jej nieszczęsna alergia na pyłki, bo inaczej znów jej spojówki byłyby w tragicznym stanie. Nagle ponownie tego samego dnia usłyszała krzyk, przez który okoliczne ptaki, siedzące na drzewach, poderwały się do lotu. Odwróciła się w kierunku, skąd dobiegł hałas i w ostatnim momencie zdążyła uskoczyć przed rogami rozpędzonego jelenia.
- Wszystko przeciw mnie. Jak nie zepsute portale, to wściekły jeleń. - warknęła i przyspieszyła kroku.
Między drzewami zobaczyła niską brunetkę, która szamotała się zapamiętale z rudym lisem, który co chwila kąsał ją ostrymi kłami po nadgarstkach, gdy ta próbowała zmienić mu opatrunek na łapie. Zwierzę syczało i wierzgało w rękach Oliwii, starając się wyrwać coraz bardziej zapamiętale. W końcu kobieta zdenerwowana machnęła ręką na próbę pomocy małej bestii i wypuściła ją. Mały drapieżnik zniknął czym prędzej za drzewami, bojąc się, że ta wariatka znów go dopadnie.

- Niewdzięczny pacjent, co? - parsknęła czarodziejka, opierając się o pień pobliskiego drzewa.
Jej przyjaciółka dopiero teraz poderwała głowę z pokaleczonych rąk i spojrzała na Zuzie, by po chwili bezsilnie wywrócić oczami. Ze skrzypnięciem stawów podniosła się z trawy i zaczęła zbierać swoje rzeczy ze ściółki, by zapakować je do niewielkiej torby.
- Nie miałaś być przypadkiem w Aretuzie?
- Dzięki za miłe powitanie. - Zaśmiała się zielonooka, odpychając się od drzewa. - Znudziło mi się tam, a nowe adeptki są z roku na rok coraz bardziej tępe. Nie mam zamiaru je uczyć. W sumie to przyganiał kocioł garnkowi. Ostatnim razem mieszkałaś w Mayenie, a teraz prawie druga strona Temerii. Co się stało, że padło akurat na jakieś zadupie przy Anchor? Sądziłam, że moje zaklęcie namierzające zaczęło szwankować.
- W końcu mam święty spokój.- Odpowiedziała tamta, zarzucając na ramię skórzaną torbę wypchaną po same brzegi. Sądząc po zapachu, większą częścią jej zawartości były wyjątkowo nasycone ziołami maści. Zapach aż uderzał w nos nawet z odległości dwóch metrów.
- A teraz mów, co cię do mnie sprowadza, bo nie sądzę, że to zwykła wizyta, prawda? - Mówiąc, ruszyła spokojnym krokiem w stronę wyjścia z lasu.
- No dobra, prawda. - Brunetka wywróciła oczami. - Mam dla nas zlecenie. - Odparła z wyraźnym zadowoleniem w głosie.
- Znowu? - Niska brunetka ponownie wywróciła oczami i przyśpieszyła kroku.- Sądziłam, że po ostatnim skończyłyśmy z najemnictwem. Rady w naszych bractwach dały nam dość dosadne pogadanki na ten temat, że jesteśmy nierozsądne i niszczymy ich dobre imię. Nie zapominając o tym, że Aniela wylądowała podczas naszego zlecenia w gnieździe pełnym wiwern.
- Oj, nic jej nie jest przecież. Zjadły ją? Nie. Więc w czym problem? Tym razem będzie inaczej. To proste zadanie. - Oliwia rzuciła jej znaczące spojrzenie, słysząc obietnice przyjaciółki.
- Tak, jasne, wtedy też miało być. Nigdy nie dostajemy prostych zleceń.
- Teraz naprawdę to będzie proste zadanie. Mamy tylko odeskortować jakiegoś szlachcica w pewne miejsce. Co może się stać?
- Znając nas? Wszystko. Nie muszę być jasnowidzką, by to przewidzieć.- Odpowiedziała druidka.

Kłopoty Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz