Good Company

177 12 47
                                    

Nikt nie lubi rano wstawać. Nieważne, czy to chodzi o dorosłą osobę, czy nastolatka, bądź dziecko. Brian jednak należał do tych, którzy są wyjątkami. Co prawda jego dormitorium znajdowało się w Wieży Zachodniej, z której nie było do końca widać jego ulubionego wschodu Słońca, ale i tak przyzwyczaił się do wcześniejszej pobudki niż inni. Podniósł się z łóżka i usiadł na nim. Dzisiaj mieli mniej zajęć, więc mógł spotkać się ze swoimi przyjaciółmi- Rogerem, Deakim oraz Freddiem. Na samą myśl o tym uśmiechnął się- bardzo lubił spędzać z nimi czas. Spojrzał zza okno- Niebo było bezchmurne i Słońce powoli zaczęło górować. Postanowił, że ubierze się w szaty szkolne i zejdzie do pokoju wspólnego, żeby poczytać w spokoju książkę przy kominku. Tak więc to uczynił. Po założeniu ubrań podszedł do lustra, poprawił krawat i starał się ułożyć swoje włosy. Po nocy nie należały one do najładniejszych na świecie. Trochę udało mu się je ogarnąć, a gdy stwierdził, że nic im już nie pomoże, zszedł do pokoju wspólnego.

Tradycyjnie nikogo nie było o tej porze w tym miejscu. Brian usiadł wygodnie w fotelu z książką obok kominka. Była to jego ulubiona o Astronomii. Należał do tej garstki uczniów, która nie miała problemów z tym przedmiotem. Zawsze fascynował się tym tematem. Wiedział, że chce po szkole dalej szkolić się w tym kierunku.

Minęło może półtorej godziny, kiedy pierwsi uczniowie zaczęli wychodzić ze swoich sypialń. Nie pierwszy raz inni widzieli Briana zaczytanego w lekturze o tej porze dnia. On jednak zdawał się tym nie przejmować. Po minięciu około piętnastu minut postanowił, że pójdzie na śniadanie. Nie należał do osób, które jedzą bardzo dużo (z resztą było to po nim widać). Ale wyznawał zasadę, że śniadanie jest najważniejsze i starał się tego trzymać.

Idąc korytarzami Hogwartu mijał znajome twarze- m. in. zaznajomionego Prefekta Naczelnego Jimiego Beacha. Freddie zaczął go nazywać "Miami" i tak w końcu przylgnęła do niego ta ksywka. Dalej niestety zobaczył, jak idzie Paul Prenter- chłopak na przedostatnim roku nauki, który jest w Slitherinie. Nikt go zbytnio nie lubił, ale ten za to zaczął ubiegać się o względy u Freddiego. Mercury chyba serio nie dostrzegał tego, jak tamten typ potrafi manipulować ludźmi.

Na szczęście po chwili zniknął Brianowi z oczu.

Po chwili znalazł się w Wielkiej Sali. Spora część uczniów już siedziała przy swoich stołach zajadając się śniadaniem. May odnalazł oczami Rogera siedzącego miedzy jakimiś dwiema nawet ładnymi dziewczynami (cały on), a Johna rozmawiającego z Veronicą- ewidentnie John coś do niej czuł, ale nie chciał się do tego przyznać. "Freddie pewnie się spóźni i zrobi wejście gwiazdy" pomyślał sobie Brian.Pomachał do kumpli, a oni mu wesoło odmachali. Następnie usiadł przy swoim stole i zaczął jeść posiłek. Na szczęście każdy może sobie coś tu znaleźć. On akurat jest wegetarianinem, więc zjadł 2 kanapki z sałatą i ogórkiem popijając herbatą z mlekiem.

Po śniadaniu udał się na pierwsze zajęcia, którymi były eliksiry. Prowadził je profesor Horacy Slughorn. Brian bardzo je lubił i próbował na nich ciężko zakuwać, jednak to, że miał te zajęcia z Gryfonami (czyli z Rogerem w roli głównej) sprawiało, że często nie potrafił się skupić. Oczywiście cieszył się, że Roger miał je razem z nim, ale często przez to wspólnie rozpraszali się na lekcji. Starał się przelać swój zapał do nauki na Taylora, on jednak był oporny.

Dzisiaj mieli robić eliksir miłosny. O dziwo blondyn z wielkim zapałem wyrywał się do pracy. Nie obyło się bez pytań typu "Ej Bri, ile mam tego tu wrzucić? To ma być tak pocięte?" itp. Brian już przez 5 lat nauki przywykł do jego pytań, jednak te było nowe.

-Brian, myślisz, że jeżeli to mi się uda, to będę mógł go "dać" Dominique?- zapytał Taylor.

-Rog, przecież są inne sposoby, żeby zdobyć laskę. Ty akurat powinieneś to wiedzieć najlepiej- westchnął kręconowłosy.

A kind of magic- Queen!Hogwart au (ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz